X

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    sprawie�dliwość! Zasądził i jeszcze prawa matki zabrał, tak Pipek przed sądem łgał! To Pipkowa
    się za�parła i gada, że płacić nie będzie, bo niby z jakiej racji ma płacić? A zresztą dzieciów ze sobą
    za�brać nie mogła, bo Kazionka ją chciał, ale bez dzieciów, to w ogóle, jakim prawem ją taka
    krzywda spotyka? No i nie płaciła przez pół ro�ku To po pół roku Pipek komornika do Pipko�wej
    posłał. A Kazionka gada: tu wszystko moje, i komornika za klapy i wykopał. To komornik
    Kazionkę podał do sądu za obrażenia cielesne. To Kazionka, jak grzywnę zapłacił, Pipkową od
    siebie wykopał, taki skurwysyn za przeprosze�niem, bo Pipkowa już mocno była zaciężna. To
    Pipkowa do Pipka powróciła płacząc, ale wten�czas Pipek mówi: ty dla mnie nie żyjesz, wracaj,
    skąd przyszłaś, ja ciebie pochowałem i oddaję ci, co twoje, wieczne odpoczywanie mówię i
    świe�ce palę. To Pipkowa lamentuje: teraz przyjdzie mi do jeziora wskoczyć. Ale nie wskoczyła,
    zeszła się z Kazionka na powrót, i teraz w gospodzie za krzyżówkami w kuchni pomaga, ma
    dobrze, za darmo jedzenie, mięso, ciasta, i pensję pobiera, posyła Pipkowi na dzieci sześćset
    złotych, a resztę Kazionce oddaje, bo on gada, że cudzej żony za darmo trzymać nie myśli.
    Biedna kobieta, mówi Amerykanową.
    Ale tam, biedna! Suka była, jest i suką pozo�stanie! Za chłopami latała jak suka, a miała chło�pa
    dobrego, nigdy jej na gębę nie nałożył, leżeć w łóżku pozwalał, sam krowy doił, sam dzieciaki z
    pieluszek przewijał, sam nawet pieluszki prał, jakby mógł, toby i karmił cycem sam. Tyle, że skąpy,
    ale przecież Pipkowej zle nie było. Jak pani sobie żyła. Paznokcie nawet malowała na czerwono.
    Od rana do wieczora w szlafroku. Dzie�ci się zapłakać mogły, a ona tyłkiem .do nich nie ruszyła.
    Chciała sobie poprawić, dzieciów się wy-
    rzekła, ani się nie obejrzała za dzieciarni, jak szo�są odchodziła, biegły za nią, a ta suka je
    odpę�dzała, ożesz!
    I tak plotą Franka ze Smolarkowa, a Ciućkowa gania po szosie w te i w tamte, a klnie, i Frankę, i
    Smolarkowa, że też polazły i przepadły.
    Wreszcie wytrzymać już nie może, leci do Lum-pelki. Lumpelka, woła, a zajdz do Amerykan,
    po�życzyć czego, bo tam Franka najpierw rano po�szła nie wiadomo po co, a potem Smolarkowa,
    że�by się dowiedzieć, po co Franka poszła i obie siedzą, siedzą, i czemu tyle siedzą, trzeba się
    do�wiedzieć.
    Zaraz polecę, tylko się przebiorę, mówi Lum�pelka, przebiera się w jedwabną sukienkę i pan�tofle
    na korkach, aże Ciućkowa szlag trafia: Cze�go się pindrzysz, Lumpelka, i tak Amerykan na ciebie
    nie poleci, on w swoją Amerykanowa wpa�trzony jak w obrazek święty.
    Ale Lumpelka wargi wydyma, czesze się dalej, korale wkłada, wodą popachnia się kolońską.
    Głupia! myśli, że Amerykan na nią poleci! Dla naszych ty dobra, ale żeby się taki połaszczył, co ma
    taką taksówkę jak Kożdżak i dulary w sto�licy, i rewolwer w kieszeni?
    A tu Lumpelka niczego ze sobą nie bierze, ani szklanki na cukier, ani kanki z mlekiem, ani jaj-ków,
    tak z pustymi ręcami wali. Uch, ta Lumpel�ka zawsze była bezczelna i bezczelną pozostanie.
    Puka, wchodzi, Franka się podrywa: A ty tu czego, Lumpelka? A Lumpelka najspokojniej: Twój
    Pietrek się zesrał w portki; i ryczy na po�dwórzu, cały gównem obmazany.
    160.
    A niech tam! macha ręką Franka.
    Jak chcesz, twoja wola, mówi Lumpelka, ale sama przez płot widziałam jak glistę z ziemi
    wy�ciągnął i w gębę ją wpychał.
    Jezus Maria, krzyknie Amerykanowa.
    Yyy, nic mu nie będzie, mówi Franka, zanim się dzieciak wychowa, musi tego czy tamtego
    sko�sztować, przecież to głupie, wszystko do gęby sobie ładuje.
    Jak chcesz, mówi Lumpelka, ale twoja Heniusia do maciory zalazła, i pochla ją maciora jak Zośkę
    pochlała.
    Jak to? woła Amerykanowa, co pani opowiada? mówi do Lumpelki.
    Bo maciora pochlała Zośkę, będzie dwa lata te�mu na wiosnę, mówi Lumpelka i uśmiecha się,
    ożesz ją, jaka zaraza! nie Franka? Tak będzie, ze dwa lata temu, na wiosnę?
    France oczy się iskrzą, ożesz! jakby tu Amery�kanowej nie było, dorwałaby się do Lumpelki, i
    pewnie się dorwie, nie daruje.
    Ze dwa lata temu tak też w maju, mówi Lum�pelka, maciora pochlała fest Zośkę. Zośka ma dwie
    blizny na nodze i jedną na ręce.
    Jezus Maria! Jezus Maria! Ale dlaczego świnia pogryzła dziecko? woła Amerykanowa. Oj, jaka ona
    wrażliwa, aże dziwne, że truposze mogła go�lić!
    161
    A bo z Franki, za przeproszeniem pani Amery�kanowej, taka matka, mówi Smolarkowa i
    uśmie�cha się słodko, taka jest prawda. Teraz też tu sie�dzi, kawkę popija, wdzięczy się, a tam
    dzieci mo�gą choćby się potopić. Jej na dzieciach nie zależy.
    n  Snlła się sowa
    Mnie nie zależy? Mnie?! krzyczy Franka.
    Ano, taka jest prawda, powtarza Smolarkowa Lumpelka prawdę gada, pani Amerykanowo,
    ma�ciora pochlała Zośkę, bo Zośkę Franka do chle�wiku wrzuciła i zamknęła razem ze świnią ze
    zło�ści, bo do miasta jechała pekaesem, a Zośka napra-szała się, coby i ją wziąć. To Zośkę do
    chlewu, do maciory, a Heniusie na klucz w domie, chociaż dzieciak roku jeszcze nie miał, i
    pojechała, i wró�ciła tym ostatnim pekaesem na siedemnastą. A Zośka tak się strasznie darła tam w
    chlewiku, a płakała, a krzyczała.
    Jezus Maria, a czemu pani tego dziecka nie�szczęśliwego z chlewu nie wypuściła? mówi
    Ame�rykanową.
    Ja? A czy to mój chlew, moja świnia, mój dzie�ciak? Ale! obruszy się Smolarkowa, na podwórko
    do Franki lepiej nie zachodzić, bo zaraz z czło�wieka złodzieja zrobi.
    Ożesz! Ale łżesz! ożesz! krzyczy Franka. Ażą jak psy! krzyczy, sina ze złości. Ażą. Ani słówka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl