• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Ostatnie, czego się spodziewała, to uzyskanie odpowiedzi. Usłyszała ją jednak.
    Wypowiedzianą cichym, dobiegającym nie wiadomo skąd głosem.
    Chwyciła się biurka, żeby nie spaść z krzesła. Odpowiedz pojawiła się również na
    ekranie komputera.
    - Hornblower Caleb, kapitan MSK, porzucił czynną służbę.
    - O mój Boże. - Z ręką przy gardle pokręciła głową. - Trzymać się, przeczekać.
    - Tryb oczekiwania - usłyszała.
    To niemożliwe, musi mieć halucynacje. Tak, przepracowanie, stres, brak snu. Stąd te
    dziwne objawy... Zamknęła oczy i trzykrotnie głęboko odetchnęła. Gdy je otworzyła, zobaczyła
    jednak, że słowa nie znikły z ekranu.
    - Co, u diabła, tu się dzieje?
    - %7Å‚Ä…danÄ… informacjÄ™ przekazano. Czy sÄ… potrzebne dodatkowe dane?
    Niepewnie odsunęła papiery i znalazła zegarek Cala. Przysięgłaby, że głos wydobywał
    się właśnie stamtąd. Nie, to po prostu niemożliwe. Namacała palcem cieniutki, przezroczysty
    przewód biegnący od zegarka do stacji dysków komputera.
    - W co on gra?
    - Dostępne pięćset dwadzieścia gier. Którą uruchomić? - Podaj nazwę.
    - Libby?
    Caleb stał w progu. Intensywnie myślał. Nie czas wyrzucać sobie karygodną
    nieostrożność. Zresztą, chyba podświadomie chciał, by coś zmusiło go do wyznania prawdy.
    Teraz jednak, gdy Libby się odwróciła, nie był pewien, czy prawda wyjdzie im obojgu na dobre.
    Libby nie była przestraszona, ona była zwyczajnie wściekła.
    - W porzÄ…dku, Hornblower. Teraz powiesz mi, co siÄ™ tu dzieje.
    Zdobył się na miły uśmiech.
    - Gdzie?
    - Tutaj, do cholery - wyjaśniła, celując palcem w monitor.
    - Chyba sama wiesz lepiej, to twoja praca.
    - %7łądam wyjaśnień. Natychmiast.
    Podszedł do niej. Zerknął na ekran i uśmiechnął się. Chciała zatem wiedzieć, kim on jest.
    Ucieszył się, że wzbudził jej zainteresowanie.
    - Nie, wolałabyś tego nie słyszeć.
    Powiedział to łagodnie. Wziąłby ją za rękę, gdyby jej szybko nie cofnęła.
    - Chcę, i to natychmiast - powtórzyła. - Ty... ty... wszedłeś tu, podłączyłeś swój zegarek
    do mojego komputera i...
    - Interfejs. Chyba znasz to słowo.
    - Może mi wyjaśnisz, jak zegarek może współpracować z komputerem osobistym -
    wycedziła przez zęby.
    Położył ręce na jej ramionach.
    - Nigdy mi nie uwierzysz.
    - Lepiej się postaraj, żebym uwierzyła. Czy ten zegarek to coś w rodzaju miniaturowego
    komputera?
    - Tak.
    Sięgnął po zegarek, lecz Libby okazała się szybsza.
    - Zostaw. Nigdy nie słyszałam o miniaturowym komputerze, który reaguje na głos,
    współpracuje z komputerem osobistym i ma na dysku miejsce na pięćset gier.
    - Rzeczywiście. - Spojrzał w jej zagniewane oczy. - Nie mogłaś słyszeć.
    - Powiedz mi, skąd go masz, Hornblower. Kupię taki sam ojcu na Boże Narodzenie.
    Uśmiechnął się nieznacznie.
    - Chyba jeszcze przez jakiś czas nie będzie go na rynku. Chciałabyś się dowiedzieć
    czegoś więcej?
    - Tak. Prawdy.
    Splótł palce z palcami jej dłoni.
    - To ma być cała prawda czy wystarczą najistotniejsze fakty?
    - JesteÅ› szpiegiem?
    Nie spodziewała się, że Cal się szczerze roześmieje. Pocałował ją w policzek.
    - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - nalegała. Wyrwała rękę. - Jesteś agentem?
    - Dlaczego tak uważasz? Wstała i zaczęła krążyć po pokoju.
    - Bo wszystko za tym przemawia. Rozbijasz samolot podczas potężnej burzy, gdy żaden
    rozsądny człowiek nie wsiadłby nawet do samochodu. Nie masz dokumentów. Twierdzisz, że
    nie jesteś wojskowym, ale byłeś ubrany w jakiś dziwny mundur. I masz zegarek, który
    odpowiada na pytania. - Spojrzała na ten przedmiot, żeby się upewnić, czy to wszystko nie jest
    tylko snem. - Wiem, że niektóre służby wywiadowcze dysponują bardzo nowoczesnym
    sprzętem. Może nie jesteś Jamesem Bondem, ale chyba...
    - Kim jest James Bond? - zapytał Caleb.
    - Bond, James, kryptonim 007. Fikcyjna postać stworzona przez dwudziestowiecznego
    pisarza lana Fleminga. Podaję tytuły książek...
    - Wyłącz się - polecił Cal, przeciągając ręką po włosach, wyraznie zakłopotany. Jedno
    spojrzenie na Libby pozwoliło mu wywnioskować, że wpłynął na niebezpieczne wody. - Może
    usiądziesz? - zaproponował cicho.
    Skinęła głową i przysiadła na skraju łóżka. Choć było już za pózno na środki ostrożności,
    Cal odłączył swój komputer i schował go do kieszeni.
    - Więc chcesz, żebym ci wyjaśnił... Właściwie już nie chciała. Przeklęła jednak w myśli
    swe tchórzostwo i szybko skinęła głową.
    - Dobrze więc, ale to ci się na pewno nie spodoba. - Usiadł na krześle. - Odbywałem
    rutynowy lot z kolonii Brigston.
    - SkÄ…d?
    - Z kolonii Brigston. Na Marsie. Libby zamknęła oczy i potarła je dłonią.
    - ChwileczkÄ™.
    - Uprzedzałem, że ci się to nie spodoba.
    - Chcesz zatem, bym uwierzyła, że jesteś Marsjaninem?
    - Nie bądz śmieszna. Opuściła ręce na kolana.
    - Ja jestem śmieszna? Siedzisz tu, mówisz, że przyleciałeś z Marsa, a to ja jestem
    śmieszna? - Z braku czegoś lepszego chwyciła poduszkę i rzuciła nią w kąt pokoju. Wstała i
    znów zaczęła chodzić tam i z powrotem. - Posłuchaj, nie chcę się wtrącać w twoje życie
    osobiste, nie oczekuję nawet wdzięczności za ocalenie ci życia. Sądzę jednak, że należy mi się
    jakiś elementarny szacunek. Jesteś w moim domu, Hornblower. Chcę usłyszeć prawdę.
    - Tak, wiem. Właśnie ci ją wyjawiam.
    - Doskonale. - Opadła na łóżko. - Jesteś więc z Marsa.
    - Nie, z Filadelfii.
    - Ach - odetchnęła z ulgą. - Wreszcie docieramy do sedna. Leciałeś do Los Angeles i
    rozbiłeś samolot.
    - Statek. Pozostała spokojna.
    - Statek kosmiczny?
    - Możesz to tak nazywać. - Nachylił się w jej kierunku. - Musiałem zmienić trasę z
    powodu deszczu meteorytów. Zboczyłem z kursu, za bardzo, instrumenty pokładowe zaczęły
    szwankować. Wpadłem w czarną dziurę, której nie ma na mapach.
    - W czarnÄ… dziurÄ™.
    Odechciało się jej śmiać. Jego spojrzenie było absolutnie poważne. On w to naprawdę
    wierzy, pomyślała z przerażeniem. Musiał odnieść bardzo poważne obrażenia, których niestety
    nie zauważyła.
    - To znaczy w skompresowaną gwiazdę. Zasysa wszystko: gwiezdny pył, gazy, nawet
    światło.
    - Tak, wiem, co to jest czarna dziura. - Nie wolno go zdenerwować. Musi go wprawić w
    dobry nastrój, przyjaznie zainteresować się jego opowieścią, potem położyć go jakoś do łóżka. -
    A więc leciałeś statkiem kosmicznym, wpadłeś w czarną dziurę i rozbiłeś się?
    - Najprościej można to tak ująć. Nie wiem, co się dokładnie zdarzyło. Dlatego właśnie
    podłączyłem mój komputer do twojego. Potrzebuję informacji, żeby dokonać obliczeń i
    bezpiecznie wrócić do domu.
    - Na Marsa?
    - Nie, u diabła. Do dwudziestego trzeciego wieku. Grzeczny uśmiech zastygł Libby na
    twarzy.
    - Rozumiem.
    - Nie, nie rozumiesz.
    Wstał. Cierpliwości, nakazał sobie. Trudno, żeby mi od razu uwierzyła, skoro sam nie
    mogę tego do końca pojąć.
    - Już wieki temu powstawały teorie dotyczące podróży w czasie. Wszyscy zgadzają się co
    do tego, że gdyby statek osiągnął wystarczającą prędkość, by przemknąć z odpowiednią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl