• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

     Chcę pana prosić, aby mi pan wyjawił, dlaczego pan się zrzekł obrony
    Burleigha Wentwortha?
    Mówiła bez tchu, w najwyższym napięciu. Jej śliczne oczy patrzyły na
    niego prosząco: oczy, które już oczarowały pół Londynu... Ale Field patrzył
    w nie, jakby spoglądał na jeden ze swych dokumentów prawniczych. Lekki
    uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy odpowiedział pięknej kobiecie:
     Nie mam powodów do tajenia tego przed panią, lady Violetto: on jest
    winien. Po prostu. Dlatego nie chcę go bronić.
     Ach!
    Ten okrzyk zabrzmiał jak jęk struny skrzypcowej. Położyła drżącą dłoń na
    jego ramieniu, zaciskajÄ…c kurczowo palce.
     A zatem i pan jest tego zdania! Zapewniam, zapewniam pana, że pan
    się myli. Ale... czy to jedyny powód?
     A nie jest wystarczający? Splatała i rozplatała dłonie.
     Czy chce pan przez to powiedzieć, że to jest wbrew pańskim zasadom?
     Obrona winnego?  spytał adwokat powoli. Skinęła kilka razy głową.
    Oczy Fielda nie odrywały się od jej twarzy, ale był w nich wciąż ten sam
    uważny wyraz, jakby szukał na niej mimowolnego zeznania.
     Nie  rzekł w końcu  to nie jest wyłącznie kwestia zasad. Jak pani
    wiadomo, zdobyłem już pewną reputację, na którą w pełni zasługuję, jak
    sÄ…dzÄ™.
    Wykonała nerwowy gest.
     Ale tym nie zaszkodziłby pan przecież swojej reputacji! Wsławiłby się
    pan raczej jeszcze bardziej  dodała, mówiąc szybko, jakby przezwyciężała
    jakiś wewnętrzny opór.  Jest pan właściwie u szczytu sławy. Panu udałoby
    się to, co się nie może udać innemu. A on jest doprawdy niewinny!
    Naprawdę! On nie może być winien! Pozory są obciążające, ale musi być
    możliwość ocalenia go! Pan mógłby go ocalić, pan jeden! Gdyby pan
    zechciał... Niech pan pomyśli o losie tego człowieka, jeżeli zostanie skazany!
    A nie zasługuje na to! Zapewniam pana, że on na to nie zasługuje. Jakże
    mam pana przekonać? Jej głos drżał nutą rozpaczy.
     Przecież pan jest człowiekiem! Przecież są chyba sposoby wzruszenia
    pana! Nie może pan pragnąć zguby porządnego, niewinnego człowieka!
    Piękne oczy zaszły łzami. Patrzyła na niego błagalnie, tłumiąc łkanie.
    Okrycie zsunęło się z jej ramion. Były alabastrowo białe.
    Mężczyzna siedział na wprost niej, nieporuszony, wpatrzony w nią zimno,
    obojętnie. Uśmiechnął się znowu.
     Tak, jestem człowiekiem  rzekł po dłuższej chwili  nie uważam też
    siebie za istotÄ™, stojÄ…cÄ… ponad wszelkimi pokusami. Jak pani zapewne
    wiadomo, sam doszedłem o własnych siłach do wszystkiego, czym teraz
    jestem. PochodzÄ™ z ubogiej rodziny. Ale... nie jest dla mnie pokusÄ… obrona
    Burleigha Wentwortha. %7łałuję, że jest pani rozczarowania z tego powodu.
    Nie rozumiem zresztą, dlaczego. Jest wielu prawników, na pewno
    zdolniejszych ode mnie, którzy byliby szczęśliwi, gdyby im się udało oddać
    przysługę lady Violetcie lub jednemu z jej przyjaciół.
     Tak nie jest  przerwała mu gwałtownie  sam pan wie dobrze, że
    tak nie jest. Pan wie, że pański talent czyni z pana wręcz jedynego obrońcę.
    Samo pańskie nazwisko daje rękojmię powodzenia. Pan porywa sędziów swą
    wymową. Jeżeli pan nie wyjedna mu uniewinnienia, to nikt tego nie dokaże.
    Może go pan uratować!
    Splatała i rozplatała dłonie bezradnym, nerwowym ruchem. Jej twarz
    wzbudzała litość wyrazem udręki i przygnębienia. Field patrzył chłodno na
    tÄ™ rozpacz.
     Obawiam się, że nie mogę nic pani poradzić  rzekł.  Moja mowa
    obrończa musiałaby w tym wypadku być oparta na prawdziwej sympatii, aby
    mogła być skuteczna. A tej sympatii brak.
     Co pan ma na myśli?  spytała cichym głosem.  Ja zrobię wszystko,
    co będzie w mojej mocy. żeby wywołać w panu zainteresowanie tą sprawą.
    Nigdy nie tracę nadziei, dopóki... nie wygaśnie ostatnia iskierka. Są z
    pewnością sposoby przekonania pana, muszą być takie sposoby!
    Po raz pierwszy uśmiechnął się.
     Niech mi pani nie ofiaruje pieniędzy, proszę panią! Zarumieniła się
    gwałtownie.
     Panie Field! Ani mi to przez myśl nie przeszło!
     Nie?  spytał.  Ale, wchodząc do tego pokoju, myślała pani o tym?
    Spuściła oczy.
     Nie zdawałam sobie... sprawy...  szepnęła.
    Pochylił się naprzód. Była to jego charakterystyczna poza, dobrze znana w
    sÄ…dzie.
     Nie zdawała pani sobie sprawy... z czego?  powtórzył cichym
    głosem, z naciskiem.
    Spotkała się znów mimo woli z jego wzrokiem.
     Nie zdawałam sobie sprawy, z kim mam do czynienia  rzekła.
     Aha!  rzekł Field.  A teraz? Wzdrygnęła się.
    Głos Fielda brzmiał wyzywająco, zuchwale.
     Nie miałam tego zamiaru w ogóle  cofnęła się, zmieszana.  Niech
    pan zapomni o tym!
     Już zapomniałem.
    Ale spojrzeniem przeszywał ją w dalszym ciągu. Wyciągnęła przed siebie
    ramiona, jakby zasłaniając się przed nim. Wstała.
     Ach, więc jest pan człowiekiem bez serca? Czym mogę pana wzruszyć?
    Czy dla pana ma znaczenie pozycja socjalna? W takim razie oddajÄ™ panu do
    dyspozycji wpływy mego brata. Ja sama mam też ustosunkowanych
    przyjaciół. Niech mi pan powie, czego pan żąda?
    Field wstał również. Stali naprzeciw siebie, mierząc się oczami:
    dorobkiewicz i rasowa dziewczyna, pochodząca z rodu baronów
    normandzkich. On był mocno zbudowany, ponury, stanowczy. Ona stała
    smukła, blada, wyniosła.
    Przez chwilę milczał. Potem, w odpowiedzi na jej nieme pytanie, zwrócił
    siÄ™ nagle do lustra wiszÄ…cego nad kominkiem i ukazujÄ…cego mu jej idealnÄ…
    piękność z profilu.
     Lady Violetto  rzekł krótkim, urywanym głosem.  Przyszła pani do
    tego pokoju z zamiarem wymuszenia na mnie obrony człowieka, którego
    uważam za winnego. Mam go uwolnić od konsekwencji jego przestępstwa.
    A kiedy się pani przekonała, że nie tak łatwo mnie kupić, jak się pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl