-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
plecach.
- Nic mi nie jest - powiedział. Claire pomyślała, że kłamie, ale było
to odważne stwierdzenie. - Masz krew na twarzy.
- Uderzyłam się w głowę - wyjaśniła Eve.
- A, no to nic się nie stało - stwierdził Jason i to było tak typowe
stwierdzenie jak na brata, że Claire aż się uśmiechnęła. - A tak serio, to to
zle wyglÄ…da, Eve.
- Nic nie jest złamane. Głowa mnie boli i trochę mi się w niej kręci.
Ale przeżyję. A co się tobie stało?
- Nie pytaj. - Jason się odsunął. - Chłopie, potrzebujesz wsparcia?
Michael złapał biurko i znów podciągnął je pod drzwi, a teraz
próbował je utrzymać w miejscu.
- Pewnie - rzucił. Nie żeby siła Jasona mogła tu wiele pomóc,
pomyślała Claire. Był silny i żylasty, ale nie tak silny jak wampiry.
- Wpuśćcie ich - powiedział Morley i strzepnął resztę kurzu na
wszystkich. - To moi ludzie. No chyba że nam nie ufacie?
- Nie, skąd ten pomysł? - zapytała słodko Eve, po czym odwróciła się
do Michaela. - Nawet o tym nie myśl!
- Wolisz, żeby rozerwali ich tam na strzępy? - zapytał Morley, nie
kładąc na tę wypowiedz specjalnego nacisku, jakby tak naprawdę mu nie
zależało. - Sądziłem, że ktoś tak współczujący nie będzie tak łatwo
potępiał innych.
- Przepraszam, ale to wy nas przywiązaliście do foteli.
I kłuliście igłami. I piliście naszą krew. Nie, nie widzę żadnego
powodu, żeby ci zaufać!
Morley wzruszył ramionami.
- No to pozwól im umrzeć. Jestem pewien, że ich krzyki nie będą ci
przeszkadzały.
Rzeczywiście, po drugiej stronie drzwi ktoś zaczął krzyczeć i zamiast
łomotać, raczej pukał.
- Michael! Michael! Tu Jacob Goldman. Otwórz drzwi!
NadchodzÄ…!
Michael wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Claire, a potem z
Eve i Oliverem. Oliver skinął energicznie głową.
Michael złapał biurko i przyciągnął do siebie, prawie przewracając
przy tym Jasona.
- Hej! - zaprotestował Jason. - - Następnym razem ostrzegaj!
- Zamknij się. - Michael pchnął go mocno do tyłu.
Drzwi się otworzyły i do pokoju zaczął się wlewać potok wampirów.
Ludzie Morleya. Podobnie jak on sam nie wyszli z tego bez
szwanku. Wszyscy, Å‚Ä…cznie z Jacobem i Patience Goldmanami, wyglÄ…dali,
jakby walczyli o życie. Niektórzy byli ranni, a Claire wiedziała z
doświadczenia, że naprawdę trudno zranić wampira.
Jacob ściskał zakrwawioną prawą rękę. Patience podtrzymywała go z
drugiej strony. Nawet Eve trochę się przejęła, widząc jego bladą jak lód
twarz i niewidzące spojrzenie. Wyglądało na to, że wampir naprawdę
cierpi.
Patience posadziła go pod ścianą i kucnęła obok, podczas gdy
Morley i Oliver, z pomocą Michaela, zaczekali, aż do pokoju wejdą
wszystkie wampiry, po czym stworzyli przed drzwiami barykadÄ™.
Wampirów Morleya nie było już tyle, co wcześniej.
- Co się stało? - Claire zapytała Patience. Wampirzyca podniosła na
nią wzrok, w którym czaił się taki strach, że aż przyprawił Claire o
dreszcze.
- Nie dało się ich zatrzymać - powiedziała. - Przyszli po naszych
więzniów. Oni nie... nie mogliśmy ich powstrzymać. Nawet kiedy
zniszczyliśmy jednego, z cienia wychodziły kolejne dwa . To było... nie
mogliśmy ich zatrzymać. - Spojrzała na Jacoba. Zamknął oczy. Wyglądał,
jakby był martwy, bardziej martwy niż inne wampiry. - Prawie urwały
Jacobowi ramię, gdy próbował bronić ludzi. Ale nie mogliśmy nic zrobić.
Zdawała się zszokowana i zrozpaczona. Claire położyła rękę na
ramieniu Patience, a tę przeszedł dreszcz.
- Już dobrze - powiedziała Claire. - Jesteśmy bezpieczni.
- Nie. Wcale nie jesteśmy. To nie są wampiry, Claire. To zwierzęta,
wściekłe bestie. A my... a my jesteśmy dla nich taką samą zwierzyną, jak
wy.
- No dobra - odezwał się Morley, podnosząc głos na tyle, aby
wszyscy go usłyszeli. - Słuchajcie, zamknąć się! Nie możemy tu zostać...
- Autokar płonie... - rzucił ktoś spod okna. Morley zamilkł na
moment, najwyrazniej nie spodziewajÄ…c siÄ™ takie¬ go obrotu sprawy, po
czym z prędkością światła przeszedł nad tym do porządku dziennego.
- W takim razie nie skorzystamy z autokaru. Ciemniaki.
Znajdziemy jakieś inne wyjście z tego cmentarzyska.
- W słońcu? - zapytał Jacob. Miał cichy, przepełniony bólem głos. -
Nie wszyscy są w stanie długo wytrzymać na słońcu, a nawet ci będą
cierpieć. Wiesz o tym.
- Macie wybór: iść i się poparzyć albo zostać i dać się rozszarpać. -
Morley wzruszył ramionami. - Moim zdaniem poparzenia się goją.
Natomiast nie wiem, jak z oderwanymi częściami ciała i jakoś nie mam
ochoty sprawdzać.
- Coś się zbliża! - krzyknął głos spod okna. - Ciężarówka.
Dostawcza.
Claire przepchnęła się przez tłum wampirów, ignorując ich zimny [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl