• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    niczym innym się nie mówi, jak tylko o nowym życiu, które dzięki wam - lordowi Igraine -
    powstanie ze starego. Ja... my chcemy mieć w tym swój udział.
    Khallayne przyglądała jej się spod przymrużonych powiek. Miała wrażenie, że
    powinna znać tę kobietę. Czyżby gdzieś już ją widziała? - Mówiłeś, że góry nie są
    bezpieczne?
    Bakrell pokiwał głową. - Opuściliśmy Takar w tydzień po ucieczce lorda Igraine a.
    Zmuszeni byliśmy podróżować bocznymi drogami, żeby uniknąć spotkania z wojskiem.
    Dwoje przybyszy trzymało ręce na stole tak, aby były dobrze widoczne. Lyrralt
    odprężył się trochę i wyjął dłoń zza pazuchy. - Od jak dawna tu jesteście? Upił łyk wina.
    - Ponad tydzień. Wiedzieliśmy... cóż, mieliśmy nadzieję, że ktoś będzie tędy jechał.
    Przypuszczaliśmy, że będziecie potrzebować prowiantu.
    - Potrzeba nam informacji - rzekła Tenaj. - O Takarze.
    - Z tego, co ostatnio słyszeliśmy, w Takarze mówi się o stanowczych posunięciach,
    jakie podjęła Rada Panujących w celu złapania Igraine a. Nie wiemy, czy to prawda, ale
    główne trakty wiodące do miasta są pod ścisłą obserwacją.
    Tenaj skrzywiła się. - Tego się spodziewaliśmy.
    - Co więc teraz zrobimy? Zamieszkamy na równinach z istotami ludzkimi? - spytała
    na wpół sarkastycznie Khallayne.
    Kaede rozpromieniła się i zwróciła do brata: - To byłoby ekscytujące, prawda?
    - Wśród ludzi? - powtórzył. - Chyba istnieje jakieś lepsze rozwiązanie?
    Khallayne popatrzyła na Kaede. - Czy my się nie spotkałyśmy? Mam wrażenie, że cię
    znam.
    - Być może widziałaś mnie w zamku. Bakrell i ja czasami przyjeżdżaliśmy tam w
    odwiedziny. Ja jestem pewna, że cię widziałam. Dlatego wiedziałam, że jesteś z Takaru.
    Zawsze podziwiałam twoją niezwykłą urodę. Tak się cieszę, że was zauważyliśmy.
    Obserwowaliśmy karczmy od wielu dni.
    Kaede sprawiała wrażenie szczerej. Ich opowieś2 brzmiała prawdziwie. Wszystko
    wyglądało prawdziwie z wyjątkiem ich strojów. Mieli na sobie proste ubrania, które na tle
    otoczenia nie wyróżniały się niczym specjalnym, dopóki nie zwróciło się uwagi na ich jakość.
    Khallayne ubrana była w najwytrzymalszy strój, jaki posiadała, na którym jednak podróż
    wycisnęła już swoje piętno. Tuniki i peleryny Kaede i Bakrella uszyto z najświetniejszych
    tkanin. Zapinka pod szyją jej płaszcza pokryta była złotem, a on miał na nadgarstkach srebrne
    bransolety. Sprawiali wrażenie bardzo niezwykłych uciekinierów.
    - Kupujemy prowiant na drogę od chwili, gdy tu przybyliśmy - mówił Bakrell. - Po
    trochu każdego dnia w różnych miejscach. Sądziliśmy, że może się przydać, jeśli ktoś
    przyjedzie.
    - Jestem pewien, że Igraine przyjmie was oboje z otwartymi rękoma. - Lyrralt złożył
    im lekki pokłon powitalny.
    Po kilku ciężkich dniach na szlaku sceptyczna opinia Khallayne o rodzeństwie nadal
    nie uległa zmianie. Oboje wykonywali wszystkie polecenia - Bakrell z dumą, szukając
    wzrokiem osób go podziwiających. Kaede nosiła wodę i zapalała ogniska z takim wdziękiem,
    jakby była na dworze. Nie ulegało jednak wątpliwości, że interesuje j~ nie tyle zwrócenie na
    siebie uwagi wielu osób w ciąg/u jednego dnia, co przyciągnięcie spojrzenia tylko jednej -
    Jyrbiana.
    Khallayne z rozbawieniem zauważyła, że Jyrbian był równie ślepy na uwielbienie
    Kaede, jak Everlyn na jego zaloty.
    Lyrralt siedział w sporym oddaleniu od pozostałych, za zakrętem rowu. Odkorkował
    butelkę wody, którą zawsze nosił ze sobą. Migotliwy blask ognia ledwo rozpraszał
    zapadajÄ…cy mrok.
    Uciekinierzy rozbili obóz na rozległej, otwartej przestrzeni niemal całkowicie wolnej
    od gęstych zarośli, które ich otaczały podczas podróży. W ciepłym blasku zachodzącego
    słońca z perci rozciągał się przepiękny widok, wspaniała panorama gór Khalkist skąpanych w
    odcieniach różu, pomarańczy i złota.
    Historia głosiła, że te łysiny powstały, gdy bogowie uderzyli pięściami w góry.
    Siedząc jednak na ziemi. której cisza wsiąkała w jego kości i przemawiała do jego serca,
    Lyrralt czuł, że to prastary pożar wypalił drzewa, zostawiając jedynie trawę. Miał wrażenie,
    że to odpowiednie miejsce na medytacje.
    Jak co dzień Lyrralt wzniósł oczy ku niebu, ku gwiazdozbiorowi Hiddukela i
    wyszeptał modlitwę, prosząc o wskazanie drogi.
    Od czasu szalonej ucieczki z Takaru czuł, że błądzi. płynie bez steru. Hiddukel nie
    odezwał się więcej do niego. Lyrralt wiedział jedynie, że przeznaczenie jego i Khallayne są ze
    sobą związane i że nauki Igraine a oznaczają zagładę. W przyszłości czekało także oślepienie,
    coś, czego nie będzie umiał zobaczyć.
    Być może dzisiejszej nocy otrzyma wskazówki. Rozejrzawszy się jeszcze raz, aby
    upewnić się, że nikt go nie obserwuje, Lyrralt zsunął tunikę do pasa, wystawiając barki i
    ramiona na chłód nocy. Runy na jego skórze lśniły białym, mlecznym połyskiem, który
    odzwierciedlał blask gwiazd na aksamitnym niebie.
    Czekał, poruszając wargami w niemal rozpaczliwej prośbie, modląc się o wskazówkę
    od boga i jego czuły dotyk.
    Skóra na wewnętrznej stronie ramienia zapiekła go tak lekko, że mogło być to tylko
    muśnięcie wiatru. Lyrralt wstrzymał oddech. Znów pieczenie. Wrażenie było tak złożone i
    skomplikowane, że nie sposób było go rozwikłać, oddzielić od pozostałych. Wtem wzdłuż
    jego nerwów przebiegła pieśń pochwalna bólu i pragnienia.
    Chciał popatrzeć na pismo, jakie pokaże się na jego ciele, lecz nie mógł. Cierpienie i
    rozkosz sprawiły. ze odchylił głowę do tyłu i wciągał wielkie hausty powietrza. Mógł jedynie
    wyciągnąć rękę ku niebu i czekać, aż próba się zakończy.
    Gdy Lyrralt znów odzyskał przytomność, gwiazdy przesunęły się na niebie. Czuł
    jedynie swędzenie skóry. Miał nadzieję, że znaki nie okażą się zbyt tajemnicze, skoro nie miał
    doświadczonego kapłana, który mógłby mu pomóc. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl