• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    musimy zrobić siku.
    — Och — sapnął męski głos.
    — Przebieralnia jest na lewo — rzekł drugi. — Skoro już tam będziesz, to możesz się
    przebrać w jeden z… hm, kostiumów, Bambi.
    — Ty też, Śniada.
    Śniada i Bambi. Ależ pomysłowe.
    Czekałem przy drzwiach, nie wiedząc, co robić. Usłyszałem jakieś szmery i inne odgłosy.
    Może dziewczyny znajdą jakiś sposób, żeby zostać same i porozmawiać tu mną.
    Po kilku sekundach usłyszałem głos Emy:
    — Mickey?
    — Gdzie jesteście?
    — W przebieralni. Sądząc po tym, co widzę, powinni się nazywać rozbieralnią. Jeszcze nie
    znalazłyśmy Candy. Wciąż siedzisz w samochodzie?
    — Nie. — Nie było czasu na szczegółowe opisywanie mojego spotkania z
    Antoine’em/Juanem. — Jestem na zewnątrz przy wyjściu awaryjnym. Zapytajcie któraś z
    dziewcząt, gdzie ono jest, i wyjdźcie stamtąd.
    — W porządku. — W tle usłyszałem rozmowę. Potem znowu odezwała się Ema: — Chyba
    wiemy jak…
    Umilkła.
    — Halo?
    Nic.
    — Halo?
    Potem znowu usłyszałem głos Emy:
    — Chyba znalazłam Candy.
    — Nieważne. To robi się zbyt niebezpieczne. Musicie stamtąd wyjść.
    — Zaczekaj chwilę — powiedziała Ema. — Och, i wyłącz mikrofon.
    Miałem zamiar zadać jej więcej pytań, ale jeśli chciała, żebym wyłączył mikrofon, musiała
    mieć dobry powód.
    Znów usłyszałem głosy, ale nie mogłem zrozumieć ani słowa. Stałem w bocznej uliczce,
    niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Usiłowałem coś wymyślić, ale nic nie przychodziło
    mi do głowy.
    Musiałem czekać, obojętnie jak bezradny się przez to czułem.
    Ema już się nie odzywała. Rachel też. Słyszałem tylko głosy w tle. Nie wiedziałem, co o
    tym sądzić. A jeśli coś im się stało? Jeżeli nie mogą mówić? Czy mam stać, nic nie robiąc…
    jak długo? Pięć minut? Dziesięć? Godzinę? Przypomniałem sobie minę Buddy’ego Raya i
    przyjemność, jaką sprawiało mu bicie mnie. Pomyślałem o lęku w oczach Candy, kiedy
    mijaliśmy drzwi do lochu.
    Jak mogłem pozwolić, żeby poszły tam same?
    Czas płynął. Nie wiedziałem, jak długo tam stałem. Może dziesięć minut, ale zapewne
    dwie lub trzy. A potem, kiedy myślałem, że wyjdę z siebie z niepokoju, drzwi się otworzyły.
    Zobaczyłem Emę.
    — Wejdź — rzuciła szybko.
    — Co? Nie. To wy wyjdźcie.
    Odsunęła się i zobaczyłem stojące za nią Rachel i Candy.
    — Wejdź — powtórzyła Ema.
    Nie było czasu na spory. Nagle znów znalazłem się w niebieskim pokoju z poduszkami na
    podłodze. Ciężkie drzwi przeciwpożarowe zamknęły się za mną. Spojrzałem na Emę i Rachel,
    które pokazały mi, że wszystko w porządku. Odwróciłem się do Candy. Wyglądała teraz
    inaczej, chociaż nie potrafiłem powiedzieć, na czym polegała zmiana. Była jakby
    szczuplejsza, bardziej spięta, bledsza. Jej twarz wykrzywiał lekki grymas. Dolna warga
    drżała.
    — Gdzie jest Ashley? — zapytałem.
    Candy nieprzekonująco wzruszyła ramionami.
    — Dlaczego miałabym wiedzieć? [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl