• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    robił w tej sprawie nic. Bardzo dziwne...
    Aż nadto dobrze pamiętała, jak energicznie zapewniał policjanta, że
    Miriam nie jest ani jego żoną, ani narzeczoną, a z drugiej strony jak ochoczo
    pona
    ous
    l
    a
    d
    an
    sc
    odpowiadał na jej pocałunki. Jak przyciągnął ją do siebie. Bardzo dziwne...
    Chyba że rzecz miała się zgoła inaczej. Owszem, Rory pragnął jej, lecz
    tylko fizycznie.
    Mężczyzni mają przecież potrzeby cielesne, pomyślała. Kobiety zresztą
    też, sama była tego najlepszym dowodem. No tak, to tłumaczyłoby, dlaczego
    Rory tak ochoczo złączył się z nią, ale tylko fizycznie, natomiast ze
    wszystkich sił bronił się przed bliskim związkiem emocjonalnym. Pragnął
    tylko zaspokoić swoje żądze i sądził, że również jej chodziło o to samo.
    Przypuszczalnie również tego wieczoru tylko to było mu w głowie,
    dlatego nic a nic nie protestował, gdy, popychana przez tańczących, raz za
    razem wpadała na niego. Do tego ta jej suknia... no cóż, była zdecydowanie
    zbyt prowokujÄ…ca.
    Lecz i Miriam miała tego wieczoru głowę pełną szalonych wizji, co
    uświadomiła sobie bardzo dobitnie, gdy, pchnięta przez kolejnego tancerza,
    oparła dłonie na piersi Rory'ego.
    Westchnęła ciężko. W ostatnich dniach tyle razy sobie powtarzała:
     Wyrzuć go z pamięci. Zapomnij. Wyrzuć go ze swego życia". Niestety nic z
    tego nie wyszło, może dlatego, że myśl o życiu bez Rory'ego była nieznośnie
    bolesna.
    - Obawiam się, Miriam, że strasznie daję ci się we znaki i... - zawołał,
    przekrzykujÄ…c muzykÄ™.
    - Ależ nie, nic nie szkodzi - odparła. - Możesz dawać się mi we znaki
    do woli. ProszÄ™.
    Boże, Miriam! - pomyślała. Więcej godności.
    Ale tak wspaniale było znów znalezć się w jego ramionach, choćby
    tylko na chwilę. Nie ma w tym nic złego, prawda? Przecież nie pozwoli, by
    pona
    ous
    l
    a
    d
    an
    sc
    sprawy zaszły zbyt daleko, na pewno nie tak, jak owej nocy. Chociaż pragnęła
    tego z całej duszy.
    Ponieważ Rory nadal nie wykazywał żadnej aktywności w dawaniu się
    jej we znaki, powiedziała:
    - Jeśli jest coś, Rory, co chciałbyś wiedzieć, pytaj. A więc obawiasz się,
    że dajesz się mi we znaki? - powtórzyła zachęcająco.
    Zawahał się. Wpatrywał się w jej twarz, jakby tam spodziewał się
    znalezć odpowiedz na swoje niewypowiedziane pytania.
    - Jeśli nie masz ochoty tańczyć ze mną - powiedział w końcu - to...
    dlaczego tańczysz ze mną?
    - A, to - rzuciła.
    - Właśnie, to - odparł.
    - To nie jest dawanie się we znaki - bąknęła z rezerwą.
    - Nie?
    - Oczywiście, natomiast jest to doskonałe pytanie.
    - Więc odpowiedz na nie. Czekał, lecz ona milczała. Być może nie
    potrafiła znalezć doskonałej riposty.
    - Dlaczego nie odpowiadasz? - spytał po chwili.
    - Na co?- zapytała słabo, bo też cała czuła się dziwnie omdlała.
    Wykonał głęboki wdech, ani na chwilę nie odrywając od niej oczu.
    - Czemu tańczymy ze sobą? - rzucił.
    - Hm... Może dlatego, że pięknie grają? Grzecznie pokiwał głową, lecz
    raczej jej nie uwierzył.
    - Przecież doskonale wiesz - ciągnął - że nie potrafię tańczyć.
    Ryzykujesz poważnymi obrażeniami stóp, jeśli szybko nie przestaniemy.
    - Uważam, że świetnie sobie radzisz - odparła, tym razem szczerze.
    pona
    ous
    l
    a
    d
    an
    sc
    - Tak, właśnie - bąknął. - W tym potwornym ścisku to nic trudnego,
    ale zaczną się kłopoty, kiedy przestaną grać i ludzie zaczną się rozchodzić.
    O tak! Zwięte słowa, pomyślała Miriam. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
    Lecz muzyka wcale nie cichła, tylko stała się jeszcze głośniejsza i
    żywsza. Wtedy ktoś gwałtownie wpadł na Rory'ego i z wielką siłą pchnął go
    na Miriam. %7łeby uchronić ją od upadku - i tylko dlatego - chwycił ją w
    ramiona, a jego dłonie wylądowały na samym skraju jej pleców. W
    normalnych okolicznościach nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego.
    Pamiętać jednak należy, że Miriam nie była ubrana normalnie, tylko
    miała na sobie jedną z sukien Loli Chacha, co oznaczało, że oprócz
    błyszczących cekinów, piór i rozcięcia z boku - które bez wątpienia powinno
    być ścigane prawem - miała na sobie jeszcze dekolty, zarówno z przodu, jak i
    z tyłu. Tak głębokie, jak było to możliwe bez narażania się na więzienie,
    przynajmniej, póki było na tyle ciemno, by policja niczego nie zauważyła.
    W rezultacie dłoń Rory'ego nie natrafiła na fragment garderoby, ale na
    nagą skórę Miriam, a to wystarczyło, by żywy ogień popłynął w jej żyłach.
    Jej palce, które spoczywały na jego piersi, wiedzione czystym
    odruchem zacisnęły się, a wydarzenia nabrały jeszcze większego tempa, gdy
    ten sam energiczny tancerz znów popchnął Rory'ego. I tak jakoś stało się, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl