• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    drogi powrotnej do domu. Nic nie pamiętam z tamtego dnia i to łączy mnie
    i moją żonę.
    Od tamtej chwili minęły już cztery lata. W tym okresie staraliśmy się, o
    ile to możliwe, żyć normalnie. Allie wszystko zorganizowała, bo miała to
    we krwi. Załatwiła formalności związane z opuszczeniem domu i
    przeniesieniem się tutaj. Sporządziła nowy testament i zapieczętowała.
    Zostawiła szczegółowe instrukcje dotyczące pogrzebu  leżą teraz w moim
    biurku, w najniższej szufladzie. Nie czytałem ich. A gdy już się z tym
    uporała, zaczęła pisać. Listy do przyjaciół i dzieci. Listy do braci, sióstr i
    krewniaków. Listy do siostrzeńców, bratanków i sąsiadów. Oraz list do
    mnie.
    Czasem, gdy jestem w odpowiednim nastroju, czytam go i wtedy mi siÄ™
    przypomina, jak w chłodne zimowe wieczory Allie siedziała przy
    kominku, w którym huczał ogień, i z kieliszkiem wina pod ręką czytała
    listy, które do niej napisałem. Zachowała te listy, a teraz ja je trzymam,
    gdyż kazała mi to obiecać. Powiedziała, że będę wiedział, co z nimi robić.
    Nie myliła się; okazało się, że z przyjemnością czytam ich fragmenty, tak
    samo jak ona to kiedyś robiła. Intrygują mnie te listy, bo kiedy je
    przeglądam, przekonuję się, że namiętność i romantyczne porywy są
    możliwe w każdym wieku. Patrząc teraz na Allie, wiem, że nigdy nie
    kochałem jej goręcej, lecz kiedy czytam listy, uświadamiam sobie, że
    zawsze czułem do niej to samo.
    Ostatnio zaglądałem do nich trzy dni temu, w nocy, kiedy już dawno
    powinienem był spać. Dochodziła druga, kiedy podszedłem do biurka,
    wyjąłem grubą, długą paczkę podniszczonych kopert. Rozwiązałem
    tasiemkę  nawet ona liczy już sobie prawie pół wieku  i wyjąłem listy,
    które przed wielu laty matka ukrywała przed Allie, a także te pisane
    pózniej. Całe życie zamknięte w listach  w listach, w których wyznaję
    miłość, pisanych z głębi serca. Przerzucałem je z uśmiechem, wybierając
    to ten, to inny, aż w końcu rozłożyłem kartkę, którą napisałem w pierwszą
    rocznicę naszego ślubu.
    Przeczytałem fragment:
    Kiedy spoglÄ…dam teraz na Ciebie, jak poruszasz siÄ™ wolno, noszÄ…c w
    sobie nowe, rosnące życie, mam nadzieję, że wiesz, jak wiele dla mnie
    znaczysz i jak szczególny był dla mnie ten rok. Nie ma człowieka
    szczęśliwszego nade mnie i kocham Cię z całego serca.
    Odkładam kartkę, szukam wśród kopert i wyjmuję kolejny list, tym
    razem pisany w chłodny wieczór trzydzieści dziewięć lat temu.
    Siedząc przy Tobie w czasie jasełek, kiedy nasza najmłodsza
    fałszowała, aż uszy puchły, zerknąłem na Ciebie i zobaczyłem na Twojej
    twarzy dumę, która rodzi się tylko u ludzi umiejących przeżywać wszystko
    sercem, i uświadomiłem sobie, że nie ma na ziemi szczęśliwszego
    mężczyzny ode mnie.
    A kiedy umarł nasz synek, ten, który tak bardzo przypominał matkę...
    Były to najtrudniejsze dni w naszym małżeństwie i te słowa nadal brzmią
    prawdziwie:
    W chwilach bólu i cierpienia będę Cię tulił i kołysał, zabiorę Twą mękę
    i uczynię ją swoją. Kiedy płaczesz, i ja płaczę, a gdy Ty cierpisz, ja też
    cierpię. I wspólnie spróbujemy powstrzymać potoki łez i zwątpienie, by
    dalej brnąć po wyboistych ścieżkach życia.
    Zatrzymuję się na chwilę, wspominam naszego chłopca. Miał wtedy
    cztery latka, był jeszcze dzieckiem. Ja żyję już dwadzieścia razy dłużej niż
    on, ale gdybym mógł, oddałbym to, byleby on żył. To straszne: pochować
    własne dziecko, nikomu nie życzę takiej tragedii.
    Z trudem powstrzymuję łzy, przerzucam listy i wybieram następny, z
    dwudziestej rocznicy naszego ślubu  o tym znacznie łatwiej myśleć.
    Kiedy patrzÄ™ na Ciebie, najmilsza, rano, nim wezmiesz prysznic, albo w
    pracowni, gdzie uwijasz się umazana farbą, z brudnymi włosami i
    zmęczonymi oczami, wiem z całą pewnością, że jesteś najpiękniejszą
    kobietą na świecie.
    I tak następowały po sobie te listy, korespondencja życia i miłości.
    Czytałem kolejne, niektóre bolesne, najczęściej jednak podnoszące na
    duchu. O trzeciej byłem już zmęczony, ale dotarłem do końca. Został tylko
    jeden, z samego dna, ostatni, jaki do niej napisałem. Wtedy już
    wiedziałem, że muszę jakoś wytrzymać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl