• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - Wiem. - Co do tego nie mogła mieć żadnych wątpliwości.
    - Jeżeli dłużej poleżę obok twojego powabnego ciała, wezmę cię, bez
    względu na wszystko.
    Przyznanie się do tego musiało go sporo kosztować. Dobrze wiedziała,
    jak bardzo nie znosił podlegać tak silnym emocjom, co zresztą potwierdziły
    jego następne słowa.
    - Po Sofii obiecałem sobie, że już nigdy nie uzależnię się tak od żadnej
    kobiety.
    - Przykro mi.
    - Na tyle, żebyś się ze mną przespała?
    Wcale nie była pewna, czy żartuje.
    - Nie wyobrażam sobie, żeby zadowolił cię seks oparty na współczuciu.
    Kiedy tak rozmawiali, wydawał się szczery i Elisa musiała przyznać, że
    nietrudno byłoby jej zapomnieć o jego przewinach. Musiała sobie wciąż od
    nowa przypominać, że już ją kiedyś opuścił i że nie może mu znów zaufać.
    A jednak wrócił.
    Dotarło to do niej w pełni dopiero przed kilkoma miesiącami. Uświado-
    miła sobie, że Salvatore był przy niej, kiedy poroniła. Przyszedł się z nią zoba-
    czyć. Przez długi czas nie chciała zgadywać, dlaczego wrócił, teraz jednak...
    - Dlaczego wróciłeś?
    - Mówiłaś, że to moje dziecko.
    S
    R
    - Ale ty w to nie wierzyłeś.
    - W jakimś momencie zrozumiałem, że to bez znaczenia.
    - Jak to?
    - Ty wierzyłaś, że dziecko jest moje. Chciałem ci zaproponować małżeń-
    stwo.
    - Chciałeś się ze mną ożenić, chociaż uważałeś, że jestem w ciąży z kimś
    innym?
    - Tak.
    - Nie do wiary! Przecież nie chciałeś tego zrobić dla Sofii.
    - Byłem dużo młodszy, a ona mnie okłamała.
    - Mnie też posądziłeś o kłamstwo.
    - Powiedziałaś mi to, co sama uważałaś za prawdę. To nie to samo. Ty w
    to wierzyłaś.
    Jego słowa wzruszyły ją, ale fakt, że dalej miał wątpliwości, zranił.
    - To było twoje dziecko.
    Milczał przez dłuższą chwilę, a kiedy się w końcu odezwał, nie padły
    słowa, których oczekiwała.
    - Zawiodłem cię.
    - Tak.
    - Przykro mi.
    - To niczego nie zmienia.
    - Wiem.
    Historia Sofii pozwoliła jej zrozumieć brak zaufania z jego strony. Takie
    przeżycie uczyniłoby nieufnym każdego mężczyznę. Słowa jej ojca tylko
    utwierdziły go w podejrzeniach.
    Tak, wprawdzie teraz go rozumiała, ale to nie mogło zmienić jej odczuć.
    Gdyby ją naprawdę kochał, zaufałby jej, przyjął dziecko z otwartymi ramio-
    S
    R
    nami i nigdy ich nie opuścił.
    Przez krótki czas naiwnie wierzyła w jego miłość. Ona sama zakochała
    się w nim po uszy i nie potrafiłaby mu się oprzeć. W swoim niedoświadczeniu
    wzięła namiętność za miłość, a kiedy zaszła z nim w ciążę, a on posądził ją o
    oszustwo, musiała przyznać się do błędu.
    Zbyt dużo niewypowiedzianych żalów i wzajemnych pretensji spiętrzyło
    się między nimi, by teraz udawać, że nic się nie stało.
    - Jak długo tu siedzisz?
    - Nie wiem.
    - Prześpię się na podłodze, jeżeli tak wolisz. Mam twoją marynarkę.
    - Nie.
    - Strasznie jesteÅ› uparty. Jak prawdziwy facet.
    - A więc uważasz mnie za prawdziwego faceta.
    W jego głosie dało się wyczuć iskierki humoru.
    - Daj spokój. Masz w sobie tyle męskości, że mógłbyś ją butelkować i
    sprzedawać z zyskiem. Nie tylko jesteś o głowę wyższy od większości Sycylij-
    czyków, ale i lepiej zbudowany. Potrafisz walczyć jak jednostka komandosów,
    jednym słowem jesteś perfekcyjnym wzorem męskości. Trudno byłoby znalezć
    kobietę, która potrafiłby ci się oprzeć.
    Błyskawicznie znalazł się obok niej, tak blisko, że czuła na twarzy jego
    oddech.
    - Jestem wzorem męskości?
    Być może potwierdzenie nie było w tej sytuacji najrozsądniejsze, ale
    kłamstwo też nie miało sensu.
    - Tak.
    - A jednak nie chcesz dzielić ze mną łóżka.
    - Nic takiego nie mówiłam. To ty się obawiałeś, że mnie uwiedziesz.
    S
    R
    - Uważasz, że mógłbym to zrobić?
    - Niczego nie uważam, a to, że spędzasz noc na twardej podłodze, to już
    twój problem.
    MusnÄ…Å‚ wargami jej policzek.
    - A może jednak tego chcesz? - wyszeptał tak blisko, że jego oddech po-
    łaskotał jej skórę.
    - N... nie - wymamrotała niepewnie, chociaż oblał ją żar i wyobraznia
    pracowała już pełną parą.
    - Powtórz to wyraznie. - Muskał wargami jej usta, a ona nie znajdowała
    w sobie sił, by mu się oprzeć. - Bo pragniesz mnie, moja słodka. Nie bój się
    przyznać.
    Jej jedynym ratunkiem była prawda.
    - To chyba jasne. Która kobieta by cię nie pragnęła? Ale ciało nie zawsze
    chce tego, co najlepsze dla umysłu i serca.
    Ciepłą dłonią otoczył jej talię.
    - Tym razem będzie dobrze. Zaufaj mi. Już nigdy cię nie zranię.
    Obietnica, w jej mniemaniu, całkiem nierealna. Nie pokocha jej przecież
    na zawołanie, a właśnie to nieodwzajemnione uczucie raniło ją najbardziej.
    Gdyby tylko umiała czerpać radość z seksu bez zobowiązań... wiedziała jed-
    nak, że to niemożliwe. A już na pewno nie z tym mężczyzną.
    Pomimo wszystkich jego grzechów wciąż go kochała i czuła, że tak bę-
    dzie już zawsze.
    I chociaż bardzo chciała, nie umiała mu się oprzeć. Ze strachu oddychała
    płytko i szybko. Tymczasem jego usta zawędrowały na jej wargi.
    - Proszę, moja słodka. Pozwól się uszczęśliwić.
    Wszystkie te bezowocne rozważania, ciepło, nieprzenikniona ciemność,
    jego gesty i słowa, które obiecywały tak wiele... cóż dziwnego, że nie była już
    S
    R
    w stanie rozsądnie myśleć.
    Odwróciła się do niego, spragniona czegoś więcej niż te krótkie muśnię-
    cia.
    ROZDZIAA SIÓDMY [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl