• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - Zatem nie jest ju\ Masajem i nie powinieneś się sprzeciwiać, kiedy odejdzie ze mną.
    - Ja te\ chcę iść! - zawołał ośmiolatek i nagle po jego policzkach tak\e popłynęły wymuszone
    Å‚zy.
    Thomas Naikosiai przyjrzał się swojej \onie i dzieciom - naprawdę im się przyjrzał - i pojął,
    \e w istocie wcale ich nie zna. To ju\ nie była łagodna dziewczyna, wychowana zgodnie z
    tradycją ich ludu, którą poślubił przed dziewięciu laty. Ci zapłakani, rozpieszczeni chłopcy
    nie byli potomkami Leeyo i Neliona.
    Podszedł do drzwi i otworzył je na oście\.
    - Odejdzcie do swego nowego świata razem z resztą czarnych Europejczyków - warknął.
    - Czy pójdziesz z nami? - spytał starszy chłopiec.
    Naikosiai odwrócił się do \ony.
    - Rozwodzę się z tobą - oznajmił zimno. - Odtąd nic ju\ nas nie łączy.
    Podszedł do dzieci.
    - Wyrzekam siÄ™ was. Nie jestem ju\ waszym ojcem ani wy - moimi synami. A teraz idzcie!
    śona zało\yła chłopcom maski i płaszcze, po czym tak\e przywdziała strój ochronny.
    - Przed świtem przyślę kogoś po moje rzeczy - powiedziała.
    - Je\eli ktokolwiek stanie na mojej ziemi, zabiję go - odparł Naikosiai.
    Popatrzyła na niego z czystą, niekłamaną nienawiścią. Następnie wzięła dzieci za ręce i
    wyprowadziła je z domu na drogę, prowadzącą do czekającego w dali statku.
    Przez kilka minut Naikosiai, wściekły, krą\ył po domu. W końcu podszedł do szafy, nało\ył
    płaszcz i maskę, wyciągnął strzelbę i wyszedł na dwór. Widoczność była raczej kiepska, tote\
    ruszył w stronę drogi, \eby sprawdzić, czy nikt się nie zbli\a. Nie dostrzegłszy \adnego
    poruszenia, poczuł niemal zawód.
    Zamierzał pokazać im, jak Masaj chroni swoją własność.
    I nagle zrozumiał, \e Masajowie nie tak bronili swego.
    Podszedł na skraj wąwozu, odsunął zamek strzelby i wyrzucił w przepaść pociski - jeden po
    drugim. Potem uniósł nad głowę broń i cisnął ją ich śladem. Następnie zniknął płaszcz, po
    nim maska, wreszcie ubranie i buty.
    Wrócił do domu i wyciągnął na środek specjalną skrzynię, w której przechowywał
    najcenniejsze pamiątki. Tam właśnie znalazł to, czego szukał: prosty kawałek czerwonej
    tkaniny. PodpiÄ…Å‚ jÄ… na ramieniu.
    W łazience dokonał przeglądu kosmetyków \ony. Dopiero po pół godzinie zdołał dobrać
    właściwą kombinację, ale gdy wyszedł, jego włosy były czerwone, jakby wymazane gliną.
    Przystanął przy kominku i zdjął wiszącą nad nim włócznię. Rodzinna tradycja głosiła, \e
    kiedyś słu\yła samemu Nelionowi; nie do końca w to wierzył, lecz niewątpliwie była to broń
    Masaja, skrwawiona w wielu bojach i polowaniach dawno minionych stuleci.
    Naikosiai przeszedł przez śluzę i stanął przed swym domem - swoją manyattą. Bose stopy
    wsparł w schorowaną ziemię, drzewce włóczni spoczęło obok prawej nogi, i stał tak, czujnie
    pełniąc stra\. Cokolwiek nadejdzie tą drogą - banda czarnych Europejczyków,
    zamierzających okraść go z jego własności, powracający z przeszłości lew, grupa Nandich
    bądz Lumbwów, przybywających zabić nieprzyjaciela swego szczepu - zastanie go gotowego.
    Wrócili tu\ po wschodzie słońca licząc, \e zdołają go przekonać do emigracji na Nową
    Kilimand\aro, i zastali ostatniego Masaja z płucami rozsadzonymi przez zatrute powietrze.
    Jego martwe oczy patrzyły dumnie w dal, gdzie niegdyś rozciągała się sawanna, wypatrując
    wroga, którego tylko on mógł dostrzec.
    * * *
    Wypuściłem pocisk, krańcowo wyczerpany; siła niemal mnie opuściła, emocje osłabły.
    A zatem tak zakończyła się historia Człowieka na Ziemi, niecałą milę od miejsca, w którym
    się kiedyś zaczęła. Tak odwa\nie i głupio, moralnie i bezwzględnie. Miałem nadzieję, \e
    ostatnie znalezisko uzupełni układankę; zamiast tego powiększyło tylko zbiór tajemnic
    zwiÄ…zanych z tÄ… najbardziej walecznÄ… i fascynujÄ…cÄ… z ras.
    Nic nie wykraczało poza ich mo\liwości. Mo\na by sądzić, \e od chwili, kiedy pierwszy
    pierwotny człowiek uniósł wzrok i ujrzał gwiazdy, dni galaktycznego pokoju i wolności były
    policzone. A przecie\ wyruszyli do gwiazd nie tylko ze swą \ądzą, lękami i nienawiścią, ale
    te\ przynoszÄ…c nowe technologie i medycynÄ™; nie tylko Å‚otrzy, ale i bohaterowie.
    Większość ras galaktyki zostało nakreślonych przez Stwórcę w pastelowych barwach;
    Ludzie płonęli całą gamą jaskrawych kolorów.
    Wróciłem do swej kwatery, aby odzyskać siły. Miałem wiele do przemyślenia. Nie wiem,
    jak długo le\ałem, senny i nieruchomy, gromadząc energię, musiało jednak upłynąć sporo
    czasu, bo noc nadeszła i minęła, nim w końcu poczułem się gotów do spotkania z resztą
    zespołu.
    Kiedy opuściłem kwaterę i skierowałem się na środek obozu, usłyszałem krzyk od strony
    wąwozu. W chwilę pózniej pojawił się Znawca wiozący na wózkolocie wielki, sterylny
    worek.
    - Co znalazłeś? - spytał Bellidore i nagle przypomniałem sobie, \e Egzobiolog zaginęła.
    - Niemal obawiam się zgadywać - odparł Znawca, kładąc worek na stole.
    Wszyscy członkowie wyprawy zgromadzili się wokół, on zaś zaczął wyciągać kolejne
    przedmioty: zakrwawiony komunikator, pogięty i zniszczony; połamany latający parawan,
    którym Egzobiolog osłaniała głowę przed promieniami słońca; oddarty strzępek tkaniny; i
    wreszcie błyszczącą białą kość.
    W chwili, gdy kość znalazła się na stole, Mistyczka zaczęła krzyczeć. Wszyscy zamarliśmy,
    wstrząśnięci nie tylko nagłością jej reakcji, ale te\ poniewa\ od chwili, gdy dołączyła do
    naszego zespołu, po raz pierwszy dała jakikolwiek znak \ycia. Mistyczka dalej wpatrywała
    się w znalezisko i krzyczała, a\ w końcu, zanim zdą\yliśmy ją przepytać albo usunąć jej z
    oczu kość, straciła przytomność.
    - Nie sądzę, aby istniały wątpliwości co do tego, co się stało - oznajmił Bellidore. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl