• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Gratulując sobie cierpliwości i mądrości, zachichotał w kułak.
    Ostrożnie, by nie znalezć się w snopie światła, przemknął się jeszcze
    bliżej domu. Teraz usłyszał jakieś głosy. Wiedział wprawdzie, że to głosy
    służących, ale na wszelki wypadek oddalił się nieco. Na tyłach domu, w
    ogrodzie łatwiej mu było się ukryć. Z tej strony w niewielu oknach paliło się
    światło. Krzaki ułatwiały mu przemieszczanie się, kryjąc każdy jego krok i ruch.
    W ten sposób dotarł do oranżerii. Drzwi się otworzyły z delikatnym
    skrzypnięciem. Okazało się, że dobrze wszystko pamiętał z maskarady. Wybrał
    idealnÄ… drogÄ™.
    Wszedł do środka. W oranżerii wciąż było gorąco. Rośliny i drzewa
    roztaczały świeżą woń. Sterling wciągnął głęboko powietrze. Co za cudowne
    uczucie. Wypełniła go radość. Wkrótce swym bogactwem przyćmi fortuny ojca
    i Ryeburna razem wzięte.
    W holu rozległy się czyjeś kroki. Szybko skrył się za palmą i przylgnął do
    ściany. Odgłosy kroków zaczęły się oddalać.
    Znów zaburczało mu w brzuchu. Do diaska! Najlepiej od razu rozwiązać
    ten problem.
    Sterling znów wymknął się do ogrodu i skierował w stronę kuchennego
    wejścia. Jeśli szczęście mu dopisze, nie zastanie nikogo ze służby. Powinni
    właśnie jeść obiad. Zajrzał do kuchni. Pusto.
    Od razu nabrał otuchy. Los mu najwyrazniej sprzyja. Jeśli zapomnieć o
    całym dniu spędzonym w krzakach i o bólu mięśni, to trzeba przyznać, że bez
    trudu przedostał się na teren Concordii. Jego plan się powiedzie. Opatrzność
    wynagrodzi mu wszelkie niesprawiedliwości i cierpienia ostatnich dni. Na razie
    zaś czeka go niezły posiłek.
    Wziął talerz z półki i ukroił sobie dwa plastry pieczonej wołowiny,
    dorzucił kawałek przepiórki i trochę tarty morelowej. Jeszcze szynka z
    groszkiem. Rybę ominął. Zrobił natomiast trochę miejsca na talerzu, by
    umieścić tam garść truskawek, polał je śmietaną i wymknął się z kuchni. Znalazł
    dobrze zakamuflowaną ławkę i rozpoczął ucztę. Na deser zjadł truskawki ze
    śmietaną.
    Przydałby się kufel piwa, ale cóż, trzeba się zabrać do roboty. Eden
    przyniesie mi pózniej piwo. Uśmiechnął się triumfalnie. Miał wielką ochotę
    rozbić talerz o kamienną ławkę, ale dzwięk tłuczonego szkła mógłby wywołać
    alarm. Zostawił więc talerz na ławce i wrócił do oranżerii. Okrążył fontannę i
    bezszelestnie zbliżył się do drzwi prowadzących do holu.
    Wiedział, że Ryeburn jest w swoim gabinecie. Poklepał kieszeń surduta.
    Pistolet był na swoim miejscu. Pozostało mu tylko odszukać Eden.
    Wysunął głowę przez drzwi. W holu nie było nikogo. Ruszył więc przed
    siebie, uważnie nasłuchując, gotów w każdej chwili skryć się za kolejnymi
    drzwiami.
    Gdzie ona się podziewa? O tej porze nie powinna leżeć jeszcze w łóżku,
    choć nie miałby nic przeciwko temu. Potrafi wszak uczyć się na błędach. Tym
    razem szybko potwierdziłby swoje prawa do niej.
    Usłyszał dzwięki fortepianu dobiegające z salonu muzycznego.
    Doskonale. Z krzywym uśmieszkiem zmienił kierunek. Zajrzał do pokoju i
    zobaczył, że Eden właśnie zbiera nuty z instrumentu. Była sama.
    Z lekkim sercem wkroczył do pokoju.
    - Dobry wieczór, lady Ryeburn.
    Eden otworzyła usta ze zdumienia. Jej dłoń opadła na klawiaturę,
    wydobywajÄ…c dysonansowy akord.
    - Sterling.
    Nim zdążyła się ruszyć, intruz wyciągnął z kieszeni pistolet.
    - Proszę zachować spokój, lady Ryeburn. Wolałbym nie robić użytku z
    tego pistoletu.
    Eden pokiwała głową na znak, że będzie mu posłuszna, i zapatrzyła się w
    czarną lufę. Serce podeszło jej do gardła, nogi się pod nią ugięły.
    - Czego pan chce?
    - Tylko tego, co i tak już dawno powinno należeć do mnie.
    - Nie rozumiem.
    - Wkrótce, pani.
    - Co pan tu robi?
    - Zamierzam przywrócić właściwy porządek. Ryeburn musi zapłacić za
    to, co zrobił. Powinna pani być moją żoną. Byłoby znacznie prościej, gdyby od
    razu wyszła pani za mnie. Bo teraz Ryeburn będzie musiał umrzeć.
    Serce Eden ścisnęło się trwogą, nie mogła złapać tchu. On chce zabić
    Trevora! Trzeba go jakoś powstrzymać. Tylko jak?
    Sterling wyciÄ…gnÄ…Å‚ jakiÅ› papier z kamizelki.
    - Proszę. - Podał kartkę hrabinie. Eden obróciła ją w palcach.
    - Ta kartka jest pusta.
    Sterling spojrzał na nią z niechęcią.
    - Wiem o tym. Proszę. - Tym razem podał jej przenośny zestaw do
    pisania. - Napisze pani do Ryeburna.
    - Co miałabym napisać? - Im więcej czasu zyska, tym większa nadzieja,
    że ktoś tu przyjdzie.
    - Czekam na ciebie w oranżerii.
    Eden położyła kartkę na pianinie i napisała, co jej kazano. Gdy skończyła,
    popatrzyła na swego prześladowcę.
    - Powinnam napisać, dlaczego go o to proszę. W przeciwnym razie będzie
    się dziwił.
    - Jeśli będzie ciekaw, to przyjdzie - zaśmiał się Sterling. -Ciekawość to
    pierwszy stopień do piekła.
    Eden przebiegł lodowaty dreszcz. Sterling oszalał. Może uda jej się
    przemycić jakieś ostrzeżenie... Sterling wyrwał jej kartkę i przymrużył oczy.
    - Myśli pani, że zwariowałem, ale to nieprawda. Jestem zdesperowany, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl