• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    delabrów. Beatrice słusznie przewidziała wielki tłok.
    W każdej sali pełno było śmiejących się i gawędzących
    ludzi, a każdy z gości zdawał się znać resztę. Olivię pra-
    wie natychmiast po wejściu na salę balową obiegli chęt-
    ni do tańca, tak więc nie miała okazji zwrócić uwagi na
    przepełnienie.
    Harry dobrze wywiązał się ze swojego zadania.
    W 01ivii dostrzeżono dziedziczkę, toteż kilku mło-
    dzieńców z dziurawymi kieszeniami uznało, że warto
    podjąć ryzyko odrzucenia zalotów. Trudno było wszak
    przewidzieć, czy panna Roade Burton nie zmieni zdania
    po raz wtóry, a z pewnością stanowiła całkiem dobrą
    partię. Kiedy zaś sam regent uśmiechnął się do niej i za-
    szczycił ją kilkoma minutami uprzejmej rozmowy,
    ugruntowało to jej sukces.
    Karnet 01ivii zapełnił się szybko, ale sama wpisała
    ołówkiem w dwóch miejscach nazwisko kapitana Den-
    ninga, a gdy ogłoszono pierwszego walca, kapitan do
    niej podszedł.
    - To mój taniec, jeśli się nie mylę, panno 01ivio?
    - Zobaczmy. - Udała, że sprawdza w karnecie. -
    Rzeczywiście. Wygląda na to, że ma pan rację.
    Jack mocno ujął ją za ramię i zaprowadził na parkiet.
    - Pani jest trzpiotkÄ…, panno 01ivio.
    - Jak pan może tak mówić, kapitanie Denning? -
    Przesłała mu figlarne spojrzenie.
    - Trzymam się prawdy - odparł i położywszy jej rę-
    kę na talii, porwał ją w tłum wirujących tancerzy.
    Przy ich pierwszym spotkaniu 01ivia przestraszyła
    się psa, więc wydawała się lękliwa. Przy drugim spra-
    wiała dość smutne wrażenie, ciągle bowiem podpierała
    ścianę. Tego wieczoru znów była panną Roade Burton,
    która zrobiła furorę w towarzystwie.
    Instynktownie wyczuwała, że kapitan Denning jest
    trochę zdziwiony jej przeobrażeniem. W jego zachowa-
    niu tego wieczoru zauważyła dziwną rezerwę, niemal
    chłód. Może posądził ją o flirtowanie? Zerknąwszy na
    niego z niepokojem, stwierdziła, że wydaje się patrzyć
    gdzieÅ› za jej plecy.
    Czyżby czymś go zagniewała? Nie mogła jednak od-
    gadnąć żadnego powodu. Chyba że kapitan Denning
    był po prostu zazdrosny.
    Od tej myśli serce zabiło jej szybciej. Och, gdyby na-
    prawdę tylko o to chodziło! Gdyby wreszcie się ode-
    zwał...
    - Czy będzie pan na balu u lady Ravensden w przy-
    szłym tygodniu?
    - Obawiam się, że nie - odparł Jack. - Wezwano
    mnie w ważnej sprawie do domu. W niedzielę wy-
    jeżdżam.
    104
    A więc już za dwa dni! 01ivię ogarnął smutek. Tak
    niewiele czasu jej zostało, a potem może nawet już nig-
    dy go nie zobaczyć.
    - Będzie nam pana brakować - powiedziała całkiem
    szczerze. - Sądzę, że moja siostra chce zostać w Brigh-
    ton jeszcze przynajmniej tydzień dłużej.
    - Och, ma pani tutaj tylu znajomych, że jeden mniej
    nie będzie czynił różnicy - zauważył Jack, ignorując
    smutne spojrzenie jej pięknych oczu. - Jestem pewien,
    że przez tydzień pani o mnie zapomni.
    - Na pewno nie, sir.
    Taniec dobiegł końca. Olivia zauważyła, jak kapitan
    Denning marszczy czoło. Wyczuwała, że coś go trapi.
    Niewątpliwie zaczął się inaczej zachowywać wobec
    niej, dużo mniej swobodnie. Dlaczego? Co spowodo-
    wało, że nagle przestał okazywać jej przyjazń?
    Chciała go o to spytać, ale się nie odważyła. Tylko
    przesłała mu piękny uśmiech, a oczy prowokująco jej
    zabłysły.
    - Nie zapomni pan, że mamy jeszcze zatańczyć
    przed kolacjÄ…?
    - Nie. - Uśmiechnął się do niej, skłonił i wmieszał
    się w tłum.
    01ivia przez chwilę śledziła go wzrokiem, a jej zadu-
    many wyraz twarzy zdradzał znacznie więcej, niżby
    chciała po sobie pokazać. W końcu odwróciła się i po-
    witała następnego partnera.
    Stojąca w drugim końcu sali lady Clements zauwa-
    żyła wymowne spojrzenie 01ivii i zwróciła się do swo-
    jego kuzyna:
    - Powinieneś lepiej się starać, żeby obudzić zain-
    teresowanie panny Roade Burton - powiedziała ostro.
    - W przeciwnym razie stracisz szansÄ™ na jej majÄ…tek.
    Dziesięć tysięcy to nie jest wiele, ale zawsze może się
    przydać.
    - A co mam zrobić? - spytał pan Reginald Smythe.
    - Ona prawie nie zwraca na mnie uwagi, i to nie tylko
    z powodu Denninga. Odkąd wyszło na jaw, że nie jest
    bez pensa przy duszy, ma znowu mnóstwo adoratorów.
    - Nie bądz taki rozlazły - rzekła bez ogródek lady
    Clements, mierząc go niechętnym spojrzeniem. - Masz
    prawie pięć tysięcy długów, przy czym ani twoja mama,
    ani ja nie zamierzamy tego spłacić. Jeśli nie wykażesz
    trochę pomysłowości, to skończysz w więzieniu dla
    dłużników.
    Reginald Smythe ponuro skinął głową. Postąpił bar-
    dzo głupio, że grał o stawki, na które nie było go stać,
    bo przecież wiedział, że nie ma co liczyć na pomoc ko-
    gokolwiek z rodziny. Jeśli nie uda mu się znalezć spo-
    sobu na zainteresowanie swojÄ… osobÄ… jakiejÅ› dziedzicz-
    ki, najprawdopodobniej będzie oznaczać to dla niego
    ruinę. Co właściwie mógł zrobić?
    - Panna Roade Burton jest w krępującej sytuacji. Po
    ostatnich niefortunnych wydarzeniach z jej udziałem
    ma mocno nadszarpniętą reputację - stwierdziła jado-
    wicie lady Clements. - Nie powinno przerastać twoich
    możliwości skompromitowanie tej panny. Zaproś ją do
    ogrodu albo do jednego z prywatnych pokojów. Ja tym-
    czasem wdam siÄ™ w rozmowÄ™ z jej siostrÄ…, a jeszcze le-
    piej z lordem Ravensdenem. Jeśli przyłapiemy cię na
    niestosownym zachowaniu, każę ci postąpić tak, jak na- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl