• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    sprawie¬dliwość! ZasÄ…dziÅ‚ i jeszcze prawa matki zabraÅ‚, tak Pipek przed sÄ…dem Å‚gaÅ‚! To Pipkowa
    siÄ™ za¬parÅ‚a i gada, że pÅ‚acić nie bÄ™dzie, bo niby z jakiej racji ma pÅ‚acić? A zresztÄ… dzieciów ze sobÄ…
    za¬brać nie mogÅ‚a, bo Kazionka jÄ… chciaÅ‚, ale bez dzieciów, to w ogóle, jakim prawem jÄ… taka
    krzywda spotyka? No i nie pÅ‚aciÅ‚a przez pół ro¬ku To po pół roku Pipek komornika do Pipko¬wej
    posłał. A Kazionka gada: tu wszystko moje, i komornika za klapy i wykopał. To komornik
    Kazionkę podał do sądu za obrażenia cielesne. To Kazionka, jak grzywnę zapłacił, Pipkową od
    siebie wykopaÅ‚, taki skurwysyn za przeprosze¬niem, bo Pipkowa już mocno byÅ‚a zaciężna. To
    Pipkowa do Pipka powróciÅ‚a pÅ‚aczÄ…c, ale wten¬czas Pipek mówi: ty dla mnie nie żyjesz, wracaj,
    skąd przyszłaś, ja ciebie pochowałem i oddaję ci, co twoje, wieczne odpoczywanie mówię i
    Å›wie¬ce palÄ™. To Pipkowa lamentuje: teraz przyjdzie mi do jeziora wskoczyć. Ale nie wskoczyÅ‚a,
    zeszła się z Kazionka na powrót, i teraz w gospodzie za krzyżówkami w kuchni pomaga, ma
    dobrze, za darmo jedzenie, mięso, ciasta, i pensję pobiera, posyła Pipkowi na dzieci sześćset
    złotych, a resztę Kazionce oddaje, bo on gada, że cudzej żony za darmo trzymać nie myśli.
    Biedna kobieta, mówi Amerykanową.
    Ale tam, biedna! Suka byÅ‚a, jest i sukÄ… pozo¬stanie! Za chÅ‚opami lataÅ‚a jak suka, a miaÅ‚a chÅ‚o¬pa
    dobrego, nigdy jej na gębę nie nałożył, leżeć w łóżku pozwalał, sam krowy doił, sam dzieciaki z
    pieluszek przewijał, sam nawet pieluszki prał, jakby mógł, toby i karmił cycem sam. Tyle, że skąpy,
    ale przecież Pipkowej zle nie było. Jak pani sobie żyła. Paznokcie nawet malowała na czerwono.
    Od rana do wieczora w szlafroku. Dzie¬ci siÄ™ zapÅ‚akać mogÅ‚y, a ona tyÅ‚kiem .do nich nie ruszyÅ‚a.
    Chciała sobie poprawić, dzieciów się wy-
    rzekÅ‚a, ani siÄ™ nie obejrzaÅ‚a za dzieciarni, jak szo¬sÄ… odchodziÅ‚a, biegÅ‚y za niÄ…, a ta suka je
    odpÄ™¬dzaÅ‚a, ożesz!
    I tak plotą Franka ze Smolarkowa, a Ciućkowa gania po szosie w te i w tamte, a klnie, i Frankę, i
    Smolarkowa, że też polazły i przepadły.
    Wreszcie wytrzymać już nie może, leci do Lum-pelki. Lumpelka, woła, a zajdz do Amerykan,
    po¬Å¼yczyć czego, bo tam Franka najpierw rano po¬szÅ‚a nie wiadomo po co, a potem Smolarkowa,
    że¬by siÄ™ dowiedzieć, po co Franka poszÅ‚a i obie siedzÄ…, siedzÄ…, i czemu tyle siedzÄ…, trzeba siÄ™
    do¬wiedzieć.
    Zaraz polecÄ™, tylko siÄ™ przebiorÄ™, mówi Lum¬pelka, przebiera siÄ™ w jedwabnÄ… sukienkÄ™ i pan¬tofle
    na korkach, aże Ciućkowa szlag trafia: Cze¬go siÄ™ pindrzysz, Lumpelka, i tak Amerykan na ciebie
    nie poleci, on w swojÄ… Amerykanowa wpa¬trzony jak w obrazek Å›wiÄ™ty.
    Ale Lumpelka wargi wydyma, czesze się dalej, korale wkłada, wodą popachnia się kolońską.
    Głupia! myśli, że Amerykan na nią poleci! Dla naszych ty dobra, ale żeby się taki połaszczył, co ma
    takÄ… taksówkÄ™ jak Kożdżak i dulary w sto¬licy, i rewolwer w kieszeni?
    A tu Lumpelka niczego ze sobą nie bierze, ani szklanki na cukier, ani kanki z mlekiem, ani jaj-ków,
    tak z pustymi rÄ™cami wali. Uch, ta Lumpel¬ka zawsze byÅ‚a bezczelna i bezczelnÄ… pozostanie.
    Puka, wchodzi, Franka się podrywa: A ty tu czego, Lumpelka? A Lumpelka najspokojniej: Twój
    Pietrek siÄ™ zesraÅ‚ w portki; i ryczy na po¬dwórzu, caÅ‚y gównem obmazany.
    160.
    A niech tam! macha ręką Franka.
    Jak chcesz, twoja wola, mówi Lumpelka, ale sama przez płot widziałam jak glistę z ziemi
    wy¬ciÄ…gnÄ…Å‚ i w gÄ™bÄ™ jÄ… wpychaÅ‚.
    Jezus Maria, krzyknie Amerykanowa.
    Yyy, nic mu nie będzie, mówi Franka, zanim się dzieciak wychowa, musi tego czy tamtego
    sko¬sztować, przecież to gÅ‚upie, wszystko do gÄ™by sobie Å‚aduje.
    Jak chcesz, mówi Lumpelka, ale twoja Heniusia do maciory zalazła, i pochla ją maciora jak Zośkę
    pochlała.
    Jak to? woła Amerykanowa, co pani opowiada? mówi do Lumpelki.
    Bo maciora pochlaÅ‚a ZoÅ›kÄ™, bÄ™dzie dwa lata te¬mu na wiosnÄ™, mówi Lumpelka i uÅ›miecha siÄ™,
    ożesz ją, jaka zaraza! nie Franka? Tak będzie, ze dwa lata temu, na wiosnę?
    France oczy siÄ™ iskrzÄ…, ożesz! jakby tu Amery¬kanowej nie byÅ‚o, dorwaÅ‚aby siÄ™ do Lumpelki, i
    pewnie siÄ™ dorwie, nie daruje.
    Ze dwa lata temu tak też w maju, mówi Lum¬pelka, maciora pochlaÅ‚a fest ZoÅ›kÄ™. ZoÅ›ka ma dwie
    blizny na nodze i jedną na ręce.
    Jezus Maria! Jezus Maria! Ale dlaczego świnia pogryzła dziecko? woła Amerykanowa. Oj, jaka ona
    wrażliwa, aże dziwne, że truposze mogÅ‚a go¬lić!
    161
    A bo z Franki, za przeproszeniem pani Amery¬kanowej, taka matka, mówi Smolarkowa i
    uÅ›mie¬cha siÄ™ sÅ‚odko, taka jest prawda. Teraz też tu sie¬dzi, kawkÄ™ popija, wdziÄ™czy siÄ™, a tam
    dzieci mo¬gÄ… choćby siÄ™ potopić. Jej na dzieciach nie zależy.
    n  Snlła się sowa
    Mnie nie zależy? Mnie?! krzyczy Franka.
    Ano, taka jest prawda, powtarza Smolarkowa Lumpelka prawdÄ™ gada, pani Amerykanowo,
    ma¬ciora pochlaÅ‚a ZoÅ›kÄ™, bo ZoÅ›kÄ™ Franka do chle¬wiku wrzuciÅ‚a i zamknęła razem ze Å›winiÄ… ze
    zÅ‚o¬Å›ci, bo do miasta jechaÅ‚a pekaesem, a ZoÅ›ka napra-szaÅ‚a siÄ™, coby i jÄ… wziąć. To ZoÅ›kÄ™ do
    chlewu, do maciory, a Heniusie na klucz w domie, chociaż dzieciak roku jeszcze nie miał, i
    pojechaÅ‚a, i wró¬ciÅ‚a tym ostatnim pekaesem na siedemnastÄ…. A ZoÅ›ka tak siÄ™ strasznie darÅ‚a tam w
    chlewiku, a płakała, a krzyczała.
    Jezus Maria, a czemu pani tego dziecka nie¬szczęśliwego z chlewu nie wypuÅ›ciÅ‚a? mówi
    Ame¬rykanowÄ….
    Ja? A czy to mój chlew, moja Å›winia, mój dzie¬ciak? Ale! obruszy siÄ™ Smolarkowa, na podwórko
    do Franki lepiej nie zachodzić, bo zaraz z czÅ‚o¬wieka zÅ‚odzieja zrobi.
    Ożesz! Ale łżesz! ożesz! krzyczy Franka. Ażą jak psy! krzyczy, sina ze złości. Ażą. Ani słówka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl