-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poprowadzili audycję, coś w rodzaju podwójnego wywiadu, podczas którego oboje
będziecie odbierać telefony. Przemieszanie publiczności, brzmi świetnie. Rozmawiałem z
BarbarÄ… Walters...
- Nie wystÄ…piÄ™ w telewizji. Chyba wiesz dlaczego. - Na mojej stronie internetowej nie
było nawet mojego zdjęcia.
- No tak, wiem. Mimo to i tak będziesz pierwszym znanym wilkołakiem w tym kraju.
Miałam co do tego wątpliwości.
- Chyba tylko pierwszym, który się do tego przyznał. Dzięki, Ozzie. Dzięki, że jesteś dla
mnie taki wy-rozumiały.
- Przecież dalej jesteś Kitty, prawda? Wyglądasz, jakbyś w ogóle wczoraj nie spała.
Może wez sobie dziś wolne? Ale najpierw oddzwoń do Sterna.
Zaraz po powrocie do domu zadzwoniłam do T.J.-a. Telefon dzwonił pięć razy. Już
myślałam, że wyszedł. Ale odebrał.
- To ja. Idę do Arturo. Pójdziesz ze mną?
Głupio zrobiłam, że do niego zadzwoniłam. Powie Carlowi. Nie ma szans, żeby to przed
nim ukrył. A wtedy naprawdę będę miała kłopoty. Ale musiałam do niego zadzwonić. Z
kim innym miałabym pogadać?
Może liczyłam na to, że mi pomoże bez żadnych pytań.
- Odeszłaś z audycji? - Nie odpowiedziałam. Chyba nawet jęknęłam. On westchnął. -
Wiesz, że nie wy-starczy, że oddasz Carlowi część pieniędzy. Tu nie chodzi o pieniądze.
- Nie chodzi. Chyba nie myślisz, że to dlatego chcę zostać, co?
- Nie. Wiem, jak wiele to dla ciebie znaczy.
- To jak możesz mi mówić, żebym zrezygnowała?
- Bo ta audycja cię zmienia. Pół roku temu w życiu byś się ze mną tak nie kłóciła.
Wdajesz się w bójki, na litość boską.
Zamknęłam oczy. Odezwałam się ciszej:
- Czy wszystkie zmiany są złe?
- Dasz się zabić. I to nie ludziom takim jak ten płatny morderca.
- Jestem dorosła. Sama potrafię o siebie zadbać.
- Nie potrafisz.
I o to w tym wszystkim właśnie chodziło. Które z nas miało rację?
- Chyba będziemy się musieli przekonać. Rozłączyłam się.
Doszłam do uliczki za Obsydianem.
Obsydian był stylową galerią sztuki, która specjalizowała się w antykach i imporcie.
Galeria była tylko przykrywką. Na niższych poziomach, pod piwnicą mieszkał Arturo. Pod
ekskluzywną fasadą kryła się krypta, w której miejscowe wampiry przesypiały dzień.
Pół roku temu na myśl o tym, żeby iść w pojedynkę do legowiska Arturo, byłabym
sparaliżowana ze strachu. Teraz przynajmniej cały ten pomysł mnie bawił. Ale nie
mogłam zrobić ostatnich kilku kroków, które dzieliły mnie od schodów wiodących do
piwnicy. Stałam na uliczce z rękami w kieszeniach kurtki. Była północ, całkiem ciemno. W
każdej chwili na schodach mógł się pojawić rój wampirów. Uznają moją obecność za
naruszenie ich terytorium i będą się bronić. Już widziałam nagłówek: Prezenterka
radiowa zamordowana w porachunkach gangów".
Jeśli mi się poszczęści, jeśli będę tu stać wystarczająco długo, może zjawi się Rick i
spytam go o radę. Al-bo poproszę, żeby pogadał z Arturo. Ostatecznie był mi winien
przysługę za to, że pracowałam nad sprawą Elijaha Smitha.
W końcu strach okazał się silniejszy niż złość. Stałam tam tylko minutę, a potem
odwróciłam się i ode-szłam. Nadal byłam tylko szczeniakiem.
Kiedy doszłam do rogu, złapały mnie jakieś ręce. Nie, pazury. Ręce zamieniające się w
pazury. Zobaczyłam gwiazdy, kiedy zostałam przyciśnięta do muru i rąbnęłam głową w
cegły. Ktoś przytrzymał mi ramiona w żelaznym uścisku, przygniótł mnie do ściany i wpił
kciuki w gardło. To był T.J.
Palce mu się skracały, a ręce robiły się grubsze w miarę, jak do głosu dochodził jego
wilk. Dusił mnie. Jego twarz była kilka centymetrów od mojej, a w oczach pojawiły się
złociste plamki. Miał obnażone zęby i wydobywał się zza nich pomruk tak niski, że aż
wibrował w jego rękach.
Wytrzeszczałam na niego oczy i z trudem łapałam oddech. Nie żebym mogła zrobić
dużo więcej.
T.J. wycedził przez zaciśnięte zęby:
- Byłaś nieposłuszna. Instynkt każe mi pogruchotać ci wszystkie cholerne kości. Czemu
tego nie robiÄ™?
Przełknęłam ślinę. Mógł mnie rozerwać na strzępy, ale nawet mnie jeszcze nie drasnął.
Mogłam z nim walczyć. Wiem, że mogłam - wilczycę aż skręcało z chęci, żeby uciec lub
stanąć do walki. Nie pokonałabym go. Ale to niezbyt się teraz liczyło. Nie skomlałam. Nie
położyłam się na plecach, żeby okazać uległość.
To mnie przerażało. Nie chciałam walczyć z T.J.-em. Musiałam się skoncentrować, żeby
nie rzucić się na niego z łapami. Udało mi się wziąć wystarczająco głęboki oddech, żeby
się odezwać:
- Bo czasem trzeba posłuchać swojej ludzkiej strony.
T.J. cały się trząsł. Ręce mu drżały na moich ramionach. Ja stałam w bezruchu.
Patrzyłam mu w oczy, widziałam zmarszczki na czole i w kącikach oczu, jakby był zbyt
wściekły, żeby stłumić emocje, ale się starał. Proszę, proszę. Miałam nadzieję, że zobaczy
w moich oczach błaganie, że miał w sobie jeszcze wystarczająco dużo z człowieka, żeby
odczytać ludzkie uczucia.
Nagle mnie puścił. Oparłam się bezwładnie o ścianę. Patrzył na mnie, wykrzywiając ze
złości usta. Mokre od potu włosy przykleiły mu się do skroni. Chciałam się odezwać, ale
nie miałam pojęcia, co mogłabym powiedzieć, poza tym miałam ściśnięte gardło.
Odwrócił się i odbiegł. Zciągnął koszulę i wyrzucił ją, po czym skręcił ża róg. Na plecach
wyrosło mu lśniące, niebieskoszare futro. Zniknął.
Usiadłam gwałtownie i przycisnęłam twarz do kolan. Cholera, cholera, cholera. Jak ja
się w to wszystko wplątałam?
No więc. Nie porozmawiałam z wampirami i nie odeszłam z audycji.
- ...twierdzę tylko, że jeśli w ten sposób chcesz zwrócić na siebie uwagę, może
powinnaś z kimś po-rozmawiać - z jakimś psychoterapeutą albo kimś w tym rodzaju - o
tym, że musisz znalezć ujście dla swojej agresji...
Nachyliłam się do mikrofonu.
- Ej, kto tu się bawi w pseudopsychologa? Szczerze mówiąc, prowadzę popularną
audycję radiową. Myślisz, że potrzebuję większego rozgłosu? Następny, proszę. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl