X

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Błysk w oczach Adama i jego powrót do małych prowo�
    kacji wystarczyły, by wytrącić ją z otępienia, w jakim trwała
    od paru godzin. Ze zdziwieniem spostrzegła, że chodząc po
    kuchni, zaczęła nucić jakiś przebój. Kiedy bekon już się
    zarumienił i z tostera wyskoczyły grzanki, zawołała Adama
    na kolację.
    - To się nazywa zgrany zespół - powiedział, stając
    w drzwiach w pięć sekund pózniej. Miał na sobie wytarte,
    świeżo wyprane dżinsy i luzny sweter. Przejął inicjatywę,
    wyłączył elektryczny czajnik i sięgnął po pudełko z herbatą.
    - Dziękuję, Naomi. Już na sam zapach cieknie mi ślinka
    - dodał, potwierdzając to głośnym burczeniem brzucha.
    - Ostrz zęby - poleciła, nakładając na talerze spore
    porcje. - Siadaj, ja zaparzę herbatę.
    - Mhm... bekon jest wspaniały - mruknął. - Jeżeli sma�
    żysz coś takiego na śniadanie dla Edwarda, to się nie dziwię,
    że postanowił się z tobą ożenić.
    Właśnie gdy udało się jej wreszcie uspokoić, ta drobna
    prowokacja rozbiła dobry nastrój jak eksplozja.
    - Nie robię śniadań Edwardowi - oznajmiła, zastanawia�
    jąc się, dlaczego jego słowa wyprowadziły ją z równowagi.
    - Nie? Nawet wtedy, gdy spędzacie razem noc?
    - Nigdy nie spędziliśmy razem nocy - wyjaśniła z lodo�
    watym chłodem, nie potrafiąc zapanować nad grymasem,
    który pojawił się na jej twarzy. Co go to obchodzi?
    Przez chwilę panowała cisza, na tyle niezręczna, że zapra�
    gnęła, by powiedział cokolwiek, nawet jeden ze swoich głu�
    pich żartów. On jednak wpatrywał się w nią w milczeniu.
    - Czy w żyłach tego mężczyzny płynie krew, czy mleko?
    - wypalił nagle. - Chyba zwariowałaś, jeśli wmawiasz sobie,
    że możecie być szczęśliwi bez tej iskry, która pojawia się
    między mężczyzną i kobietą. Chyba że... jesteś wciąż dzie�
    wicą?
    Poczuła, jak przez jej ciało przebiega gorąca fala, wspina�
    jąca się po szyi i zalewająca policzki.
    - Nie... - wy bąkała, nie wiadomo czemu broniąc się
    przed jego atakiem, i z jękiem zamknęła oczy. Powinna go
    uderzyć, zamiast odpowiadać na takie pytania.
    - I kto by się tego spodziewał po Edwardzie! - rzekł
    jeszcze bardziej rozdrażnionym głosem.
    - To nie był Edward - wydusiła.
    Kolejne chwile ciężkiej ciszy stawały sienie do zniesienia.
    Powoli otworzyła oczy. Siedział naprzeciw niej bez ruchu,
    a jego cierpliwe spojrzenie zdawało się mówić:  Czekam na
    coś, co masz mi do powiedzenia, i będę tak siedzieć dopóty,
    aż zdecydujesz się to zrobić".
    Niestety, znała to spojrzenie zbyt dobrze, by spodziewać
    się, że granie na zwłokę odniesie jakiś skutek.
    - To było dziewięć lat temu - zaczęła, niezbyt panując
    nad głosem i dziwiąc się, że zamierza mu opowiedzieć całą
    historię, skoro nie zdołała do tej pory przemóc się, by wyznać
    wszystko Edwardowi. - On był lekarzem, który robił duże
    wrażenie na kobietach, a ja byłam pielęgniarką, której nie�
    trudno zawrócić w głowie, i która lekkomyślnie wzięła mę�
    skie zapewnienia o miłości jako deklarację poważnych za�
    miarów. - Zaśmiała się smętnie. - Mało brakowało, a zaczę�
    łabym układać wtedy listę gości na wesele. On wkrótce wy�
    ruszył na nowy podbój.
    - Bardzo go... kochałaś? - spytał z wahaniem.
    - Tak... Myślę, że wtedy go kochałam. W przeciwnym
    razie nie poszłabym z nim do łóżka - wyznała ze smutkiem
    w głosie, będącym słabym echem dawnego rozczarowania.
    - Wtedy zrozumiałam, że to, co naprawdę liczy się w związ�
    ku, to nie gorące pocałunki i namiętne noce, ale wzajemne
    zrozumienie i chęć realizacji wspólnych celów.
    - I Edward się z tym zgadza?
    - Oczywiście, że się zgadza - odparła z irytacją. - Nie
    oświadczyłby mi się, gdyby nie wierzył, że pasujemy do
    siebie.
    - A czy ty go kochasz? - dociekał, a Naomi po raz pier�
    wszy poczuła, że odpowiedz, którą do tej pory uważała za
    oczywistą, uwięzła jej w gardle.
    - Nie przyjęłabym jego propozycji, gdyby było inaczej
    - odparła wymijająco.
    Po lekkiej zmianie na twarzy mogła poznać, że zauważył
    jej unik, i wiedziała, że należy spodziewać się kolejnego
    ataku. Edward z pewnością nie wyłapałby takiego niuansu
    i przyjąłby jej słowa z wiarą niezakłóconą najmniejszym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.