• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - Prawie, skończone - odezwała się Abby i odwróciła
    w jego stronÄ™.
    Bez słowa wskazał jej śpiącego Caseya.
    - Och, nie zauważyÅ‚am nawet, kiedy zasnÄ…Å‚... - powie­
    działa z troską.
    - Byłaś zbyt zajęta wyciąganiem korzenia. Poza tym to
    przecież ja powinienem o tym pomyśleć. Zbyt długo go
    nie widziaÅ‚em... - mruknÄ…Å‚ smutno. - ZapomniaÅ‚em, ja­
    kie ma zwyczaje, jak wyglÄ…da jego rozkÅ‚ad dnia... To na­
    dal bardzo mały człowieczek, pewnie się zmęczył i musiał
    trochę odpocząć.
    - Nie możemy go tak zostawić. - WytarÅ‚a brudne dÅ‚o­
    nie o nogawki znoszonych dżinsów i podeszła do chłopca.
    - Tu chyba nie jest mu zbyt wygodnie.
    - Sam nie wiem, czy go ruszać. WidziaÅ‚aÅ› kiedyÅ› sÅ‚od­
    szy uśmiech na twarzy dziecka?
    Nie odpowiedziała. Ciekawe dlaczego? Czy to znaczyło,
    że w ogóle nie widziaÅ‚a zbyt wielu uÅ›miechów na dzieciÄ™­
    cych twarzyczkach, czy też niechcący poruszył jakąś czu-
    Pona & Irena
    scandalous
    łą strunę? Pamiętał Cheryl z okresu ciąży. Nieustannie się
    czymÅ› martwiÅ‚a, chodziÅ‚a rozdrażniona i miaÅ‚a ciÄ…gÅ‚e pre­
    tensje, że się nią nie zajmuje. Szczerze mówiąc, było w tym
    trochę prawdy. Dużo wtedy pracował i zdecydowanie nie
    był dla niej wsparciem w tych trudnych miesiącach.
    - Chodzmy - powiedział cicho, biorąc synka na ręce.
    - Ja najpierw to skończę - zaprotestowała, wskazując
    wystający korzeń. - Ktoś mógłby się potknąć.
    - Daj spokój, nie ma tu przecież nikogo oprócz nas.
    - Nie bÄ™dÄ™ wam przeszkadzać, Casey potrzebuje spoko­
    ju - upierała się.
    - To duży dom. Położę go w jego pokoju, będzie miał
    tam ciszę i spokój - przekonywał ją.
    Widać było, że się waha, i Griffin poczuł, jak narasta
    w nim zÅ‚ość na samego siebie. MiaÅ‚ wrażenie, że od tamte­
    go pocaÅ‚unku staraÅ‚a siÄ™ wytworzyć miÄ™dzy nimi jakÄ…Å› ba­
    rierę i wcale mu się to nie podobało.
    - Abby - zaczął z westchnieniem - obiecuję, że...
    - Daj spokój. - Machnęła lekceważąco ręką, odrzuciła
    narzędzia i ruszyła z nim w stronę domu. - Mówiłam ci
    już, że to nie miało żadnego znaczenia.
    To prawda. Bardzo wyraznie dawała mu odczuć, że
    w najmniejszym stopniu nie jest nim zainteresowana.
    - Zjemy coś razem, a potem możesz dalej rozmawiać...
    Spojrzała na niego zdziwiona.
    - Nie udawaj. Widziałem jak szeptałaś coś do wiatru,
    więc domyślam się, że z roślinami też rozmawiasz. Co im
    mówisz? - przekomarzał się.
    Milczała przez chwilę niepewna, czy się z niej nie na-
    Pona & Irena
    scandalous
    Å›miewa. W koÅ„cu, widzÄ…c jego ciepÅ‚y uÅ›miech, odpowie­
    działa:
    - Różne rzeczy. Namawiam je, żeby rosÅ‚y albo odwra­
    cały się do słońca. A czasami opowiadam jakieś głupstwa.
    Ale poważnie - badania naukowe wykazały, że rośliny są
    w stanie reagować na delikatne odgłosy.
    - Jeśli o mnie chodzi, możesz im nawet śpiewać, o ile
    masz ochotÄ™. Najważniejsze, że to dziaÅ‚a - wysapaÅ‚, przytu­
    lając chłopczyka i poprawiając jego opadającą główkę.
    Patrzyła na niego przez chwilę zamyślona i spytała ciepło:
    - Bardzo ci go brakuje na co dzień?
    - Przy każdym pożegnaniu mam wrażenie, że część
    mnie umiera - wyszeptał. - Chociaż staram się, żeby nie
    widział, jakie to dla mnie trudne. A im jest starszy, tym
    gorzej. Nie mam pojęcia, jak przeżyję to, co mnie czeka.
    Nie wyobrażam sobie, żebym miaÅ‚ go oddać po kilku ty­
    godniach wspólnego życia.
    Pokiwała głową ze zrozumieniem.
    - Thomasina mówiła mi, że próbuje cię namówić, abyś
    się u niej zarejestrował. Prosiłam, żeby nie naciskała cię
    zbytnio. To powinien być wasz prawdziwy dom, nawet je­
    Å›li bÄ™dziecie mogli spÄ™dzać w nim wspólnie tylko kilka ty­
    godni. Chciałabym, żeby wam obu to miejsce kojarzyło się
    z ciepłem, bezpieczeństwem i spokojem. A na pewno nie
    powinieneś czuć na sobie presji oczekiwań mieszkańców
    Red Rose.
    - Dzięki - mruknął. - Poradziłbym sobie z Thomasina
    i wszystkimi sąsiadami, którzy uważają za swój obowiązek
    doprowadzić mnie do ołtarza, ale doceniam twoją troskę.
    Pona & Irena
    scandalous
    - Tommy to moja bliska przyjaciółka, czasami jednak
    jest nieznoÅ›na. Potrafi tak bardzo zapatrzyć siÄ™ w swoje ro­
    mantyczne wizje, że zapomina o przeszłości. A przecież to,
    co było, ma na nas największy wpływ.
    - To prawda - zgodził się. - Nie możemy ignorować
    wpływu doświadczeń. Zbyt wiele o nas mówią.
    Spojrzała na jego rękę - delikatnie, niemal bezwiednie,
    gładził włosy Caseya.
    - Zwietnie sobie z nim radzisz - powiedziała miękko.
    - Widziałam, jak na ciebie patrzy. Jakby szukał w twoich
    oczach uznania dla wszystkiego, co robi. Wyraznie jesteÅ›
    dla niego ważny.
    - Dzięki Bogu - wyszeptał Griffin, wchodząc do domu.
    - Jest wszystkim, co mam.
    Dwa dni pózniej Abby wzięła głęboki oddech i pchnęła
    drzwi  Red Rose Cafe". Nie była tutaj od czasu pamiętnego
    spotkania z Griffinem i spodziewaÅ‚a siÄ™, że wszyscy zarzu­
    cÄ… jÄ… pytaniami. A nie bardzo miaÅ‚a ochotÄ™ na nie odpo­
    wiadać. Nie chciała rozmawiać o Griffinie, myśleć o nim
    ani słuchać, jak inni snują najróżniejsze przypuszczenia
    na jego temat. Od kiedy pojawił się w miasteczku, stał się
    głównym tematem rozmów wszystkich mieszkaÅ„ców. A te­
    raz, kiedy do Red Rose zaczęli zjeżdżać jego pracownicy
    i pierwsi klienci, sytuacja tylko się pogorszyła.
    - Dobrze cię widzieć, kochanie - powiedziała Lydia,
    stawiajÄ…c przed niÄ… kubek bezkofeinowej kawy. - Dawno
    cię tu nie było, pewnie za ciężko pracujesz.
    - Albo za dużo myślisz - usłyszała Abby. Podniosła
    Pona & Irena
    scandalous [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl