• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    byliby kolekcjonerami.
    - Ale jeśli ma rację, gra toczy się o wielkie pieniądze. I rzecz nie tylko w kasie. To
    mogłoby wymazać całą twoją przeszłość. Gdybyś pojawiła się z onirytem, nikogo by już nie
    obchodziło, co ci się przydarzyło pół roku temu.
    - Dobrze. Spróbuj mnie przekonać. Co wiesz o tym tak zwanym onirycie?
    - Nie powiem ci ani słowa więcej, dopóki nie zgodzisz się ze mną pracować -
    zaryzykował.
    - Cóż, w takim razie... - wyprostowała się i odsunęła od sarkofagu - wygląda na to, że
    nasza rozmowa dobiegła końca. Do zobaczenia, Ryan.
    - Zaczekaj! - Gwałtownie chwycił ją za ramię, gdy próbowała go wyminąć. - Jesteś
    profesjonalistką. Wiesz równie dobrze jak ja, że jeśli w tej plotce jest choćby ziarno prawdy,
    to będzie znalezisko dziesięciolecia. To zbyt ważna sprawa, żebyś pozwoliła, by rządziły tobą
    uczucia.
    - Jeśli jest w tym choćby ziarno prawdy - powtórzyła i spojrzała znacząco na jego dłoń
    na swoim ramieniu. - Bądz tak miły i zabierz rękę.
    - Chodzi o Londona, tak?! - wrzasnął rozwścieczony. - Szuka onirytu, a tobie się
    wydaje, że lepiej trzymać z nim niż ze mną!
    - Zabierz tę rękę, Ryan.
    - On jest z Gildii! A to znaczy, że jest niebezpieczny.
    - Puść mnie, Ryan.
    - Cholera! Nie widzisz, co siÄ™ dzieje? On ciÄ™ wykorzystuje.
    - O czym ty mówisz?
    - Doskonale wiesz o czym. On ma własne plany.
    - Każdy ma własne plany. Ty też.
    - Cokolwiek planuje London, założę się, że to niezgodne z prawem.
    - Na twoim miejscu nie oskarżałabym głośno Londona o to, że jest przestępcą. -
    Przypomniała sobie słowa Emmetta w kawiarni. - Mogłoby mu się to nie spodobać. Ryan
    poczerwieniał.
    - Co to znaczy? Tylko dlatego, że cię pieprzy, wierzysz w każde jego słowo?!
    Myślałem, że jesteś mądrzejsza, Lydio.
    - Moje prywatne życie to nie twoja sprawa, Ryan. Już nie.
    - Uważaj - warknął. - Sam fakt, że London w ogóle cię wynajął, powinien był
    wzbudzić w tobie podejrzenia, że ma wobec ciebie złe plany.
    - A jaśniej?
    - Wiesz równie dobrze jak ja, że gdyby potrzebował konsultanta do jakichś legalnych
    działań, zwróciłby się do Stowarzyszenia i wynajął prywatnego paraarcheologa. Ale on
    wybrał ciebie. To cię nie zastanawia?
    - Chyba dość już powiedziałeś, Ryan.
    - Wybrał ciebie. Splataczkę pracującą w takim miejscu jak to, bo tak się podsmażyła,
    że straciła pracę na uniwersytecie. Wytłumacz mi, dlaczego zachciało mu się zatrudnić
    paraarcheolog, która pewnie już nigdy nie będzie pracować w szanowanym zespole
    wykopaliskowym?
    - Zamknij siÄ™, Ryan.
    - Widziałaś swoje własne akta parapsychologiczne? Co najmniej dwóch psychiatrów,
    którzy cię leczyli po tym, jak wyszłaś z katakumb, zalecało, żebyś się zgłosiła na miły,
    spokojny oddział, i to na dłuższy pobyt. Zacisnęła pięści.
    - Te dane sÄ… podobno prywatne.
    - Gówno prawda. To na wydziale tajemnica poliszynela, co jest w tych aktach.
    Zdiagnozowali u ciebie skrajny paradysonans, amnezję i ogólny uraz psychiczny. Oboje
    wiemy, co to znaczy. Według opinii ekspertów, jesteś skłonna do załamań pod najlżejszą
    presjÄ….
    - Nic takiego siÄ™ nie zdarzy.
    - A już na pewno nie będziesz nigdy pracować pod ziemią. Nie z legalnym zespołem. -
    Machnął ręką. - Cholera, masz szczęście, że w ogóle dostałaś robotę w tym byle jakim
    muzeum. Zalała ją fala złości. Poczuła ból i uświadomiła sobie, że paznokcie wbijają jej się w
    skórę.
    - Jeśli mnie nie puścisz, zacznę krzyczeć. Może cię aresztują? Jak myślisz, jak
    zareagowaliby na to w laboratorium? A skoro już o tym mowa, wyobraz sobie, jakby to
    przyjął twój nowy  klient ? Skoro szuka onirytu, oczekuje chyba odrobiny dyskrecji od
    swojego konsultanta.
    Twarz Ryana wykrzywił grymas wściekłości. Przez chwilę myślała, że będzie musiała
    rzeczywiście spełnić swoją pogróżkę. Ryan jednak dostrzegł determinację w jej oczach. Zły,
    zaklął i puścił jej ramię.
    - Posłuchaj, Lydio. Nie zdajesz sobie sprawę, w co się pakujesz. Powtarzam, London
    jest niebezpieczny. I o czymś jeszcze powinnaś wiedzieć. Jego wrogowie też są
    niebezpieczni.
    Oprzytomniała.
    - Wrogowie?
    - Mój klient mówił mi, że nie wszystkim z Gildii w Rezonansie podobają się zmiany,
    jakie wprowadził w tamtejszej organizacji. - Ryan zniżył głos do szeptu. - Co więcej, paru
    ludzi, którzy stanęli mu na drodze, znaleziono martwych w katakumbach. Wielu sądzi, że to
    London zaaranżował te nieszczęśliwe wypadki.
    - Bzdura. Jeśli twój klient ci to powiedział, to naprawdę ostro go przysmażyło. A teraz
    przepraszam, Ryan. - Ostentacyjnie zerknęła na zegarek. - Idę do domu.
    - Cholera. Czy ty mnie słuchasz? Nie możesz ufać Londonowi. On cię wykorzystuje.
    - Chyba nie wyraziłam się jasno - odparła spokojnie. - Na razie ufam Londonowi
    bardziej niż tobie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl