-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ni\ jego obecność.
Becky, którą trzymał w objęciach, zaczęła się wiercić, dając
do zrozumienia, \e chce zejść. Gdy tylko Hal postawił ją na
ziemi, jej uwagę przyciągnęła zbli\ająca się słu\ąca.
- Dan-dan! - zawołała, co miało oznaczać imię Janet, i
wybiegła jej na spotkanie. Z przejęciem rozpoczęła od nowa
drobiazgową opowieść o przeja\d\ce faetonem.
Hal odwrócił się do Annabel i spostrzegł, \e przygląda się
dziecku. Rozmyślnie skierował rozmowę na inny temat.
- We wsi spotkałem niejakiego Tenisona.
Annabel na powrót zwróciła wzrok ku Halowi.
- Naszego sÄ…siada.
- Ale nie właściciela tego domku, jak mi się zdaje.
- Nie, właściciel tu nie mieszka. Dzier\awami zajmuje się
pan Maperton, prawnik, który mieszka w Abbot Giles.
- Tenison mówił mi, \e w sobotę odbędzie się festyn.
Annabel. przyjrzała mu się badawczo, mru\ąc oczy.
- Tak, osiemnastego lipca. Lady Perceval co lato
organizuje festyn. Co z tego?
66
Bo\e, ale była trudna!
- Pomyślałem, \e mo\e Rebecca chciałaby zobaczyć, jak
taki festyn przebiega. Czy ju\ uczestniczyła w podobnym
wydarzeniu?
- Nie. W zeszłym roku była na to za mała. - Annabel
przybrała surową minę. - Poza tym nie mam zwyczaju kręcić
się koło osób z kręgu Percevalów. Stoją w hierarchii znacznie
wy\ej ode mnie.
Hal zacisnÄ…Å‚ wargi.
- Chcesz w ten sposób dać mi do zrozumienia, \e to moja
wina.
- Tego nie powiedziałam.
- Nie musisz mówić, to oczywiste!
Annabel ledwie się powstrzymała od kąśliwej riposty.
- Masz jakiś szczególny powód, \eby udać się na festyn?
- Poza chęcią sprawienia radości Rebecce? Nie wątpię, \e
przypiszesz mi jakieÅ› niskie pobudki.
- Ty to powiedziałeś, Hal, nie ja. Ale skoro ju\ o tym
wspomniałeś, co tobą kieruje?
- Zawsze byłaś bystra! No dobrze. Przyszło mi do głowy,
\e to doskonała okazja do zyskania powszechnej aprobaty dla
mojej obecności w tym miejscu.
- Miła rodzinna wycieczka? - Annabel nie zdołała
powstrzymać się od złośliwości.
- KÅ‚amstwo, przyznajÄ™, ale wygodne.
- Dla kogo?
Hal westchnÄ…Å‚ ze znu\eniem.
- Nie popuścisz mi nawet trochę, prawda?
Zwiadoma, \e w jego uwadze tkwi sporo prawdy, Annabel
zdusiła pragnienie odpowiedzenia w ten sam sposób.
- ZastanowiÄ™ siÄ™ nad tym.
- Wahasz się tylko dlatego, \e zabrałem Becky na
przeja\d\kę faetonem, nie pytając cię o pozwolenie. Jesteś zła,
jednak zdajesz sobie sprawę, \e nieuprzejmie byłoby się
67
uskar\ać. Zamiast tego usiłujesz mnie sprowokować! Czy ju\
zawsze tak między nami będzie, Annabel?
- Mo\e ty nie masz nic przeciwko publicznemu
okazywaniu swego niezadowolenia, ale ja tak!
Z tymi słowami obróciła się na pięcie i szybko weszła do
domku, nim zdołał zatrzymać ją ponownie.
Hal stał zagniewany tam, gdzie go zostawiła, ale wzrokiem
machinalnie powędrował po otoczeniu. Ku swemu utrapieniu
zobaczył, \e Weem, który wcią\ tkwił przy koniach, mógł
wszystko usłyszeć. Kilkoro wieśniaków, wracających od
pompy, zatrzymało się i nadstawiało ucha. Janet, niosąc Becky,
wyjątkowo powoli szła do ogrodu.
Hal, klnąc pod nosem, podszedł do swego byłego
ordynansa.
- Mam nadzieję, \e wiesz, co to znaczy być naprawdę
głuchym, Weem!
- Co pan powiedział, kapitanie? - odpowiedział tamten,
uśmiechając się od ucha do ucha.
- Jeśli cię któregoś dnia zamorduję, z pewnością będzie to
twoja wina.
- O ile najpierw nie udusi pan swojej pani.
- Niech cię diabli, będziesz wreszcie cicho!
- Będę milczeć jak grób - obiecał natychmiast ordynans,
przyglądając się swemu panu z niekłamaną ciekawością. Teraz,
kiedy ju\ wiedziano, kim jest, powrócił do stroju słu\ącego,
składającego się z porządnych czarnych spodni i dopasowanej
kamizelki.
ZerknÄ…Å‚ na kapitana.
- A propos, w okolicy sporo mówi się o człowieku, który
mógł zamordować tutejszego markiza.
- Jakim człowieku? - spytał Hal, choć niespecjalnie go to
interesowało.
- Nazywa siÄ™ Solomon Burneck. Chocia\ jego nazwisko
powinno raczej brzmieć Solomon Gbur. Obym nigdy w \yciu
68
nie spotkał większego ponuraka! Między nim a tą czarownicą,
która zajmuje się praniem to znaczy starą Aggie Binns - nie
ma wielkiej ró\nicy. Jeśli chce pan znad moje zdanie, oni
obydwoje załatwili markiza. Swoją drogą, gdybym ja miał
takiego syna jak Solomon, ju\ dawno poder\nÄ…Å‚bym sobie
gardło!
Hal przyjął oświadczenie ordynansa bez zdziwienia. Ten
człowiek nigdy nie potrafił się powstrzymać przed wsadzaniem
nosa w cudze sprawy. To Weem doniósł mu, \e jego przyjazd
do Steep Ride nic stał się główną sensacją dla miejscowych
plotkarzy, bo wszyscy mówili tylko o niedawnym morderstwie.
Między innymi dlatego Hal wpadł na pomysł wykorzystania
zbli\ajÄ…cego siÄ™ festynu na zaprezentowanie rodzinnego tria
tutejszym mieszkańcom.
Osiemnasty lipca wstał gorący i bezchmurny. Annabel do
ostatniej chwili łudziła się, \e mo\e będzie padać, co dałoby jej
doskonałą sposobność wymówienia się od festynu
organizowanego przez lady Perceval. Sumienie bowiem nie
pozwoliło jej przeciwstawić się Halowi, aczkolwiek z całą
mocą pragnęła to uczynić.
Nie mogła negować korzyści płynących z pokazania się
publicznie w rodzinnym gronie . Przez parÄ™ lat jej pobytu w
tej okolicy nie raz i nie dwa przychodziło jej do głowy, \e nie
tylko Charlotta Filmer domyśla się prawdy o jej sytuacji. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl