• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    rękę. - Dlaczego uparcie dąży pani do tego, żeby dzieci prowadziły życie,
    które w pani pojęciu jest  normalne", chociaż przeważnie łamie pani reguły?
    Przez chwilę rozważała odpowiedz.
    - Ponieważ nie wierzę, że te reguły ustalono, uwzględniając dobro dzieci.
    A poza tym jedynie ktoÅ›, kto siÄ™ o nie naprawdÄ™ troszczy, powinien
    pokazywać im świat.
    - Sądzi pani, że pani zna się lepiej na wychowaniu.
    - Tak, tak sÄ…dzÄ™.
    - Mogę spytać dlaczego? Zawahała się.
    - Pytam bardzo poważnie. - Hans wskazał jej krzesło, stojące przed
    biurkiem. - Jeśli zechce pani usiąść i wyjaśnić mi to, chemie posłucham.
    Namyśliła się i usiadła.
    - Mówiłam już panu, że kiedy byłam mała, moja rodzina była bardzo zżyta
    i że to dla mnie wiele znaczyło. - Westchnęła, potem odkaszlnęła.
    - Pamiętam.
    - Znam wartość rodziny tak dobrze, ponieważ ojciec zmarł nagle, kiedy
    miałam dwanaście lat. - Spuściła znowu głowę.
    - Przykro mi. - Najwidoczniej to ciągle jeszcze ją bolało. Podniosła na
    mego wzrok. Nie płakała, ale na jej twarzy
    widać było wewnętrzne poruszenie.
    - Potem wszystko się zmieniło, o tak - pstryknęła palcami. - Cały mój
    świat zawalił się, nie mówiąc o tym, jak przeżyła to moja mama. Musiała
    pójść do pracy. Musiałyśmy wyprowadzić się z naszego domu do małego
    mieszkania w nieprzyjemnej dzielnicy. Prawie nie widywałam mamy, a
    kiedy udało mi sieją zobaczyć, była wykończona. - Jej głos załamał się i
    umilkła.
    Hans bardzo jej współczuł. Nie miał wprawdzie takich doświadczeń
    życiowych, jednak ogromnie pragnął ją pocieszyć.
    - Więc od tego czasu musiała pani sama troszczyć się o siebie?
    - Wprowadziła się do nas babcia, ale nie była w stanie wiele pomóc.
    Często myślałam, że matce jej obecność nie ułatwiła niczego, lecz
    pogorszyła sytuację.
    Hansowi przyszło do głowy, że gdyby się wtedy znali, mógłby rozwiązać
    większość jej problemów. Sam był zaskoczony, że uczuł nagły przypływ
    żalu.
    - Kiedy się przeprowadziłyśmy - ciągnęła dalej Annie - zamieszkałyśmy w
    okolicy, gdzie rodzice wielu dzieciaków pracowali albo też ich po prostu nie
    było. Nie chcę uogólniać, ale to prawda, że dzieci, którym nie poświęcało się
    uwagi, nie były szczęśliwe i miały skłonność do wplątywania się w kłopoty.
    Często rodzice zaniedbywali je tylko dlatego, że nie chcieli sobie zawracać
    głowy ich małymi dramatami. Nie ma nic smutniejszego.
    Przez chwilę oboje słuchali tykania zegara.
    - W każdym razie - poprawiła się na krześle - nie miałam zamiaru snuć tak
    osobistych zwierzeń. Wiem po prostu, jak bardzo ważna jest zwykła uwaga.
    Nie Uczą się okazałe prezenty na urodziny i specjalne okazje. Dzieci
    potrzebują kogoś w zasięgu głosu, kiedy mają kłopot z matematyką.
    - Sądzę, że rozumiem, o co pani chodzi. - Nie uświadamiał sobie, że
    wstrzymuje oddech. - Jak siÄ™ miewa teraz pani matka?
    - Zmarła kilka lat temu - odrzekła cicho Annie. - To było wkrótce potem,
    jak zaczęłam pracować w Pendleton. Chyba czekała, by upewnić się, że
    dobrze się urządzę. - Uśmiechnęła się. - Szkoda, że nie może mnie teraz
    zobaczyć.
    - Jestem pewny, że byłaby z pani bardzo dumna. Przez moment patrzyli
    sobie w oczy.
    - Tyle chciałam panu powiedzieć. Faktycznie opowiedziałam więcej niż
    chciałam. Przepraszam za to, co zrobiłam i obiecuję, że nie zawiodę
    pańskiego zaufania.
    - Na pewno nie.
    - Dzięki.
    - Zgodzimy się, że odtąd będzie się pani do mnie zwracać w każdej kwestii
    dotyczÄ…cej dzieci?
    - Oczywiście - przytaknęła. - Obiecuję, że porozmawiam z panem, zanim
    zrobię cokolwiek, nawet jeśli to nie wykracza poza reguły.
    - Dzisiejszy dzień nie może się powtórzyć. - Aatwo mu było udawać
    obojętność, kiedy wiedział już, że jej nie straci, a na samą tę myśl jego serce
    waliło jak młotem. Musiał jednak udawać.
    Z zapałem pokiwała głową. Podeszła do drzwi i obejrzała się, o wiele
    bardziej kokieteryjnie, niż zamierzała, był o tym przekonany.
    - Nawiasem mówiąc, dzisiaj wieczorem dobrze się bawiłyśmy. Cieszę się,
    że pan przyszedł i przyłączył się do nas. Dla Besy i Marty to bardzo wiele
    znaczy - dodała jeszcze po chwili.
    - Też dobrze się bawiłem. - Poczuł ucisk w gardle. Odchrząknął. Spojrzała
    znów na niego. - Jeszcze coś?
    - Nie, nic.
    - A więc dobranoc. - Obdarzył ją uprzejmym uśmiechem, a potem
    demonstracyjnie skupił uwagę na pustej kartce papieru, leżącej przed nim na
    biurku.
    - Dobranoc.
    Usłyszał, jak otwiera drzwi, a potem zamyka.
    A więc ona zostaje. To dobrze. Od niego zależało, czy jej pomoże i
    wprowadzi w obowiązki, jeśli można się tak wyrazić. Spróbuje wyedukować
    ją tak, by stała się idealną wychowawczynią dla jego córek. To nie jest
    niemożliwe, ponieważ mimo wszystko Annie to inteligentna kobieta i
    troszczy się o Besę i Martę. Z pewnością zechce robić to, co dla nich
    najlepsze.
    W jego umyśle zapaliło się światełko optymizmu. Może znalezć pomyślne
    rozwiązanie problemów z Annie, niezależnie od tego, co stanowiło ich
    przyczynÄ™.
    - Mam zaproszenie do opery na dziś wieczór - oznajmił Hans Annie kilka
    tygodni pózniej. - Chciałbym, żeby mi pani towarzyszyła.
    - Dzisiaj wieczorem? Ale dzieci muszą wstawać wcześnie...
    - Nie dzieci, tylko pani. Dla celów edukacyjnych - podkreślił, powtarzając
    jedno z jej powiedzonek. - Pozna pani trochę życie, jakie będą prowadzić
    księżniczki z rodziny panującej, i jako nauczycielka lepiej je pani do tego
    przygotuje.
    - Tak, rozumiem - zaczerwieniła się i odwróciła głowę, żeby tego nie
    zauważył.
    Od czasu zabawy na śniegu nie była w stanie przestać myśleć o Hansie-
    mężczyznie, oddzielając go od księcia Johanna. Wspólne wieczorne wyjście
    nie polepszy sytuacji. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl