-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdawał się wydobywać z jego piersi, a nie gardła kilkakrotnie
powtarzałem Jej Wysokości, że powinna pozbyć się koni i pod
czas krótszych podróży polegać na niewolnikach. Bardzo szybko
moglibyśmy zebrać dla niej kilka pięknych zaprzęgów i jestem
pewien, że bardzo by się jej to podobało. Ona jednak postrze
99
ga w tym rzecz charakterystycznÄ… dla wioski i nie chce o tym
słyszeć.
Królowa ma bardzo sprecyzowany gust odpowiedział
mój pan. Powiedz mi jednak, czy już kiedyś wcześniej wi
działeś tego niewolnika?
Ku memu przerażeniu chwycił mnie za rzemienne paski na głowie i odciągnął ją w tył.
Czułem na sobie spojrzenie Kapitana, choć powieki miałem cały czas spuszczone. Mogłem
wyobrazić sobie siebie z okrutnie rozciągniętymi ustami i wrzynającymi się w ciało
postronkami uprzęży.
Podszedł do mnie bliżej. Zatrzymał się w odległości może trzech cali ode mnie, po czym
znowu usłyszałem jego głos, tym razem jeszcze głębszy:
Tristan! Jego ogromna, ciepła dłoń zacisnęła się na
122
moim członku. Zcisnął go mocno, a potem uszczypnął w koniuszek, aż cały organ zakołysał
się spazmatycznie. Potem ujął moje jądra i zaczął lekko szczypać cienką skórkę, która i tak
była już napięta przez uprząż.
Moja twarz płonęła. Nie potrafiłem na niego spojrzeć. Zaciskałem zęby na fallusie tkwiącym
w moich ustach, jakbym chciał go pożreć. Czułem, jak moje szczęki poruszają się, a język
liże knebel, jakby ktoś inny wprawiał je w ruch. Głaskał mnie po ramionach i piersi.
W krótkim błysku wróciło do mnie wspomnienie obozu: stałem przywiązany do wielkiego
drewnianego krzyża w kształcie litery x, w kręgu złożonym z wkopanych w ziemię
drewnianych krzyży, a żołnierze tłoczyli się wokół, drażnili mój członek i ćwiczyli go, podczas
gdy ja czekałem na wieczorną chłostę. Pamiętałem też tajemniczy uśmiech Kapitana, który
często przechodził obok, ze złotym płaszczem przerzuconym przez ramię.
A więc tak ma na imię mruknął mój pan głosem,
który wydawał się młodszy i delikatniejszy od głębokiego po
mruku Kapitana. Tristan. Dzwięk mego imienia w jego
ustach jeszcze bardziej mnie udręczył.
Oczywiście, że go znam wyjaśnił Kapitan. Jego ogrom
100
na, ciemna postać przesunęła się nieco, gdy przepuszczał grupkę
młodych, roześmianych i rozgadanych wieśniaczek. Przy
wiozłem go do zamku zaledwie pół roku temu. Był jednym
z najdzikszych, najbardziej nieposłusznych niewolników. Wy
rwał się nam i uciekł do lasu, kiedy kazałem mu się rozebrać,
lecz schwytałem go i pięknie wyćwiczyłem, zanim dostarczyłem
go Jej Wysokości. Stał się ulubieńcem dwóch żołnierzy, których
jedynym zadaniem było codzienne chłostanie go. Tęsknili potem
za nim znacznie bardziej niż za jakimkolwiek innym niewolni
kiem, którego musieli przywoływać do porządku.
Zadrżałem i zdusiłem w sobie jęk, a co dziwne, falłus tkwiący w moich ustach tylko to
wszystko utrudniał.
Namiętność wybucha w nim niczym wulkan ciągnął
Kapitan. To nie surowość chłosty sprawiła, że zaczął jeść
mi z ręki, lecz codzienny rytuał.
123
Och, jakież to prawdziwe, pomyślałem. Moja twarz płonęła. Znowu ogarnęło mnie to
straszne, upokarzające poczucie kompletnej nagości. Nadal widziałem przed oczyma
świeżo skopaną ziemię przed namiotami, czułem razy pasów i słyszałem ich śmiechy i
rozmowy, kiedy szli za mnÄ….
Jeszcze tylko jeden namiot, Tristanie.
Były też pozdrowienia, które słyszałem co wieczór:
Chodz, Tristanie. Czas na naszą wycieczkę przez obóz.
Dobrze, pięknie. Spójrz tylko, Gareth, jak ten młodzieniec szyb
ko się uczy. Czy kiedykolwiek byś przypuszczał, Geoffrey, że
już po trzech dniach nie trzeba będzie go pętać?
101
Pamiętałem, jak po wszystkim karmili mnie z ręki, niemal czule ocierali moje usta i klepali
mnie o plecach, i dawali za dużo wina do picia, i zabierali mnie na spacery do ciemnego
lasu. Pamiętałem ich kłótnie o to, który będzie miał mnie pierwszy, i o to, czy lepiej jest w
usta czy w odbyt. Czasem jeden z nich robił to od przodu, a drugi w tym samym czasie od
tyłu. Zdawało się, że Kapitan zawsze był w pobliżu i zawsze się uśmiechał. A więc jednak
mnie lubili. To nie była moja wyobraznia. Przecież nie mogłem wyobrazić sobie ciepła, które
ja sam czułem do nich. Z wolna zaczynałem wszystko rozumieć.
Ależ on był jednym z najlepszych niewolników... miał
niesłychanie piękne maniery mruknął Kapitan tym głosem,
który zdawał się dobywać z jego piersi, a nie gardła. Nagle
zapragnąłem odwrócić głowę i spojrzeć na niego, przekonać się,
czy naprawdę jest tak przystojny, jak go zapamiętałem. Od
dano go lordowi Stefanowi jako jego osobistego niewolnika.
Królowa dała im swoje błogosławieństwo. Do jego głosu
zakradła się złość. Powiedziałem królowej, że sam osobiście
go wyćwiczyłem.
Uniósł moją głowę i obrócił to w jedną, to w drugą stronę. Z rosnącym napięciem zdałem
sobie sprawę, że przez cały ten czas zachowałem ciszę, że nie chciałem wydać choćby
najmniejszego dzwięku w jego obecności, lecz że już dłużej nie potrafię tego kontrolować.
Jęknąłem gardłowo, lecz to i tak było lepsze od płaczu.
124
Cóż takiego uczyniłeś? Spójrz na mnie! rozkazał.
Sprawiłeś zawód królowej?
Potrząsnąłem głowę, zaprzeczając, lecz nie potrafiłem zmusić się do spojrzenia mu w oczy.
Zdawało mi się, że całe moje ciało nabrzmiewa pod postronkami.
Czy sprawiłeś zawód lordowi Stefanowi?
Skinąłem głową. Spojrzałem mu w oczy, po czym natychmiast odwróciłem wzrok, nie mogąc
tego znieść. Pomiędzy mną a tym człowiekiem istniała jakaś dziwna więz. Natomiast
pomiędzy mną a lordem Stefanem i na tym polegała tragedia
102
nie było żadnej więzi.
On wcześniej był twoim kochankiem, nieprawdaż?
naciskał Kapitan. Zbliżył usta do mego ucha, choć wiedziałem,
że mój pan doskonale go słyszy. Wiele lat wcześniej, zanim
przybyłeś do naszego królestwa.
Znowu kiwnąłem głową.
I tego upokorzenia nie mogłeś znieść, tak? ciągnął.
Ty, który zostałeś nauczony rozchylania pośladków przed
prostymi żołnierzami?
Nie! krzyknąłem zza knebla i gwałtownie potrząs
nąłem głową. W głowie mi huczało. To powolne, nieuchronne
zrozumienie, które obudziło się we mnie przed momentem, sta
wało się coraz bardziej wyrazne.
Zapłakałem z czystej frustracji. Gdybym tylko mógł wszystko wyjaśnić.
Jednakże chwyciwszy za niewielką srebrną klamerkę od fal-lusa tkwiącego w moich ustach,
Kapitan odchylił moją głowę do tyłu.
A może ciągnął tym samym tonem twemu ko
chankowi zabrakło siły i nie potrafił nad tobą zapanować?
" Przeniosłem wzrok i wpatrywałem się teraz prosto w niego i jeśli można powiedzieć, że [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl