-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się do niego, przerwał ćwiczenie i trącił swojego
trenera, szczerząc zęby. Zupełnie jak wilk. Stanęłam
przed nim, spojrzałam mu w oczy i uśmiechnąwszy
się słodziutko, kopnęłam go prosto w jaja.
Lepiej by było, żeby miał dzisiaj ochraniacz.
Beacon wytrzeszczył oczy i po prostu zdębiał; po
chwili opadł ciężko na jedno kolano, stękając i czerwieniejąc
na twarzy.
Zdaje się, że jednak nie miał.
Jego trener, nieduży facecik, skrzeknął jak małpa.
Złapał mnie za ramię, chcąc obrócić, ale nie dałam
się ruszyć z miejsca, więc tylko stracił równowagę.
Gdy ją odzyskał, skoczył mi do oczu.
Co ty wyrabiasz, dziewczyno? Odbiło ci, do
diabła?
Całkiem możliwe przytaknęłam, odpychając
go na bok i spoglądając na klęczącego przede mną
boksera. Czułam się niczym prawdziwa królowa.
No co? Teraz będziesz ze mną walczył?
Desmond Beacon uniósł głowę. Na twarzy nie był
już czerwony, tylko zielony.
Masz załatwione wycharczał.
175
34
Stałam w narożniku ringu z Jackym, który poprawiał
mi jeszcze ochraniacz na głowę, wielki i toporny. Nie
był mi potrzebny, ale zgodziłam się go założyć, żeby
wszyscy byli zadowoleni. Komandos, stojący w przeciwległym
narożniku, też miał na głowie ochraniacz.
Domyśliłam się, że tak jak ja założył go z konieczności.
Skończywszy z głową, Jacky zabrał się do moich
rękawic. Tuż pod nosem miałam jego pochyloną siwą
głowę. Z tej perspektywy widać było bardzo wyraznie
zastarzałe blizny na jego czole, pamiątki po dawnych
walkach. Dużo, bardzo dużo starych blizn. Kiedy
mój trener unosił na mnie wzrok, w jego oczach
błyskały szelmowskie ogniki; oddychał pospiesznie,
a twarz miał czerwoną z emocji.
Pamiętaj o tym, co ci zawsze powtarzam powiedział.
Nie opuszczaj pięści.
Nie opuszczać? Czy opuszczać? Bo już nie wiem.
Ale on mnie nie słuchał. Stał z rozmarzoną miną.
Możliwe, że wrócił w tej chwili myślami do Belfastu
lat pięćdziesiątych zeszłego stulecia, kiedy był
młodym bokserem i wyrabiał sobie markę na zawodowym
ringu. Te czasy już dawno minęły, a ponadto
176
miałam wrażenie, że jestem dla niego furtką do przeszłości,
ale nie przeszkadzało mi to w najmniejszym
stopniu. Chciałam walczyć. Chciałam się bić, na serio
i na ostro. Czasami człowiek po prostu musi spuścić
komuÅ› Å‚omot.
Skup siÄ™ na prostych, laleczko.
Nie mów do mnie laleczko . Skupię się, na czym
będę chciała. To nie jest prawdziwa walka. Dam wycisk
temu palantowi, a potem pojadÄ™ po dzieci na trening.
Jacky odsunął mnie od siebie, położył dłonie na
moich ramionach.
Lepiej tak nie kozakuj, mała. Jesteś silna jak diabli
i w ogóle jakaś dziwna, jeśli mam być szczery, ale
ten facet ma solidne podstawy. Coś mi się wydaje, że
nie do końca zdajesz sobie sprawę, w jakie gówno
wdepnęłaś.
Zobaczymy.
Jacky pokazał mi biały ręcznik.
W razie czego od razu go rzucam.
%7łeby nie zrobił mi krzywdy?
Albo ty jemu.
F
Ding, ding powiedział Jacky.
Desmond Beacon był ode mnie dobrych trzydzieści
centymetrów wyższy. Wyszliśmy na środek ringu,
177
żeby dotknąć się rękawicami. Ból w kroczu już minął
i widać było, że razem z nim odeszła go ochota na pojedynek
z kobietą zwłaszcza że przyglądało nam się
kilka babek.
Aby więc ożywić w nim ducha walki, poczęstowałam
go krótkim podbródkowym. Głowa komandosa
odskoczyła w tył, a gdy wróciła na swoje miejsce, dostrzegłam
w jego oczach gniew. I właśnie tego mi było
trzeba.
Tak! Tak! zawołał Jacky.
Beacon zakołysał się lekko na palcach, przeciągnął
mięśnie szyi i nagle zamachnął się rękawicą. Cios był
znacznie szybszy, niż się spodziewałam. Unik w prawo
nie przydał się na wiele: dostałam prosto w szczękę
i zatoczywszy się w tył, rymnęłam na tyłek, pod
samymi linami.
W porządku, Sammy? Znad najniższej liny
wychyliła się rumiana, zatroskana twarz Jacky ego.
Stanęłam na równe nogi.
Nic mi nie jest.
Nie podoba mi siÄ™ to, Sammy. On jest dla ciebie
za dobry.
Nie mów do mnie Sammy .
To jak mam mówić, do cholery?
Po prostu Sam.
Znów wyszliśmy na środek i dotknęliśmy się rękawicami.
Beacon nie uśmiechał się już. Widać było,
178 [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl