-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lekarza. Kiedy Hunter spostrzegł ciemną plamkę na ramieniu, Jack
dworował sobie z niego. Nazywał mięczakiem. I Hunter zwlekał. Nie
90
RS
wiadomo, jak potoczyłyby się sprawy, gdyby wykryto melanomę
wcześniej.
- Nie zabiłeś Huntera - przekonywała Meri. - To nie twoja wina.
- Na mnie już czas - uciął Jack, wstając.
Była szybsza. Stanęła mu na drodze. Była tak drobna, że bez
trudu mógłby ją odsunąć. Ale z jakieś powodu nie zrobił tego.
- Nie zabiłeś go - powtórzyła. - Wiem, że tak uważasz. Wiem, że
czujesz się winny. Ale o co chodzi? Zagubiłeś się w przeszłości?
Boisz się zaangażować, bo nie chcesz stracić następnej kochanej
osoby? Czy może uważasz, że wisi nad tobą jakaś klątwa?
I to, i to, pomyślał. I jeszcze znacznie więcej. Nie wolno mu
było kochać. To była cena, którą musiał płacić za to, co zrobił. Czy
raczej za to, czego nie zrobił.
- Nie będę już dalej o tym z tobą rozmawiał - powiedział.
- Chcesz się założyć?
- Zejdz mi z drogi - warknął.
- Zmuś mnie!
Wyglądała jak kociak parskający na wilka. Była zabawna i
kompletnie nie zdawała sobie sprawy z grożącego jej
niebezpieczeństwa.
- Nie przestraszysz mnie - powiedział.
- Masz rację. - Niespodziewanie się uśmiechnęła. -Ale pewnie
chciałbyś mnie pocałować, prawda?
Była niemożliwa. Tak. Chciał ją pocałować. Marzył o tym. I o
wielu innych rzeczach, które mógłby z nią zrobić.
Ale nie mógł sobie na to pozwolić. Nie na tym balkonie.
91
RS
- Andrew wygląda sympatycznie. - Zmienił temat.
- Daj spokój. Przecież go nienawidzisz.
-%7łeby go nienawidzić, musiałbym o nim myśleć. A nie myślę.
- Jakie to męskie. Zawsze wiedzieć lepiej.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - powiedział, choć wiedział.
Najlepszym sposobem osiągnięcia zwycięstwa jest narzucenie
przewagi na samym początku.
- A mówią, że to kobiety są skomplikowane - mruknęła.
92
RS
ROZDZIAA SMY
Meri zeszła na dół. Zespół ciężko pracował w jadalni, a w
salonie czekał na nią Andrew. Wybór powinien być łatwy. Praca czy
mężczyzna, który przebył tak długą drogę, by się z nią zobaczyć.
Po namyśle skręciła do kuchni. Odszukała książkę telefoniczną i
przeprowadziła kilka rozmów.
- Robimy sobie wolne popołudnie - oznajmiła, wchodząc do
jadalni.
-O, jak dobrze - usłyszała za sobą głos Andrew. - Nareszcie
sami.
- Niezupełnie - odparła z uśmiechem. - Słuchajcie wszyscy.
Zaraz przyjedzie po was autobus z hotelu. Przebierzcie się w stroje
kąpielowe. I zabierzcie kremy do opalania.
Donny się skrzywił.
- Znowu będziesz nas trzymać na świeżym powietrzu?
- Mhm.
Rozległy się pomruki, ale nikt się nie odważył otwarcie
zaprotestować.
- Miejmy to już za sobą - powiedział ktoś. - Będziemy mogli
wrócić do pracy.
- Zabierasz ich nad jezioro? - spytał Andrew, kiedy zostali sami.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł?
- Umieją pływać - odparła. - Może nie są w tym rewelacyjni, ale
umieją. Niezdrowo jest siedzieć całymi dniami w zamkniętym
93
RS
pomieszczeniu. Przebywanie na świeżym powietrzu rozjaśnia umysł.
Aktywność fizyczna dobrze im zrobi.
Przyciągnął ją bliżej.
- Jesteś wspaniała. Tęskniłaś za mną, Meredith?
- Tak. Choć może nie tak, jak powinnam - wyznała.
- Zostawiłem cię samą na zbyt długo. Wiedziałem, że nie
powinienem był cię słuchać, kiedy mówiłaś, że potrzebna ci przerwa.
- Miałam kilka spraw do załatwienia. - Spraw, o których
niezręcznie jej było nawet myśleć.
Andrew pogłaskał ją po policzku.
- Wiem, że wygram cię z powrotem - powiedział.
Po takich słowach jej serce powinno zmięknąć jak wosk. A tu
nic. Co się ze mną dzieje? - pomyślała.
Godzinę pózniej byli już nad jeziorem. Meri policzyła
wszystkich, żeby sprawdzić, czy nikt się nie schował. Ze zdumieniem
spostrzegła zbliżającego się Jacka.
- Colin powiedział, że tego nie mogę przegapić - wytłumaczył
się.
- Miał rację. - Meri dostała lekkiej zadyszki. To pewnie dlatego,
że w kąpielówkach i koszulce Jack wyglądał oszałamiająco. Minionej
nocy przekonała się, że był prawie cały opalony.
Odegnała wspomnienia. Nie myśl o kochaniu się z Jackiem.
Myśl o Andrew, o tym, jaki jest słodki.
Nawet jeśli się nie zdecydował pojechać z nami nad jezioro.
94
RS
- To co będziemy robić? - spytała Betina. Miała na sobie szorty i
górę od bikini. Jej kształty, jak zawsze, poruszyły Meri. Ona sama
musiała się poddać operacji, by zyskać podobne.
-Hm... To. - Meri wskazała w stronę jeziora. Do brzegu zbliżało
się właśnie czterech młodzieńców na skuterach wodnych.
- Wodna brygada - mruknął Colin. - Co ty sobie właściwie
wyobrażasz?
- %7łe będziesz się dobrze bawić - odparła Meri.
- Spalę się na słońcu.
Jack podszedł bliżej.
- Mnie się podoba - ocenił. - Czy tamci będą ich uczyć?
- Tak. I każą im włożyć kamizelki ratunkowe. Ale będzie
zabawa!
Uniósł brwi ze zdziwienia.
- Zawsze się tak nad nimi znęcasz?
- Często. Sama nie jestem specjalnie wysportowana, ale się
staram. Możemy całe życie przesiedzieć pod dachem. Będziemy biali
jak mąka. Tak jest lepiej.
- W zeszłym roku kazała nam jezdzić na nartach - powiedział
Colin głucho, patrząc na zbliżające się skutery. - Norman złamał nogę.
- To prawda - przytaknęła Betina. - Do dzisiaj utyka. Meri
wsparła ręce na biodrach.
- Ale dobrze się bawił - skwitowała. - Stale o tym mówi. Do [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl