• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    ziemię, marynarze już wypchnęli na molo kolejny.
    - Dobra, chodz tutaj - zawoÅ‚aÅ‚ do Adama José, kiedy Å›mieciarka opróżniÅ‚a
    jeszcze kilka pojemników.
    Chłopak podszedł z nim do następnego kontenera.
    - Wyjeżdżasz razem ze Å›mieciami - oznajmiÅ‚ José. Wszyscy trzej marynarze siÄ™
    roześmieli.
    - Mam tu wejść? - spytał Adam z przerażeniem.
    - Nie ma czasu na dyskusje. To ostatnia porcja dla pierwszej śmieciarki.
    - Czy to jedyna droga, aby wydostać się ze statku?
    - Jedyna - odparł wysoki marynarz. - Ja też tak kiedyś zrobiłem. Może to nie
    najprzyjemniejszy sposób jazdy po mieście, ale przynajmniej nie ma tłoku.
    - Dokąd mnie to wywiezie? - Adam zastanawiał się, co zrobi potem, gdy już
    zastosuje siÄ™ do ich planu.
    - Na wysypisko tuż obok lotniska.
    - O Boże - westchnął Adam. - Dlaczego nie powiedzieliście, że chcecie mnie
    wysłać razem z odpadkami?
    - To nie odpadki - sprostował mężczyzna. - Odpadki wrzucamy do oceanu. To są
    śmiecie.
    Ciężarówka zaczęła niecierpliwie trąbić.
    - No, dalej - ponagliÅ‚ José. - Nie możesz bez koÅ„ca tkwić w mojej kajucie.
    Postaw tu nogę. - Zrobił z rąk krzesełko i Adam, nie zastanawiając się już
    dÅ‚użej, użyÅ‚ go jako stopnia. Wysoki marynarz uniósÅ‚ pokrywÄ™ kontenera, a José
    szybkim ruchem popchnął Adama do środka. Chłopak wylądował głową w dół w kupie
    kartonów, papierów, plastikowych opakowań i innych śmieci. Wbrew temu, co
    mówił wysoki mężczyzna, były tam także odpadki. Pokrywa zatrzasnęła się i Adam
    znalazł się w kompletnej ciemności. Czuł, jak kontener toczy się po rampie w
    dół, na molo. Potem nastąpił gwałtowny wstrząs i Adam wyobraził sobie, jak
    unosi się nad ziemię. Pojemnik zatrząsł się, przechylił dnem do góry i chłopak
    zobaczył błysk światła. Z głośnym krzykiem wylądował na czworakach w
    ciężarówce, przywalony stosem śmieci.
    Niemal natychmiast śmieciarka ruszyła. Zdążyła odjechać spory kawałek od molo,
    nim Adam wygrzebał się na powierzchnię. Leżąc na warstwie śmieci, nie czuł
    wybojów. Jednak po kilku minutach tropikalne słońce zmieniło metalową skrzynię
    ciężarówki w rozpalony piec. Adam spocił się potwornie i kiedy śmieciarka
    dotarła na wysypisko, marzył już tylko o tym, by się z niej wydostać. Jak
    przez mgłę doszedł go ryk silnika i tył wozu zaczął się przechylać. W chwilę
    pózniej wylądował na wysypisku. Podniósł się w momencie, gdy ciężarówka
    znikała za zakrętem.
    Nikt nie zauważył, że opuścił statek. Był bezpieczny. Rozejrzał się dokoła i
    jakieś dwieście metrów na prawo dostrzegł lotnisko. Na lewo, jak okiem
    sięgnąć, rozciągał się błękit Morza Karaibskiego.
    Oczyścił się najdokładniej, jak tylko mógł, i ruszył w stronę zabudowań.
    Budynek lotniska był zupełnie typowy, a przed wejściem tłoczył się sznur
    kolorowych taksówek. Kiedy skierował się do środka, zauważył grupkę turystów
    przyglądających mu się podejrzliwie. Zrozumiał, że nie zdoła tak po prostu
    kupić biletu, jeśli nie zrobi czegoś ze swoim wyglądem. Wstąpił do małego
    sklepiku i kupił dżinsy oraz podkoszulek z radosnym napisem: "Przyjedz na
    Saint Thomas". W zatłoczonej toalecie poczekał na wolną kabinę i przebrał się
    w nowe rzeczy. Ciuchy, które dostaÅ‚ od Joségo, wrzuciÅ‚ do kosza na Å›mieci,
    gdzie od początku było ich miejsce.
    Rozejrzał się wokół siebie i zauważył rozkład lotów wypisany białymi,
    plastikowymi literami na drewnianej tablicy. Większość połączeń obsługiwały
    dwie linie lotnicze: American i Eastern. Z radością wyczytał, że o dziewiątej
    dwadzieścia American ma bezpośredni lot do Nowego Jorku. Stanął na końcu
    kolejki po bilety.
    Kolejka przesuwała się w żółwim tempie i zaczął się obawiać, że spózni się na
    samolot.
    - Poproszę o bilet do Nowego Jorku - odezwał się, kiedy znalazł się wreszcie
    przy kasie.
    Urzędniczka posłała mu spojrzenie świadczące o tym, że uważa jego niedbały
    strój, zarośniętą twarz i brak bagażu co najmniej za dziwactwo.
    - Jak zamierza pan zapłacić? - spytała.
    - Kartą kredytową - odparł Adam, wyjmując portfel, do którego przykleił się
    kawałek skórki od cytryny. Strzepnął ją z zażenowaniem i wyciągnął kartę.
    Urzędniczka spojrzała na nią i poprosiła o jakiś dokument stwierdzający
    tożsamość. Adam wyjął z portfela prawo jazdy. Dziewczyna sprawdziła je, po
    czym pokazała koledze urzędującemu przy sąsiednim stanowisku.
    - Karta kredytowa jest wystawiona na nazwisko Schonberg, a na prawie jazdy
    jest napisane Smyth - stwierdził mężczyzna, podchodząc do Adama.
    Chłopak poczerwieniał i szybko wyciągnął swoje prawdziwe prawo jazdy i
    legitymację Arolenu, na której było jego zdjęcie. Podał je urzędnikowi
    tłumacząc, że tamto prawo jazdy dał mu na przechowanie przyjaciel.
    - Proszę zaczekać - polecił mężczyzna. Wziął dokumenty Adama i zniknął za
    drzwiami. Chłopak starał się zachować spokój. Kasjerka sprzedawała bilety
    kolejnym osobom, od czasu do czasu zerkając na niego, aby upewnić się, że nie
    zamierza uciec.
    Minęło prawie dziesięć minut, nim urzędnik wreszcie wrócił. Towarzyszył mu,
    trzymając w ręku dokumenty Adama, przedstawiciel linii lotniczych. Mężczyzna
    powiedział, że nazywa się Baldwin Jacob i jest dyrektorem miejscowego
    oddziału. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl