-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strój. Zakłopotanie, pomyślała, podobnie jak nieszczęście,
lubi towarzystwo. Jeżeli ona była kłębkiem nerwów i nie
panowała nad swoimi myślami i uczuciami, dlaczego on
nie miałby się także trochę pomęczyć? Poza tym... to miłe
z jego strony, że w całe te tarapaty wplątał się dla niej.
Była już za drzwiami, kiedy usłyszała wołanie Huntera:
- Poczekaj chwilkę! Zapomniałem ci powiedzieć, że
dzwoniła Ma Battle. Pytała, czy mogłabyś dzisiaj do niej
wpaść - oczywiście jeżeli znajdziesz trochę czasu. Miesz
ka na rogu następnej uliczki, po prawej stronie. Sklep już
zamknęła. Chce porozmawiać z tobą o książkach z bib
lioteki.
- Dobrze.
Hunter odprowadził ją osłupiałym wzrokiem do samo
chodu, kręcąc głową.
- Ach, te kobiety!
Salon w domu Ma Battle przypominał muzeum staroci.
Cała ściana zabudowana była półkami, na których, oprócz
książek, stało mnóstwo ozdobnych talerzy. Pikowana na
rzuta na kanapie przyciągała wzrok bajecznymi kolorami.
Na stole w aneksie jadalnym piętrzyły się stosy papierów
i teczek.
- Papierkowa robota Ligi Kobiet - wyjaśniła starsza pani.
- No i oczywiście moje rozwiązania konkursów, krzyżówek,
odcinki totalizatorów. Boone powiedział, że nigdy niczego
nie wygrałam, ale to nieprawda. Wylosowałam mnóstwo rze
czy. Nawet ślepej kurze trafia się ziarno... Widzisz tę lampę
z muszelek, o tam, na półce? Wygrałam ją. Szklanka, z któ-
WARTO BYAO CZEKA 97
rej pijesz, też jest fantem. - Ma Battle wręczyła Gaylynn
szklankę mrożonej herbaty na powitanie, ledwie zamknęła
za nią drzwi. - To prawdziwy kryształ.
- Nie mogę oderwać oczu od tej narzuty na kanapie.
Jest piękna!
- Bardzo dziękuję za komplement. Nie zliczyłabym
wszystkich pikowanych narzut i kołder, które zrobiłam
w swoim życiu. Przynajmniej po jednej dostała piątka mo
ich dzieci i piętnaścioro wnuków. Wyprowadzili się z tych
okolic, ale zostały im moje narzuty. Jest taki stary przesąd,
że jeżeli młoda dziewczyna zaśnie pod nową kołdrą, przy
śni jej się chłopak, którego poślubi.
To bezpieczniejsze, pomyślała Gaylynn z uśmie
chem, niż znajdowanie miłości dosłownie tam, gdzie jej
szukasz".
- Kiedyś częściej zbierałyśmy się na wspólne szy
cie. Miedzy Bogiem a prawdą, chodzi głównie o to, że
by się spotkać i poplotkować. Szyjemy, gadamy, szyje
my. .. A w rezultacie jest się czym pochwalić. Każda taka
narzuta żyje potem własnym życiem... Ale przecież nie
zaprosiłam cię tutaj, żeby opowiadać o pikowaniu. Chcia
łam ci pokazać, gdzie schowałyśmy książki z wypożyczal
ni. Bessie do mnie zadzwoniła i powiedziała, że otwierasz
bibliotekÄ™.
- Sama nie dam sobie rady.
- Pomożemy ci. Kiedy tylko zechcesz! Od czego trzeba
by zacząć?
- Od sprzÄ…tania.
- Słusznie. Mogłybyśmy zabrać się do roboty w naj
bliższą sobotę. Dopilnuję, żeby każda przyszła z wiadrem
i szczotką. Stary katalog też jest u mnie, w nie używanym
WARTO BYAO CZEKA
98
pokoju. To wytworna dębowa szafka z sześcioma szufla
dami, każda wypełniona fiszkami katalogowymi. Książki
trzymamy w piwnicach - w trzech najsuchszych piwni
cach w mieście - w mojej, Hazel Rue i Lillie Montgomery.
- Do Ligi należy pani Rue i pani Montgomery? Słysza
łam, że ich rodziny są skłócone.
- Zgody nie ma, to prawda. Ale nie jest to krwawa
wendeta jak za dawnych czasów. Zresztą u nas, w Północ
nej Karolinie, nigdy nie było tak zle jak w Tennessee czy
w Kentucky - powiedziała stanowczo. - Ja jednak nigdy
nie stawałam po stronie jednej albo drugiej rodziny. Jeże
li część książek wzięła na przechowanie Lillie, Hazel nie
mogła być gorsza.
- Dużo jest tych książek?
- Dokładnie nie wiem. Nie policzyłyśmy ich, ale ja
mam w piwnicy około trzydziestu pełnych kartonów, po
zostałe panie mniej więcej tyle samo.
- W takim razie zajmiemy siÄ™ najpierw przygotowa
niem pomieszczenia, a potem zaczniemy przewozić książ
ki. Biblioteka byłaby czynna w ustalonych godzinach. Ja
bym ją prowadziła przez pewną część dnia, a potem może
znalazłby się ktoś jeszcze...
- Będzie tak jak, sobie życzysz.
W powietrzu wisiało nie wypowiedziane pytanie: co się
stanie z biblioteką, kiedy wrócisz do Chicago?
Doświadczenie podpowiadało Gaylynn, że w pracy spo
łecznej wystarczy jeden zapaleniec, który wznieci iskrę,
pokaże, że można coś zrobić, żeby wszystko potoczyło się
gładko. Poradzą sobie bez niej.
Ale czy ona poradzi sobie bez nich?
WARTO BYAO CZEKA
99
- Co u ciebie słychać? - spytała Brett, żona Michaela.
- Dzięki, wszystko dobrze - odpowiedziała zdawkowo [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl