• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    rozrósł, że żaden z mieszkańców domu pewnie nawet nie wiedział, że była tu jakaś furtka.
    Może zapytam o to Mala, pomyślała. Zawsze to jakiś wstęp do rozmowy.
    Znowu usłyszała głośny śmiech. Przystanęła na widok czterech chłopaków - na oko ostatnia
    klasa liceum - wracających z plaży. Nie kojarzyła ich, co było dziwne. Sezon minął, a
    wszystkich mieszkańców miasta znała, przynajmniej z widzenia. Chłopcy wyszli na ulicę i
    46
    skręcili w podjazd Mala. Może to byli jego kumple z... stamtąd, skąd pochodził. Pan Roz-
    mowny nigdy o tym nie wspominał, ale Eve obiło się o uszy, że jego rodzina przeprowadziła
    się do Deepdene z Ohio. Uśmiechnęła się. Może gdyby udało im
    się niby przypadkiem spotkać, dowiedziałaby się tego. Może nawet dowiedziałaby się w
    końcu, jak ma na imię Mal!
    Eve dotarła do podjazdu i zerknęła z nadzieją.
    Chłopcy nie uszli zbyt daleko. Stali gdzieś w połowie drogi i patrzyli na nią. Nie było z nimi
    Mala. Nie zauważyła też ani śladu grilla. Albo strażnika. Na całej ulicy nie było absolutnie
    nikogo, kto mógłby zwrócić uwagę na samotną dziewczynę i czterech chłopaków.
    Wyraznie nie było mi dziś pisane spędzić trochę czasu z Malem, pomyślała.
    Jeden z chłopaków zarechotał, jakby usłyszał jakiś wyjątkowo sprośny żart. Potem cała
    czwórka wlepiła wzrok w Eve. Nagle pomysł, aby wybrać się na spacer koło starego i
    rzekomo przeklętego domu, przestał wydawać się jej taki świetny. Kogo obchodził jakiś tam
    remont? Ruszyła szybciej przed siebie.
    - Hej! Gdzie się tak spieszysz? - zawołał jeden z nich.
    - Waśnie. Wracaj tu, słonko - zawołał drugi. Tak. Na pewno się skuszę, pomyślała Eve, nie
    zwalniając. Chwilę pózniej usłyszała kroki i znowu ten rechot. Szli za nią.
    Serce zaczęło jej szybciej bić, oblało ją gorąco. Deepdene było małym miasteczkiem i zawsze
    wydawało się najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Nie wiedziała, co powinna zrobić.
    Odwrócić się i stawić im czoło czy dalej ignorować?
    Ale nim zdecydowała, dwóch chłopaków wyprzedziło ją, zagradzając jej drogę. Pozostali
    dwaj stanęli po jej bokach. Okej, tylko spokojnie, nakazała sobie Eve, choć nie mogła nic
    poradzić na to, że ze strachu przechodziły ją ciarki, - Niestety, chłopaki. Ale nie mam dzisiaj
    czasu - powiedziała. - Mój ojciec ma świra na punkcie pomagania w domu. Muszę zrobić
    kolację, chociaż zawsze wszystko przypalam. - No. Teraz przynajmniej będą myśleć, że ktoś
    na mnie czeka, pomyślała. Nie zaszkodzi, żeby wiedzieli, że jej nieobecność zostanie
    zauważona. Nawet, jeśli tylko robili sobie żarty. Tak, pewnie to były tylko żarty.
    - %7ładen problem. Zajmiemy się twoim tatusiem. - Chłopak z jej prawej, piegowaty, z toną
    żelu na włosach, objął ją ramieniem. Eve chciała strącić jego rękę, ale nie zrobiła tego.
    Zamierzała za wszelką cenę zachować spokój, bo co innego mogła zrobić? Domy były daleko
    od ulicy i daleko od siebie. Wiedziała, że nikt nie wyjrzy przez okno i nie zobaczy, że
    potrzebowała pomocy. Postanowiła pójść im trochę na rękę z nadzieją, że ulicą będzie w
    końcu ktoś przejeżdżał.
    47
    Ruszyła dalej. Chłopcy przed nią szli tyłem. Ci po jej bokach dotrzymywali jej kroku.
    Obrzuciła wzrokiem ulicę. Oprócz nich nikogo nie było. Westchnęła w duchu.
    - Zajmiemy się twoim tatusiem. I zajmiemy się tobą - powiedział chłopak z jej bocznej
    obstawy, ukazując w uśmiechu zbyt wiele zębów. Patrzył na nią trochę jak mały, złośliwy
    chłopiec, kombinujący, jakby tu dopiec jakiemuś jeszcze mniejszemu i słabszemu chłopcu.
    Nie żeby mali, złośliwi chłopcy zwykle nosili wytarte, skórzane kurtki i trapery.
    Co teraz? Co teraz? Eve zdawała sobie sprawę, że musiała być jakieś piętnaście minut marszu
    od miasta. I miała przeczucie, że jej tak po prostu nie odpuszczą.
    Telefon, postanowiła. Wyciągnęła iPhone'a.
    - Muszę chociaż powiedzieć ojcu, że się spóznię. - Albo zadzwonić po gliny, żeby się wami
    zajęli, dodała w myślach.
    - Powiedzieliśmy, że zajmiemy się tatusiem. - Jeden z idących przed nią zabrał jej telefon i
    schował do kieszeni. Piegus przyciągnął ją do siebie, zacieśniając uścisk; jego przedramię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl