-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zwierzęta te, mimo ciepłego futra, są mniej wytrzymałe na chłód niż człowiek. W ciągu całej
zimy pancerz wody wokół lepianek jest im potrzebniejszy niż ogień małemu dziecku.
Lecz obecnie panowało lato, toteż na pozór wydra nie zagrażała zbytnio Szczerbatemu i jego
plemieniu. Oczywiście naprawa wyrządzonych przez nią szkód wymagałaby pewnej pracy, lecz
było ciepło i jadła znajdowano pod dostatkiem.
Przez dwa dni wydra śmigała wokół tamy, nie robiąc na razie zła. Kazan wziął ją za bobra i
próżno się na nią zaczajał. Spoglądała nań podejrzliwie i miała się dobrze na baczności. %7ładne z
nich nie przypuszczało nawet, że dążą do jednego celu.
Tymczasem bobry pracowały nadal, choć coraz ostrożniej. Poziom wody stawu rósł i paru
murarzy podjęło właśnie budowę trzech nowych domków. Lecz w wydrze zbudził się raptem
instynkt niszczycielski. Zaczęła badać tamę tuż przy fundamentach. Znalazłszy słabsze miejsce,
za pomocą ostrych zębów i kulistej głowy poczęła wiercić otwór. Cal za calem nadwerężała
przeszkodÄ™, to Å‚amiÄ…c chrust, to wymijajÄ…c grubszy konar, lecz zawsze kruszÄ…c Å‚Ä…czÄ…cÄ… zaprawÄ™.
W ten sposób wybijała nieregularnych kształtów tunel o siedmiocalowej średnicy. W ciągu
sześciu godzin przerwała na wylot podstawę tamy szerokości pięciu stóp.
Strumień wody chlusnął z sadzawki i poziom jej począł gwałtownie spadać. Gdy zaszedł ten
znamienny fakt, Kazan wraz z Szarą Wilczycą czatowali na południowym odcinku wybrzeża.
Słyszeli ryk prądu bijącego przez wydartą szczerbę i widzieli, jak wydra siadłszy na tamie prycha
i otrząsa, się niby wielki szczur wodny. W ciągu pół godziny staw w sposób widoczny zmalał, a
wartki prąd omywając tunel powiększał jego średnicę. Po dalszych trzydziestu minutach
fundamenty trzech nowozbudowanych chat, położone pierwotnie pod wodą, stanęły na błocie.
Dopiero wtedy widząc, że zbawczy żywioł porzuca ich siedziby, Szczerbaty rozpoczął alarm.
Kolonię ogarnął popłoch. Wkrótce wszyscy jej mieszkańcy uganiali się rozpaczliwie po
lśniącej powierzchni stawu. Bobry pływały od brzegu do brzegu, nie zważając już na linię
demarkacyjną. Szczerbaty wraz z wyborową asystą pośpieszył ku tamie, co widząc wydra z
szorstkim wrzaskiem dała nurka między nich i jak błyskawica przeciąwszy sadzawkę wpadła do
łożyska strugi.
Tymczasem wody ubywało nadal, w miarę czego bobry ogarniała coraz większa panika.
Zapomniano o obecności Kazana i Szarej Wilczycy. Parę młodszych zwierząt wylazło na brzeg
od strony wykrotu i pies skomląc nerwowo chciał już im zabiec drogę, gdy pewien stary bóbr
zawieruszył się nieopatrznie w pobliże jego kryjówki. Kazan dopadł go w dwu susach mając
Szarą Wilczycę zaledwie o jeden skok za sobą. Reszta bobrów widząc fatalny wynik krótkiej
walki co prędzej uciekła na przeciwległy brzeg.
Woda opadła do połowy dawnego poziomu, gdy Szczerbaty i jego pomocnicy odnalezli
wyłom. Natychmiast wzięto się do naprawy. Jednak, by jej dokonać, należało zdobyć sporo
grubszych gałęzi, by zaś je dostać, bobry musiały wlec niezdarne cielska przez szerokie pasmo
błotnistego gruntu. Lecz obawa kłów nie wstrzymała ich tym razem. Instynkt uprzedził je, że tu
idzie o życie całej kolonii, że jeśli nie załatają w porę dziury, staw zniknie, a wraz z jego końcem
przyjdzie kres i na nie.
Dla Kazana i Szarej Wilczycy był to dzień mordu. Zabili jeszcze dwa bobry obok kępy
wierzb. Potem, przeszedłszy w bród płytką strugę poniżej tamy, odcięli w zagłębieniu gruntu
dalsze trzy zwierzęta. Ta trójka nie miała najmniejszych szans ucieczki, nastała więc sroga rzez.
Nieco pózniej Kazan schwytał i zadusił szóstego bobra.
Nad wieczorem mord wygasł. Szczerbaty, wspomagany przez swych dzielnych towarzyszy,
zdołał załatać dziurę i woda w sadzawce zaczęła się podnosić.
O pół mili w górę strugi wydra leżąc na płaskim pniu zwalonego drzewa grzała się w
promieniach zachodzącego słońca. Nazajutrz miała ponownie ruszyć ku tamie i rozpocząć raz
jeszcze swą niszczycielską działalność. Taka była jej metoda. Bawiła się, nic więcej.
O zmierzchu Kazan wałęsając się wzdłuż brzegu wraz z Szarą Wilczycą dostrzegł raptem
drzemiÄ…cÄ… wydrÄ™.
Całodzienna praca, pełny żołądek i ciepła pieszczota słońca rozmarzyły wydrę. Leżała
również nieruchomo jak pień, który służył jej za posłanie. Była już leciwa, wielka, siwo
zabarwiona. %7łyła od lat dziesięciu, zadając kłam rzekomej wyższości ludzkiego sprytu nad
sprytem zwierząt. Próżno zastawiano na nią sidła. Daremnie chytrzy traperzy budowali z drzewa
i głazów wąskie kanały; nie dała się omamić i uniknęła żelaznych szczęk czyhających w końcu
pułapki. Brnąc po błocie zostawiała po sobie olbrzymi ślad. Niewielu łowcom powiodło się ją
oglądać. Gdyby nie wyjątkowa przebiegłość, jej piękne futro dawno by już zostało sprzedane do
którejś z europejskich stolic. Było godne książęcych ramion. Jednak od lat dziesięciu nikt nie
zdołał go zdobyć.
Lecz teraz panowało lato. %7ładnego trapera nie skusiłby obecnie widok wydry, futro bowiem
nie przedstawiało najmniejszej wartości. Instynkt uprzedził ją o tym. Latem nie lękała się
człowieka, nieobecnego zresztą. Zatem drzemała słodko, nie zważając na nic, cała oddana
rozkoszy snu i pieszczocie słońca.
Kazan, przejęty wciąż jeszcze pościgiem zaborczych bobrów, skradał się cicho brzegiem
strugi. Szara Wilczyca dreptała z nim bark w bark. Nie wywoływali żadnego szelestu, przyjazny
zaś wiatr niósł ku nim wszelkie wonie. Przyniósł również zapach wydry. Dla psa i wilczycy był
to odór ziemnowodnego zwierzęcia, silnie cuchnącego rybą, toteż uznali, iż należy do bobra.
Zaczęli sunąć jeszcze ostrożniej. Wreszcie Kazan ujrzał śpiącą wydrę i przestrzegł swoją samkę.
Natychmiast stanęła nieruchomo, z uniesionym w górę łbem, podczas gdy pies kroczył naprzód.
Wydra poruszyła się niespokojnie. Zapadał zmierzch. Słoneczny blask zgasł. W pobliskiej
gęstwinie sowa niskim hukaniem witała nadchodzącą ciemność. Wydra westchnęła głęboko., [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl