-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyglądał jak laleczka: miał drobniutkie ręce i nogi, główkę wylizaną jak makówka, a usta i zęby przypominały
wiewiórkę lub zająca. Wielogrodzki był niezbędnie potrzebny w Złotogórze, ponieważ wszyscy tu z niego żartowali, a
on się cieszył, drwił, przedrzezniał cudzy głos, ruchy, fizjognomię i widocznie rad był, jeśli się z niego śmiano. Krótko
mówiąc, Wielogrodzki odgrywał rolę uszczypliwego błazna. Jednakże hrabiego częstokroć znudził i zniecierpliwił.
- Zawsze on znacznie niżej stoi, aniżeli błazen w cyrku - mawiał o nim za oczy %7łarnicki. - Bo
błazen cyrkowy urabia się przez sztukę, a on jest błaznem z natury.
Przed samym obiadem hrabia wprowadził Drakiewicza do salonu, gdzie przedstawił go żonie oraz jej gościom. Ale pan
Eugeni nikomu tu nie przypadł do smaku, co tym bardziej zadawalniało %7łarnickiego.
Upłynęło kilka dni czasu i Drakiewicz najzupełniej podbił sobie hrabiego, rzec można: rządził on teraz w
Złotogórze. Wyprawił polowanie, na które zaprosił rotmistrza, skłonił potem %7łarnickiego do przyjęcia zaproszenia na
polowanie w Jackach; grał z hrabią w karty, jezdził konno, wynajdywał różne potrawy, zakąski; dawał rady
gospodarskie, urządzał w ogrodzie śniadania itd. Tylko serca hrabiny i jej dworzan nie zdołał sobie podbić.
Było to w parę dni po polowaniu, które %7łarnicki z namowy Drakiewicza wyprawił dla Piszczalskiego. W
salonie nie brakowało nikogo; byli tu trzej zwykli goście, hrabina, hrabia i Drakiewicz.
- Jakże się panu podoba rotmistrz Piszczalski? - zapytała hrabina Pieszczanowskiego.
- On bardzo przypomina wodza jakich dzikich, do nawracania których Europa wysyła misje.
- Gbur pospolity! - wtrącił Rzeszczyc. - Przydałyby mu się bardzo lekcje używania noża, widelca i łyżki... Wszystko
mi się zdaje, że Piszczalscy są niedopieczoną szlachtą.
- Ależ i szlachta wyborna!... - zawołał %7łarnicki. - I w dodatku, indywidualność rotmistrza
warta więcej, niż wszystko w naszym powiecie... Bardzo chętnie przyznaję, że Piszczalski jest moim
kuzynem. Hrabia powiedział to z naciskiem, po czym ziewnął parę razy.
Rotmistrz Piszczalski gruby szlachcic!... odezwał się nagle Drakiewicz. Z Horda Drakiewiczami takoż
powinowaty! Tam w rodzie herb na herbie leżał.
Agarz ostatniego stopnia! poszepnął Drakiewiczowi na ucho Pieszczanowski, a głośno dodał: Człowiek,
który w wojsku żadnym nie służył, prochu nie wąchał, tytułuje się rotmistrzem i opowiada z całą pewnością o swych
kłamanych przygodach. Zdaje się, że to nie jest chwalebne.
At, czy to co komu szkodzi? mówił Drakiewicz. Piszczalski lubi facecje. Toż wiadomo, że on nie był ani w
Hiszpanii, ani w Italii; ale ojciec jego tam bywał... Stary Maciej w kolebce jeszcze
nazwał go rotmistrzem i od dziecka jemu opowiadał różne dykteryjki; on rósł w tym i wyrósł. A, jak Boga
kocham, opowiada bardzo przyjemnie, miło słuchać!
- To jest poeta! - wykrzyknął hrabia, a przy tym zamknął oczy i wyciągnął nogi przed siebie, jakby się chciał na wznak
położyć na fotelu. - On kłamie tak samo jak Tasso lub lord Byron.
- Jaż mówię, serce!... poszepnął Wielogrodzki przedrzezniając Drakiewicza.
Hrabina roześmiała się nieznacznie i, zwracając się do Eugeniego, zapytała:
- A pani rotmistrzowa, co to za gatunek kobiety? Podobno bardzo wielkie dziwadło, coś w ro-
dzaju rusałki, która się ludziom pokazuje tylko w lesie lub nad brzegiem jeziora?...
Ot, rotmistrzowej ja nie znam! zawołał Drakiewicz. Ja starał się ją zobaczyć, a nie mógł... Ja pytał ludzi, a oni
nic...
Eugenii... krzyknÄ…Å‚ hrabia, jakby nagle ze snu zbudzony zagramy w wista z dwoma dziadami?
Jaż, serce, od kart nigdy się nie wymawiał!... Dla ciebie czego ja nie zrobię?... Ty mnie uważaj za swego: grać, to
grać; jak nie, to co innego też dobrzej wypić takoż umiem. Zlicznie aa?
%7łarnicki z Drakiewiczem opuścił towarzystwo i za chwilę znalezli się w osobnym pokoju przy zielonym stoliku.
Mój Eugeni rzekł hrabia rozdając karty
- czyś ty istotnie nie widział rotmistrzowej?... Podobno cud piękności?
- Jak ciebie kocham, nie widziałem!... Powiedz, serce, po czemu gramy? Tanio - aa?
- Tanio, drogo, jak ci się podoba... Skąd Piszczalski wyrwał taką kobietę?...
- Cóż, serce, w wista można przegrać?... Diabełka pociągnąć do puli, ot rozumiem! Na kontraktach w Kijowie ja raz
miał szczęście... Dasz wiarę, duszo, dziesięć kart trafił z rzędu, a jedenasta... zgadnij!...
- Pewnie plija... Znalezć kobietę piękną, która cię rozumie... - mówił hrabia.
Ale nie pozwolił mu skończyć Drakiewicz i rzekł:
O co ja ciebie poproszę, serce... Widzisz, ja przywykł; jak raz, wody pić nie mogę, a chrypkę mam, gardło
zasycha... W zimie kiedyś zaziębił się i mnie duszno od tej pory.
Wyborna myśl!... Na dnie kieliszka znajduje człowiek ukojenie. Oh, nudzi mię wszystko!...
Ty, serce, sobie każ dać kieliszek, a mnie, kochanieńki, szklaneczkę niechaj podadzą... Jaż mówię, w zimie się
zaziębił... Doktor powiada, co zle być może z Eugenim Horda Drakiewiczem, tak ja ratować się muszę!... Widzisz, ot i
grand szlem będzie!... W ręku cztery asy u mnie i wielka korona, a dziad misere... Pięknie co? Ja by tej partii za sto
rubli nie oddał. A zawsze tak i to nie na kontraktach...
Powiadają, że rotmistrzowa ma włosy jak heban, twarz ciemną jak kokos, oczy żarzące; ubiera się jak Greczynka
lub Maurytanka, i samotnie błądzi po lesie... Dusza musi być w tej kobiecie
namiętnie grająca.
- Jakbym ja poznał ją, ot, powiedziałbym, że graf %7łarnicki w niej zakochał się... Jak raz, drugi szlem!... Szczęśliwy ty
do kobiet, to przegrywaj... taki już metod na świecie!... - mówił Drakiewicz, wychylając duszkiem drugą z rzędu
szklankę wina, podczas gdy hrabia nie dopił jeszcze pierwszego kieliszka.
- Przestańmy! - zawołał hrabia. - Przejedziemy się wierzchem do lasu Jackowskiego.
- At, ty niestały człowiek! Sto rubli z górą przegrał i nie chce się odgrywać... Po co tobie las? My tam kiedy zapolujem.
Co mi tam za polowanie w Jackach!... Pojadę, bo tę kobietę muszę zobaczyć...
Ah, ty bałamut!... No, bardzo pięknie... Toż ja grafini nie powiem, Piszczalskiemu takoż... Ty, serce, przy mnie
możesz się kochać; ja nie gad żaden, krew ciepła u mnie!... Teraz zapłać, duszko; przegrał, to zapłać! Ja wygrał, to
wezmÄ™; a drugi raz ty wezmiesz co?
%7łarnicki zapłacił, po czym dwaj przyjaciele opuścili pałac z zamiarem odbycia przejażdżki konnej, bo hrabia się uparł.
Tymczasem hrabina i jej goście rozmawiali głównie o rotmistrzowej; kilkakrotnie zmieniali temat rozmowy, a zawsze
do rotmistrzowej wracali.
Co bym ja za to dała, co bym dała, mówiła %7łarnicka żeby się ktoś dobrze tej kobiecie
przyjrzał i przedstawił mi szczegółowe sprawozdanie!
Pan Achilles spojrzał na hrabinę wzrokiem zapewnienia, jakby chciał powiedzieć: Przyjmuję obietnicę i, bez względu
na to, co może być dane, postaram się zadośćuczynić żądaniu".
Hrabina w tej chwili obdarzyła Pieszczanowskiego przeciągłym spojrzeniem i swoim piskliwym głosem rzekła:
- Wszak w trudnej do zdobycia Troi główną rolę odegrał Achilles? [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl