• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    tradycyjnej szaty. Gretchen westchnęła ciężko i uśmiechnęła się do niego.
    - Zapomniałam, bardzo mi przykro. Wychowałam się na ranczu w Teksasie,
    więc przeważnie chodziłam dżinsach i T - shircie. Nawet w tym prostym stroju po-
    dróżnym czuję się jak przebieraniec...
    Stary szejk powiedział kilka słów takim tonem, że Gretchen bała się myśleć, co
    znaczÄ….
    - Drwisz ze mnie - oburzył się.
    - Ależ skąd - odparła pojednawczym tonem. - W żadnym wypadku. Nic pan o
    mnie nie wie. Nie kpię z innych ludzi i nie lubię ich krzywdzić. Mówiłam prawdę. Po
    prostu mało wiem o eleganckich ubraniach, nie jestem również amatorką życia
    towarzyskiego, /resztą proszę się nie martwić - dodała z godnością.
    - Philippe poślubi mnie tylko według plemiennego obrządku, co oznacza, że nie
    jesteśmy związani na całe życie. Małżeństwo jest ważne jedynie w Qawi. Pański syn
    nie zostanie uziemiony.
    - ProszÄ™?
    Gretchen pokręciła głową. Czy w tym kraju nikt nie rozumie angielskich
    idiomów? Chyba powinna zmienić sposób mówienia i starannie ich unikać.
    - Chciałam powiedzieć, że to nie jest związek na całe życie - wyjaśniła. - Jestem
    świadoma, że gdy nadejdzie odpowiednia chwila, Philippe poślubi kobietę ze swojej
    sfery. - Zarumieniła się lekko. - Jeśli chodzi o mnie, do małżeństwa skłoniły go... inne
    przyczyny - wyjaśniła zakłopotana.
    Starszy pan spojrzał na nią spod zmrużonych powiek. Minę miał bardzo
    poważną. - To niewłaściwe - odparł krótko.
    - W takim razie proszę go powstrzymać - mruknęła, wzruszając ramionami. -
    Powiedziałam mu, że nie musi się żenić.
    - Mnie też nie chciał słuchać - burknął stary szejk. Odwrócił się do niej plecami,
    podszedł do swoich orchidei i nagle zgarbił się dziwnie. Po chwili spojrzał jej prosto w
    oczy. - Cóż, jedz z Philippe'em, ale dopilnuj, żeby ochroniarze nie odstępowali go na
    krok. - Skinął, żeby podeszła bliżej i rozejrzał się jakby z obawy, czy ktoś ich nie
    podsłuchuje, a następnie powiedział otwarcie: - Jeden ze służących uciekł dziś rano.
    Zatrudniono go w pałacu na życzenie mego brata. Moim zdaniem to nie przypadek.
    Ktoś szpieguje Philippe'a - tłumaczył szeptem.
    - Pańskim zdaniem ten sługa ma powiązania z człowiekiem, którego pański syn
    wpakował do więzienia? - spytała Gretchen. - Philippe opowiadał mi o nim.
    - To Kurt Brauer - przytaknÄ…Å‚ stary szejk lodowatym tonem. - Bardzo
    prawdopodobne. Stracił majątek i wpływy, a teraz chce poprawić swoje położenie
    kosztem mojego syna. Próbowałem namówić Philippe'a, żeby wysłał na granicę nasze
    oddziały wojskowe i użył broni dalekiego zasięgu. W ten sposób szybko i bez
    najmniejszego ryzyka przywróciłby porządek, ale nie chce o tym słyszeć i twierdzi, że
    nie może narażać swoich ludzi na niebezpieczeństwo, a sam dekować się na tyłach,
    ponieważ Brauer wykorzysta to przeciwko niemu. Przywódcy plemienni mogliby
    uznać takie postępowanie za dowód słabości władcy i przystać do najezdzców. -
    Gretchen chciała zaprotestować, ale starszy pan ruchem ręki nakazał jej milczenie. -
    To prawda. W końcu mnie przekonał, lecz nadal jestem zaniepokojony. Philippe jest
    lekkomyślny i wcale nie dba o swoje bezpieczeństwo. W moim imieniu rozkaż Bojowi,
    żeby strzegł szejka dniem i nocą, nie zważając na jego marudzenie!
    - Obiecuję - powiedziała z naciskiem i zmrużyła oczy. - Od kogo mogę pożyczyć
    pistolet?
    - Słucham, mademoiselle? - Stary szejk w zdziwieniu uniósł brwi.
    - Dobrze strzelam. - Trochę przesadziła, ale w każdym razie jakoś sobie radziła.
    - Mój brat pracuje w policji. Nauczył mnie obchodzić się z bronią. Jeśli wszystkie
    sposoby zawiodą, a Philippe odprawi Boja, zmęczony ciągłą asystą, w nocy sama będę
    trzymać straż przy jego łóżku.
    Starszy pan długo milczał. W końcu uznała, że zajęty swoimi myślami, nie
    słuchał jej wywodów. Obserwował ją uważnie, marszcząc białe brwi. Nagle twarz mu
    się rozpogodziła. Wyraznie złagodniał i niespodziewanie poweselał.
    - Ty go kochasz!
    Zarumieniła się, odwróciła wzrok i odparła zduszonym głosem:
    - Jest mi bardzo bliski.
    - Kochasz go - powtórzył stary szejk i westchnął głęboko. Po chwili namysłu
    dodał, spoglądając na nią z zaciekawieniem: - Teraz zaczynam rozumieć. Widzisz,
    zastanawiałem się, czemu młoda Amerykanka tak chętnie godzi się na hańbiący
    układ, który stawia pod znakiem zapytania rzetelność jej zasad moralnych. Ale ty go
    kochasz - ciągnął przyciszonym głosem. - Czy wiesz, że Philippe ryzykuje wojnę
    domową, wiążąc się z tobą?
    - JakÄ… wojnÄ™!
    - Mój brat groził mu wybuchem rozruchów, jeżeli ślub się odbędzie, lecz
    Philippe nie chciał słyszeć o odwołaniu ani nawet o odłożeniu ceremonii. - Uśmiech-
    nÄ…Å‚ siÄ™, patrzÄ…c w zielone oczy, szeroko otwarte ze zdumienia. - Bardzo ciÄ™ pragnie.
    Kto wie, może naturalne popędy są silniejsze, niż się wydaje naukowym sławom z
    medycznego światka, co? - Zachichotał, gdy zakłopotana Gretchen spłonęła
    rumieńcem. - Jedz na pustynię i wyjdz za niego - mruknął. - %7ładen europejski lekarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl