• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    połyskujące przedmioty.
    Z bramy wybiegła Melania, zatrzymała się i zaczęła rozmowę z tymi, co stali bliżej.
    W świetle ulicznych latarni suknia jej wydawała się niemal przezroczysta, uwypuklając urodę
    jej wspaniałego ciała. Mówiła coś z wielkim ożywieniem, a oni silnie gestykulowali i
    gwałtownie potrząsali głowami.
    Spojrzeli nagle w górę, więc i ja uniosłem głowę i zobaczyłem stojących na balkonie
    Roderyka i Katię. Wołali coś do Melanii. Nie dosłyszałem ich słów, ale i tak wiedziałem, o co
    chodzi. Zwierzyna wymknęła im się z pułapki. Nie byli zadowoleni.
    Melania i jej dwaj towarzysze podeszli do tych, co kręcili się koło mojego samochodu.
    Odbyli krótką i mało produktywną naradę, po czym Melania powróciła do mieszkania
    Roderyka.
    Westchnąłem i skrzywiłem się. Roderyk nie był mordercą. Był po prostu typowym
    dziennikarzem, a jego czterej wspólnicy nie byli uzbrojeni w rewolwery czy noże, ale w
    aparaty fotograficzne. Nie chcieli mnie zabić, ale sfotografować.
    Sfotografować mnie przy wejściu do czynszowej kamienicy w towarzystwie pięknej
    dziewczyny w niemalże przezroczystej sukni.
    Przez dłuższą chwilę przyglądałem się czterem fotografom, ale doszedłem do
    wniosku, że nie dałbym im rady. Obróciłem się więc na pięcie i oddaliłem niepostrzeżenie.
    *
    Wróciłem taksówką do hotelu Iguana Rock i zadzwoniłem do Roderyka. Był wyraznie
    przygnębiony.
    - A niech pana szlag trafi! - krzyknąłem bez wstępów.
    - A niech.
    - Czy kazał pan założyć podsłuch na mój telefon? Pauza. Potem westchnienie.
    - Tak - przyznał się.
    - Wzruszająca szczerość. Niestety spózniona.
    - Link...
    - Szkoda słów... Niech mi pan tylko powie, po co panu to wszystko?
    - Moja gazeta...
    - Nic podobnego - przerwałem mu. - %7ładna przyzwoita gazeta nie ima się takich
    sztuczek. To była pańska prywatna inicjatywa. Dłuższa pauza.
    - No więc powiem panu. Zrobiliśmy to na prośbę Clif forda Wenkinsa. Ten głupi
    śmierdziel jest okropnie sterroryzowany przez tę swoją firmę. Błagał mnie, żebym w zamian
    za drobne przysługi, jakie wyświadcza nam od czasu do czasu, pomógł mu... no, rozumie pan.
    Powiedział mi, że Worldic wyleje go na twarz, jeżeli nie zdobędzie pańskiego zdjęcia z jakąś
    seksbombą. Twierdził, że zaklinał pana na wszystko, ale że pan stanowczo odmówił. A oni
    się boją, że inaczej nie uda im się opylić tych biletów po dwadzieścia randów, na których im
    najbardziej zależy. Melania jest najlepszą modelką w Johannesburgu. Wenkins ubłagał ją,
    żeby odegrała tę rolę. Powiedział jej, że chodzi o bardzo wzniosły cel dobroczynny.
    - Ten cholerny Wenkins - powiedziałem - sprzedałby własną duszę dla reklamy.
    - Przykro mi...
    - To nic w porównaniu z tym, jak przykro będzie temu gnojowi...
    - Przyrzekłem mu, że pan się o niczym nie dowie.
    - A niech was wszystkich diabli wezmą! - wrzasnąłem i rzuciłem słuchawkę.
    Rozdział trzynasty
    Nazajutrz rano poprosiłem biuro hotelu, żeby posłali kogoś po mój samochód,
    zapakowałem niewielką walizeczkę i zajechałem pod hotel Evana i Konrada.
    Evan był właśnie zajęty nadzorowaniem ładowania bagaży i ekwipunku do furgonetki,
    co czynił z takim przejęciem, jakby reżyserował scenę do jakiegoś bardzo ważnego filmu.
    Miał jednak do dyspozycji wyłącznie Konrada. Dokoła, na chodniku, piętrzyły się walizki,
    pudła i worki z plastyku, zasuwane na zamki błyskawiczne.
    - Drogi chłopcze - zawołał Konrad na mój widok - na litość boską, zdobądz mi trochę
    lodu.
    - Lodu? - zdziwiłem się. Wskazał na żółte pudło.
    - Lodu - powtórzył. - Do obłożenia kaset.
    - A piwo zabieracie?
    - Piwo jest w czerwonym pudle, drogi chłopcze. Piwo miało u Konrada, rzecz jasna,
    pierwszeństwo nad wszystkim innym. Było już starannie obłożone kostkami lodu i
    załadowane do furgonetki. Poszedłem więc do hotelu i powróciłem niebawem z dużym
    przezroczystym workiem z folii, pełnym kawałków lodu. Konrad wsypał je na dno żółtego
    pudła, dołożył kasety z taśmą, zamknął starannie i wsunął do bagażnika. Evan stwierdził
    sucho, że jeżeli będziemy dalej pracowali w tym tempie, to może i zajedziemy do Parku
    Krugera pod wieczór.
    O jedenastej furgonetka była pełna, ale na chodniku leżało jeszcze całe mnóstwo
    pudeł, pudełek, statywów, kaset i różnych innych przedmiotów, które nieuchronnie kojarzą
    siÄ™ z zawodem kamerzysty.
    Evan machał rękami jak szalony, jak gdyby spodziewał się, że w ten sposób zagarnie
    to wszystko cudownym sposobem do wnętrza furgonetki. Konrad podskubywał w zamyśleniu
    wąsy. Otworzyłem więc bagażnik swojego wozu, bezceremonialnie wpakowałem wszystko
    do środka i powiedziałem Konradowi, że będzie to sobie mógł rozsortować, jak dojedziemy
    na miejsce.
    Następnie wypiliśmy po butelce piwa i wreszcie koło południa wyruszyliśmy w drogę.
    Jechaliśmy przez dobre pięć godzin na północny wschód od płaskowyżu otaczającego
    Johannesburg, aż zajechaliśmy na wysokość około stu metrów ponad poziomem morza.
    Powietrze stawało się coraz to gorętsze i trzeba było coraz częściej zatrzymywać się, żeby coś
    wypić. Jeżeli chodzi o pojemność żołądka, to Konrad mógł niewątpliwie konkurować z
    członkami szczepu Bantu.
    O piątej dojechaliśmy do bramy Numbi, która stanowi najbliższy wjazd do rezerwatu.
    Sam Park Krugera ciągnie się stąd trzysta dwadzieścia kilometrów na północ i osiemdziesiąt
    kilometrów na wschód, przy czym jest nie ogrodzony i zwierzęta mogą sobie uciekać, jeśli im
    się tam nie podoba. Brama Numbi to zwyczajna drewniana bariera, strzeżona przez dwóch
    umundurowanych Murzynów Afrykańczyków, oraz niewielki drewniany budynek. Evan
    pokazał strażnikom przepustkę na dwa samochody i dowód rezerwacji w kampingach. Wśród
    uśmiechów i przychylnych gestów ostemplowano nam przepustki i bariera została
    podniesiona. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl