-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przez moment widać było oczy Dodda w świetle najbliższej lampy. Po chwili pochylił
się nad Paulem. Rubenstein powoli wstawał. Prawą rękę zajętą miał pistoletem, lewą chwycił
Dodda za ramiÄ™.
Skierowali się do samochodu. Kapitan podtrzymywał Paula.
Madison pomogła mu wsiąść.
Zajmując miejsce przy kierownicy, Paul odezwał się:
- Trzymaj Dodda na muszce. Jeżeli się poruszy, zabij sukinsyna.
- Dobrze, Paul. - Wysunęła przez okno lufę M-16. Zwolnił hamulec. Wrzucił bieg.
KrzyknÄ…Å‚ w kierunku okna po stronie Madison:
- Niech pana Bóg błogosławi! Obyście znalezli to, czego szukacie.
Doktor Munchen stanął na baczność i lekko skłonił głowę.
- I wzajemnie, herr Rubenstein. Oby ten Bóg dopomógł i panu w waszych
poszukiwaniach. %7łałuję, że nie mogę zrobić więcej, by wam pomóc.
- Wiem. - Paul skinął głową.
Skręcił kierownicą ostro w lewo, docisnął pedał gazu. Z kręgu światła wjeżdżał w
mroki nocy. Annie...
Annie Rourke podjęła decyzję. Obserwowała Forresta Blackburna wrzucającego
pakunki na podkład śmigłowca. W odpowiednim czasie da mu do zrozumienia, że
zdecydowała się zdać na jego wolę. I postara się, żeby nie wypadło to zbyt ostentacyjnie. Azy
w oczach zawsze pomagają przy takich okazjach. Będzie musiał odpiąć pasy. Chwila
wahania, potem uległość.
W skrzynkach ze sprzętem zauważyła parę rzeczy, które mogły okazać się przydatne.
Dwa M-16. Pas z jakiejś tkaniny, a w nim pistolet. Widziała, jak sprawdzał go, a potem
czyścił z substancji ochronnej. Był identyczny jak ten w szafce z bronią taty - Beretta 92 SB-
F, wojskowa dziewiątka , wyprodukowana tuż przed Nocą Wojny.
Ale najbardziej zainteresował ją przedmiot w pochwie po drugiej stronie pasa - bagnet
M-16.
Nóż. Mogłaby go zabić, gdy tylko otoczy ją ramionami, gdy tylko jej dotknie...
Natalia.
Czy tak właśnie zrobiłaby Natalia? Czy kiedyś już to robiła?
ROZDZIAA XXXVI
Rourke rozbił szklane drzwi na podeście schodów. Rozległo się wycie alarmu.
Wysokie tony raziły słuch. Lewą ręką pociągnął dzwignię awaryjnego otwierania. Pchnął
drzwi i przeszedł. Zdążył uskoczyć. Kule karabinów automatycznych potrzaskały resztki
szkła w drzwiach.
Ostrożnie wychylił się. Oddał jednoczesne strzały z dwóch scoremasterów. Dwaj
esesmani padli.
Za nimi, za zaułkiem korytarza, piętro niżej mieściło się Centrum Aączności. Musieli
tam dotrzeć.
Kurinami był przy drzwiach. Uwolnił się na chwilę od ciężaru Dietera Berna. W ręku
trzymał niemiecki pistolet maszynowy.
- Co robimy? - zapytał.
John wymieniał magazynki w scoremasterach. Głową wskazał hali. Kurinami
uśmiechnął się.
- Obawiałem się, że tak będzie. Cóż, idziemy.
Skoczył naprzód, John tuż za nim. Ich broń bluzgała potokami ognia. Z gardła
Kurinamiego wyrwał się okrzyk:
- Banzai!
Esesmani zaścielali swoimi ciałami podłogę. Kule odbijały się rykoszetem od ścian.
Rourke poczuł, jak coś ześliznęło mu się po żebrach. Zamienił puste scoremastery na detoniki
Combat Masters . Walczyli z resztkami straży SS.
Kurinami wyrzucił w przód ręce. W obu miał bagnety. Wcześniej John widział je u
niego za pasem. Ostrza zakreślały łuki - w górę, w bok, od lewej do prawej. Każdemu
ruchowi wtórował krzyk esesmana.
Wystrzelawszy wszystkie naboje, John chwycił rękojeść gerbera. Jeden z Niemców
podniósł karabinek automatyczny. Pchnięcie noża. Klinga gerbera przygwozdziła esesmana
do ściany.
Rourke wyjął pythona. Niewielka grupa esesmanów nie stanowiła już zagrożenia.
- PoradzÄ™ sobie. Idz po Berna.
- Jesteś ranny, John! Rourke dotknął żeber.
- Jakiś ty spostrzegawczy. Idz już.
Podniósł karabinek automatyczny. Ruszył na poszukiwanie zapasowych magazynków.
Znalazł cztery. Załadował jeden i przestawił broń na ogień ciągły. Puścił się biegłem przez
korytarz. Przed zakrętem przystanął.
Przewiesił karabinek przez ramię i przeładował pistolety. Obejrzał się: Kurinami niósł
Berna, trzymając pod pachą pistolet. Znalazłszy się koło Johna, szepnął:
- Słuchaj, wiesz, o co chodziło z tym Banzai ?
- O co? - zapytał John.
- Zawsze chciałem to wypróbować. To tak, jakby ktoś z Texasu krzyczał: Pamiętajcie
o Alamo!
- Rozumiem. Idziemy.
John wychylił się zza załomu korytarza i natychmiast rzucił się w tył. Pociski uderzyły
w ścianę, tuż przy jego głowie.
- Co teraz? - zapytał Kurinami.
Rourke chciał odpowiedzieć: Nie wiem , ale przerwała mu głośna kanonada.
Znacznie silniejsza niż poprzednio. Coś się tu nie zgadzało. Wyjrzał raz jeszcze.
- To Hartman. W porządku. - Był już w biegu. Krzyczał do Kurinamiego: - Szybko!
Pospiesz siÄ™!
Ludzie kapitana Hartmana, przebrani za esesmanów, walczyli teraz z prawdziwymi
siłami bezpieczeństwa SS i byli w tym starciu górą. Rourke strzelał w plecy wycofujących się
esesmanów. Niektórzy odwracali się, próbując się bronić. Strzelano z bliskiej odległości.
Swąd spalonej skóry mieszał się z gryzącym zapachem chemicznych zapalników niemieckiej
broni.
John zbliżył się do walczących. Nie miał już naboi. Hartman rozprawiał się z
ostatnimi esesmanami. Oddał do ich dowódcy dwie serie z pistoletu maszynowego.
Przeskoczył przez ciało i zatrzymał się obok Johna. Zasalutował.
- Herr doktor, mam przyjemność oznajmić, że droga jest wolna. Bez przeszkód
dotrzemy do newralgicznego obszaru Centrum Aączności. Jest tam wódz w otoczeniu tuzina
wiernych esesmanów. Musimy udać się tam natychmiast. - Hartman zwrócił się do swoich
ludzi: - Wy dwaj, uwolnijcie japońskiego oficera od jego ciężaru. - Zwracając się ponownie
do Johna, pochylił głowę w lekkim ukłonie i trzasnął obcasami. - Herr doktor, proszę za mną.
- Co z Natalią? - pytał Rourke, idąc obok niego i omijając ciała zabitych - i
standartenfuhrerem?
- W zasadzie powinniśmy już mówić o nim pułkownik , nie sądzi pan, doktorze?
Wszystko w porządku. Czekają w pobliżu nadajnika z resztą mojego oddziału. Pan jest ranny?
- Kula otarła się o żebra. Jutro będę sztywny, ale dzisiaj jest w porządku. Chociaż nie
pogardziłbym prowizorycznym opatrunkiem.
Hartman powiedział po niemiecku:
- Opatrzcie jego ranÄ™. Szybko.
Rourke zatrzymał się przy barierce i spojrzał w dół. Natalia pomachała mu ręką.
Również Wolfgang Mann kiwnął mu głową. On i jego ludzie obstawili korytarz wiodący do
Centrum Aączności. Dołączali do nich żołnierze Hartmana.
John podciągnął lewą stronę bluzy. Dotknął żeber. Rana była płytka, ale silnie
krwawiła. Wzdrygnął się i zmrużył oczy, gdy spryskiwano mu ranę zimnym preparatem. Ob-
wiązano go bandażem. Wstrzymał oddech. Spojrzał na niemieckiego żołnierza.
- Dziękuję - powiedział. Niemiec stanął na baczność.
- Doktorze!
Rourke ruszył w dół, rozglądając się wokół. Mogli przeprowadzić atak frontalny.
Mieli wystarczajÄ…cÄ… liczbÄ™ ludzi.
Ale byłoby to zbyt kosztowne. Zanim znalazł sięjia podeście, Mann poderwał się na
nogi. Biegł kulejąc.
- Za mnÄ…! - krzyknÄ…Å‚ do swoich ludzi.
SunÄ…Å‚ na czele, obok niego Hartman z pistoletem maszynowym. W studiu
nagraniowym pękały szyby. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl