• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    ustach to komplement.
    Breckin unosi widelec i popatruje to na mnie, to na niÄ….
     Niewiele rzeczy jest w stanie mnie zbić z tropu. Ale wy dwoje
    jesteście wyjątkiem.
    Nie tylko on jest zakłopotany. Sam również nie wiem, co mam o
    nas myśleć. Nigdy dotąd nie czułem się tak swobodnie z żadną
    dziewczyną, a przecież nawet ze sobą nie chodzimy. I nawet się nie
    całowaliśmy. Trochę mnie to wszystko niepokoi.
     Masz plany na wieczór?  pytam.
    Wyciera usta chusteczkÄ….
     Może...  odpowiada z uśmiechem.
    Mrugam do niej, wiedząc, że w ten sposób ta uparciucha
    informuje mnie, że nie ma planów.
     Co za książkę Sky ci czytała? To romansidło, które jej ostatnio
    pożyczyłem?  pyta Breckin.
     Romansidło?  śmieję się.  To chyba nie jest romansidło, ale
    mówiąc szczerze, nie jestem pewien. Przez większość czasu nie
    uważałem, bo byłem skupiony na czymś innym.
    Sky klepie mnie po ramieniu.
     Czytałam ci przez bite trzy godziny, a ty nawet nie raczyłeś
    uważać?
    Przyciągam ją do siebie i całuję w policzek.
     Mówiłem już, że byłem skupiony  szepczę jej do ucha.  Ale
    nie na słowach, które wychodziły z twoich ust.  Odwracam się z
    powrotem do Breckina.  Coś tam jednak do mnie dotarło. Zupełnie
    niezłe czytadło. Nie sądziłem, że zainteresuje mnie romans, ale byłem
    naprawdę ciekaw, jak to się skończy.
    Breckin zgadza się ze mną i wdajemy się w rozmowę o książce.
    W pewnej chwili orientuję się, że przez cały ten czas Sky milczy.
    Patrzę na nią, ale sprawia wrażenie wyłączonej, jak wtedy w kuchni.
    Dalej nic nie mówi ani nic nie je. Zaczynam się martwić, że coś się
    stało.
     Wszystko gra?  pytam. Nawet nie mrugnie. Pstrykam palcami
    tuż przed jej twarzą.  Sky...  mówię głośniej. W końcu otrząsa się i
    patrzy na mnie.
     Nad czym się tak zamyśliłaś?  pytam zmartwiony.
    Uśmiecha się, ale wygląda na zmieszaną. Gładzę ją kciukiem po
    policzku.
     Musisz z tym skończyć. Zaczyna mnie to wkurzać.
     Przepraszam  odpowiada, wzruszajÄ…c ramionami.  Jestem
    trochę rozkojarzona.  Unosi rękę i odrywa od policzka moją dłoń, po
    czym ściska ją uspokajająco.  Nie martw się, wszystko gra.
    Patrzę na jej rękę. Spod rękawa wystaje znajoma połowa
    srebrnego serduszka. Unoszę rękaw, po czym obracam jej nadgarstek.
    Ona ma na ręce bransoletkę Les.
    Jakim cudem?
     Skąd to masz?  pytam, nie odrywając wzroku od błyskotki,
    która nie powinna się tam znajdować.
    Podąża za moim wzrokiem i wzrusza ramionami.
    Naprawdę kwituje to wszystko zwykłym wzruszeniem ramion?
    Zupełnie jej nie obchodzi, że właśnie serce podeszło mi do
    gardła? Jak ona może nosić tę bransoletkę? To przecież bransoletka
    Les. Ostatni raz widziałem ją na ręce mojej siostry.
     SkÄ…d to masz?  powtarzam, tym razem natarczywiej.
    Spogląda na mnie z przerażeniem. Uświadamiam sobie, że
    ściskam mocno jej nadgarstek, więc go puszczam w tej samej chwili,
    gdy Sky wyrywa rękę z mojego uścisku.
     Myślisz, że dostałam ją od jakiegoś faceta?  pyta zmieszana.
    Nie, wcale tak nie myślę. Jezu... W ogóle nie o to chodzi. Myślę
    tylko, że nosi bransoletkę mojej zmarłej siostry, i nie chce mi
    powiedzieć, skąd ją ma. Nie może ot tak sobie wzruszać ramionami i
    siedzieć tutaj jak gdyby nigdy nic, udając, że to zbieg okoliczności, bo
    na całym tym pieprzonym świecie są tylko dwie takie bransoletki i obie
    były dziełem Les. Więc jeśli nie jest Hope, to musi mi wyjaśnić, jakim
    cudem jÄ… ma.
    Chyba że jednak ona jest Hope.
    Nagle to do mnie dociera i zaczyna zbierać mi się na wymioty.
    Nie, nie, nie...
     Holder...  odzywa się Breckin.  Wyluzuj, chłopaku.
    Nie, nie, nie. To nie może być bransoletka Hope. Czy to możliwe,
    żeby miała ją po tylu latach? Przypominam sobie, co powiedziała w
    sobotÄ™:
     Jedyna pamiÄ…tka, jakÄ… mam z tamtego okresu, to bransoletka,
    ale nie wiem, od kogo ją dostałam .
    Pochylam się do niej, modląc się w duchu, żeby to nie o tę
    bransoletkę chodziło.
     Kto ci dał tę pieprzoną bransoletkę, Sky?
    Wciąga gwałtownie powietrze. Wyraznie nie jest w stanie
    odpowiedzieć na to pytanie. A nie może tego zrobić, bo naprawdę nie
    zna odpowiedzi. Patrzy na mnie tak, jakbym był nieobliczalny. I chyba
    jestem.
    Wiem, że nie ma pojęcia o tym, co czuję, ale nie mogę jej
    przecież nic powiedzieć. Niby jak miałbym jej wyjaśnić, że doskonale
    wiem, skąd ma tę bransoletkę, chociaż ona nie ma o tym pojęcia? Jak
    jej powiedzieć, że dostała ją od Les? Od swojej najlepszej przyjaciółki,
    której nie pamięta? I niby jak mam wyznać, że dostała tę bransoletkę
    zaledwie kilka minut przed tym, jak od niej odszedłem? Kilka minut
    przed tym, jak została pozbawiona swojego dotychczasowego życia?
    Nie mogę jej tego powiedzieć. Nie mogę jej tego powiedzieć,
    ponieważ ona naprawdę nie pamięta mnie, Les i okoliczności, w jakich
    dostała tę bransoletkę. Nie wydaje mi się nawet, by pamiętała Hope.
    Nie pamięta nawet samej siebie. W sobotę powiedziała, że w ogóle nie
    pamięta okresu sprzed Karen.
    Ale jak może nie pamiętać? Jak ktokolwiek może nie pamiętać
    tego, że został porwany sprzed własnego domu? Na oczach najlepszego
    przyjaciela?
    Jak może nie pamiętać mnie?
    Zamykam oczy i odwracam się od niej. Przyciskam dłonie do
    czoła i wciągam powietrze. Muszę się uspokoić. Na pewno śmiertelnie
    ją przeraziłem, a to ostatnia rzecz, jakiej chciałem. Obejmuję dłońmi
    kark tylko po to, by je czymś zająć i nie walnąć pięściami w stolik.
    To Hope. Sky jest Hope, a Hope jest Sky.
     Cholera!
    Nie chciałem powiedzieć tego głośno. Nie miałem zamiaru jej
    wystraszyć. Jednak dłużej tego nie wytrzymam. Muszę stąd odejść i
    wymyślić, jak jej to wszystko wytłumaczyć.
    Wstaję i ruszam w kierunku wyjścia ze stołówki, zanim zrobię
    lub powiem coś, czego jeszcze bardziej będę żałować. Wypadam na
    korytarz, po czym dochodzę do najbliższej szafki i osuwam się na
    podłogę. A potem ukrywam twarz w drżących dłoniach.
     Cholera, cholera, cholera!
    ROZDZIAA SIEDEMNASTY
    Les, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl