-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przez okno. Znalezli ciało w wannie.
- Och... - Anna była tak zszokowana, że nie potrafiła wymówić nic więcej poza
westchnieniami. Nie płakała, ogarnęła ją jedynie tak wielka niemoc, że nie była w stanie
nawet ruszyć ręką. Przez głowę przemknęła jej myśl, że za kilka tygodni zostanie ogłoszony
rozwód pomiędzy nią a Robertem. Skoro on się nie stawi, to sąd pewnie odroczy rozprawę.
Nie - pomyślała - nie odroczy, tylko umorzy, tak to się chyba fachowo nazywa . Nie mogła
zrozumieć, dlaczego w tej chwili roztrząsa działania sądu, skoro było to najmniej ważne.
Może starała się skupić myśli na czymś innym, by dotarło do jej świadomości to, co
właściwie się stało. Rozwodu nie będzie... Skoro Robert nie żyje, to nie dostanę rozwodu.
Jestem... wdową . - Ta myśl dotarła do niej nagle z całą siłą i w tym momencie poczuła, że
robi jej się słabo. Osunęła się na fotel, a siedzący naprzeciw policjant szybko zareagował:
- Dobrze się pani czuje? Może coś pani podać?
- Wody... poproszę wodę - z ust Anny wydobył się zaledwie szept. Mężczyzna
zamówił napój i postawił przed kobietą.
- Może potrzebuje pani pomocy lekarza? Albo psychologa? Ja zdaję sobie sprawę, że
to nie jest dobre miejsce do przekazywania takich informacji, ale proszę mi wierzyć, żadne
miejsce ani żaden moment nie jest dobry na takie wieści. Bardzo mi przykro. Proszę przyjąć
moje kondolencje. Zdaję sobie sprawę, że pomimo iż byli państwo w trakcie rozwodu, to taka
wiadomość jest szokiem.
- Gdzie on siÄ™ teraz znajduje?
- Pani mąż został przewieziony do Zakładu Medycyny Sądowej. Właściwie został już
zidentyfikowany przez paniÄ… Burak, niemniej jednak oficjalnie to pani powinna
zidentyfikować ciało. To moja prośba do pani. Będzie pani w stanie?
- Dobrze... Jutro tam pojadę. Czy... czy to jest pewne, że to było zatrucie tlenkiem
węgla? - Anna nie chciała dopuścić do siebie myśli, które pojawiły się w jej głowie, ale
musiała zadać to pytanie.
- Tak, na dziewięćdziesiąt dziewięć procent to była przyczyna zgonu. Oczywiście w
zakładzie robią dokładne badania i oględziny i sprawdzają inne możliwości, ale wszystko na
to wskazuje. Mieli państwo wcześniej jakieś problemy z piecykiem?
- Właściwie to nie mieliśmy, ale już był bardzo stary i wielokrotnie mówiliśmy o tym,
że trzeba go wymienić. Zresztą u nas w kamienicy jest słaba wentylacja, mieliśmy robić
remont jeszcze jak mieszkaliśmy razem. Widocznie Robert zapomniał albo zbagatelizował to.
A co się stało z... psem?
- Psa chyba odwieziono do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Był mocno
wychudzony i zachowywał się dziwnie, ale o szczegóły to już pani musi zapytać tam na
miejscu.
Anna mimochodem spojrzała na zegarek.
- O rany... muszę już iść - uświadomiła sobie, że wyszła z domu już pół godziny temu.
Bała się, że któryś z chłopców się obudzi i będzie ją wołał. Dotarło do niej, że jej synowie
zostali właśnie półsierotami, została im tylko ona. Pobiegła do domu, pożegnawszy się
najpierw z policjantem. Zdenerwowany Michał kręcił się po przedpokoju. Był kompletnie
ubrany. Mokre włosy ukrył pod cienką czapką.
- Rany boskie, gdzieś ty poszła? - Widać było, że jest mocno wzburzony. - Czekam i
czekam. Wiesz, jak niebezpiecznie jest o tej porze na mieście? Już miałem wyjść i cię szukać.
Masz te papierosy? Muszę zapalić...
- Jakie papierosy?
- Mówiłaś, że poszłaś po papierosy. Prosiłem, żebyś przy okazji kupiła jakieś wino.
Chciałem, żebyśmy się napili i trochę odstresowali. A ty wracasz z pustymi rękami. Sklep był
zamknięty?
- Nie poszłam po papierosy.
- Jak to? A gdzie byłaś? Nie wzięłaś nawet telefonu, próbowałem się dodzwonić, ale
leżał na biurku.
- Spotkałam się z policjantem - odrzekła cicho Anna.
- I?
- I poinformował mnie, że... Robert nie żyje.
- Tak? No to przynajmniej masz problem z głowy. Nie musisz już się stresować.
- Michał! - Anna nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Ten jej wrażliwy, cudowny
mężczyzna w taki sposób zareagował na śmierć osoby, która wciąż znaczyła dla Anny bardzo
wiele. Nie chciała z nim żyć, ale był ojcem jej dzieci, a poza tym spędziła z nim wiele lat i nie
mogła wymazać go z pamięci ot, tak. To, że chciała się z nim rozwieść, nie oznaczało, że jego
śmierć przyjmie z ulgą. Zresztą... może nawet tak wcześniej myślała, chciała, żeby zniknął z
jej życia na zawsze, ale teraz odczuwała ogromną pustkę, wraz z Robertem umarła w niej
część jej serca.
- Zostaw mnie! - uciekła do kuchni.
- Aniu, przepraszam! Zachowałem się jak kretyn. Chodziło mi o to, że nie będzie już
sprawy rozwodowej, bo wiem, jak to przeżywasz.
- Dobrze, Michał, zostawmy to. Nieważne. Muszę się położyć. Chłopcy śpią
spokojnie? - Mężczyzna kiwnął głową, więc Anna dodała: - To dobrze. Ja też się kładę. Do
jutra - wyminęła Michała i udała się wprost do sypialni.
Położyła się. Choć nie mogła zasnąć, nie chciała rozmawiać ze swoim partnerem.
Przed oczami wciąż przesuwały jej się obrazy. Najpierw pamiętny sylwester w Paryżu, gdy
po raz pierwszy ujrzała Roberta, potem dzień ślubu w kościele Na Skałce, gdy nakładał na jej
palec obrączkę i wypowiadali tekst przysięgi małżeńskiej i że cię nie opuszczę aż do
śmierci... Dziś Anna stała się wolna, dopiero teraz mogła związać się z kimś innym, jednak
dotarło do niej, że wcale tego nie chce. Zaraz potem przypomniała sobie pewien dzień w
szpitalu. Dopiero co poroniła, Robert trzymał ją za rękę, a ona nie mogła pogodzić się z tym,
że nie urodzi już tego dziecka. Przyszło jej do głowy, że Robert połączył się właśnie z jej
pierwszym, jakże wyczekiwanym dzieckiem. Już wie, czy to miał być chłopczyk, czy
dziewczynka, ona tego nie wiedziała. Kolejne wspomnienie to chwile tuż po przyjezdzie do
nich Sabiny i Heleny, gdy jedli wspólnie kolację i rozmawiali o planach obu kobiet w
Krakowie. Dalsze wydarzenia Anna przewinęła w myślach jak film bez podglądu, nie chciała
teraz rozmyślać o złych chwilach. Wystarczająco smutno było jej na myśl, że nic więcej z [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl