-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mężczyzna wydał z siebie świszczący, astmatyczny szept.
JakÄ…Å› godzinÄ™ temu.
Neef opuścił muzeum i doszedł korytarzem do prosektorium używanego przez pa-
tologów szpitalnych oraz okręgowych specjalistów od medycyny sądowej. Studenci
nie korzystali z niego, gdyż było finansowane przez szpitalny trust, a nie utrzymywane
z budżetu przeznaczonego na cele edukacyjne. Zajrzał do środka. Jeden z patologów
przeprowadzał akurat sekcję zwłok. Była to kobieta. Podniosła wzrok znad otwartego
ciała i zapytała:
Co pan tutaj robi?
Neef spojrzał przepraszająco na potężnie zbudowaną, rudowłosą postać o czerwonej
twarzy trzymającą w ręce skalpel. Jej marsowa mina sprawiła, że poczuł się niepewnie.
Proszę mi wybaczyć, że przeszkadzam powiedział. Jestem Michael Neef ze
Szpitala św. Jerzego. Szukam Eddie ego Millera.
Tu go nie ma odparła kobieta powracając do przerwanej pracy.
Istotnie... nie... Neef wycofał się cicho z sali. Gdy znalazł się po drugiej stronie
drzwi odetchnął głęboko. To spotkanie przypomniało mu, jak bardzo nie lubi patologii
i jak ten zawód działa na wykonujących go ludzi. Stres kobiety był niemal namacalny.
Nic dziwnego, że Eddie tak skończył, pomyślał.
Ruszył przed siebie przez pomieszczenie, gdzie przechowywano zwłoki. Kiedy mijał
rzędy ciężkich drzwi chłodni ciągnące się po obu stronach, przystanął na chwilę. Poczuł
nagle dziwny przymus otwarcia którychś drzwi i zbadania zawartości komory. Uznał
jednak, że pomysł jest idiotyczny i poszedł dalej. To miejsce drażniło go. Miał już dość
błądzenia i bezowocnych poszukiwań. Przypomniał sobie drogę na skróty przez pra-
cownię prosekcyjną do biura Eddie ego i postanowił tamtędy wrócić.
Przemierzył połowę drugiego pomieszczenia, kiedy nagle jego uwagę zwrócił meta-
liczny dzwięk. Przystanął, nasłuchując. Po kilku sekundach odgłos się powtórzył.
Jest tam ktoś? zapytał.
Odpowiedziała mu cisza. Gdy dzwięk rozległ się po raz trzeci, Neef ruszył tam skąd,
jak mu się zdawało, dochodził. Był wprawdzie lekarzem-konsultantem, ale poczuł się
tak zdenerwowany, jak student medycyny mający po raz pierwszy zetknąć się z mar-
187
twym ciałem. Winił za to atmosferę tej pracowni. yle na niego wpływała i uznał to za
własną słabość. Ale z drugiej strony, był przekonany, że coś jest nie w porządku. Czuł to,
a pierwszą zewnętrzną oznaką były ciarki przechodzące mu po plecach.
W końcu sali zobaczył ściankę działową. To stamtąd dochodził dzwięk. Okrążył ją
powoli i ujrzał rząd pojemników podobnych do wanien. Były to zbiorniki z forma-
liną do konserwowania zwłok, na których uczyli się studenci. Gdy Neef przyglądał się
im, nagły metaliczny dzwięk ozwał się znowu. Zabrzmiał gdzieś w górze nad ostat-
nim zbiornikiem. Neefowi na moment zamarło serce. Uniósł głowę i dostrzegł... niedo-
mknięty lufcik. Wiatr poruszał okienkiem, które od czasu do czasu uderzało o pręt za-
bezpieczający je przed całkowitym otwarciem. To było zródło tajemniczego hałasu.
Neef zawstydził się własnej nerwowości. Podszedł do ostatniego w rzędzie zbior-
nika i rozejrzał się za czymś, na czym mógłby stanąć by domknąć lufcik. Nic takiego nie
znalazł. Zastanawiał się, czy nie wejść na róg zbiornika, żeby móc dosięgnąć okienka.
Ale kiedy spojrzał w dół, nagle na powierzchni formaliny pojawiły się pęcherzyki po-
wietrza. Neefowi zaparło dech w piersiach. Wtem bulgot ustał i wtedy jego oczom uka-
zała się blada, martwa twarz Eddie ego Millera. Z ust nieżyjącego mężczyzny wydobyły
się po chwili następne bąbelki. Powietrze uwięzione w jego płucach wypływało na po-
wierzchniÄ™.
Jezu Chryste! wyszeptał Neef, nie mogąc oderwać wzroku od straszliwe go wi-
doku. Słowa dziekana o długiej i szczęśliwej emeryturze zadzwięczały w jego głowie
jak makabryczny żart.
Neef szybko odnalazł Farro-Jonesa i powiedział mu o swoim odkryciu. Razem po-
wrócili na miejsce tragedii.
Chryste! mruknął Farro-Jones. Co za los go spotkał... Ale jak to się mogło
stać?
Neef popatrzył na poruszany wiatrem lufcik.
Eddie musiał wspiąć się na róg zbiornika, żeby docisnąć okienko i stracił równo-
wagę. Pewnie runął do tyłu, wpadł do formaliny i uderzył głową o krawędz pojemnika.
Co za potworny pech stwierdził Farro-Jones.
I co nam teraz pozostaje? zapytał Neef.
Zastanawianie się, czy Eddie mówił prawdę.
Właśnie westchnął Neef. Szkoda, że nie udało się z nim porozmawiać, kiedy
był trzezwy. Nie mam pojęcia, po co mógłby wymyślić coś takiego w stanie komplet-
nego upojenia alkoholowego.
Rzeczywiście zgodził się Farro-Jones.
No cóż... Neef spojrzał na pływające w formalinie zwłoki. Tego się już nigdy
nie dowiemy.
188
A może przejrzałbym kartotekę sekcji zwłok Eddiego? zaproponował nagle
Farro-Jones. Mógłbym się zorientować, czy nie figuruje tam nikt odpowiadający
temu, co twierdził Eddie. Pewnie nie podał ci nazwiska?
Nie. Wypytywałem go o to, ale udało mi się jedynie dowiedzieć, że chodziło
o dziewczynkę mniej więcej w wieku Melanie Simpson.
To powinno wystarczyć powiedział Farro-Jones. Spróbuję coś znalezć.
¬
Neef mógł wrócić do siebie dopiero wówczas, kiedy minęła pora lunchu. Został prze-
słuchany przez policję i musiał wypełnić niezbędne formularze, dotyczące wypadku
w Szpitalu Uniwersyteckim. Farro-Jones próbował namówić go na wspólny lunch, ale
Neef odmówił, twierdząc że tego dnia stracił już wystarczająco dużo czasu. Gdy wresz-
cie dotarł na swój oddział, czekał na niego Lawrence Fielding.
Spójrz na to powiedział podekscytowany. Oto wyniki ostatniego skaningu
àomasa Downy.
Neef natychmiast się zorientował, dlaczego Fielding jest taki podniecony. Nowotwór
àomasa zmniejszyÅ‚ siÄ™ do rozmiarów ziarnka grochu. To absolutny cud! ucie-
szył się.
Właśnie zgodził się Fielding. Jeśli mam być szczery, nie wierzyłem, że to na-
stąpi. Naturalnie miałem nadzieję, że może nam się powiedzie, ale tak na prawdę nie
wierzyłem, że się uda. A tymczasem...
Neef uśmiechnął się.
A co z innymi?
Niestety, jedno wielkie rozczarowanie. U nikogo z pozostałych nie ma żadnych
oznak poprawy. Muszę powtórzyć jeszcze raz, że moim zdaniem powinniśmy wrócić do
konwencjonalnej terapii, albo zastosować antivulon, jeśli to będzie odpowiednie roz-
wiÄ…zanie.
Dobrze odrzekł Neef. Nie ma po co dłużej zwlekać. Szkoda czasu.
Nie musisz naradzić się z Maxem Pereirą albo z zarządem szpitala?
Nie. To ja decyduję, co jest dobre dla pacjentów. Udzielam ci mojego błogosła-
wieństwa . Mamy cztery porażki i jeden sukces... ale za to jaki!
Fielding uśmiechnął się.
W tym tempie nowotwór zniknie do przyszłego tygodnia. Rozumiem, że dziś po [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl