-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dam przykład: choćby ta kiecka. Czy jest w twoim stylu? Dobrze się w niej
czujesz?
- Strój nic dla mnie nie znaczy. Dlaczego wspomniałeś o sukience?
- Bo to istotny element sytuacji. - Zwiatło zmieniło się na zielone, więc szyb-
ko przecięli ulicę. - Musisz przyznać, że dobrowolnie nie włożyłabyś takiej kreacji.
A jednak, kiedy Virginia stwierdziła, że to dobry wybór, od razu jej przytaknęłaś.
- Nie powiedziałam, że mi się podoba. Twoja matka lepiej zna się na modzie,
więc nie protestowałam, gdy dokonała za mnie wyboru.
- Twoje wyczucie jest ważniejsze niż opinia mojej matki - powiedział ze zło-
ścią, a potem dodał ciszej: - Ja bym jej nie zaufał.
Joleen gotowa była mu przytaknąć, ale miała świadomość, że jej małomia-
steczkowy gust nie przystaje do realiów wielkiego miasta, więc lepiej unikać spo-
rów z panią Landon - wielką damą, która uchodziła za wyrocznię w dziedzinie mo-
S
R
dy oraz dobrych obyczajów; w pewnych kręgach należy wiedzieć, co wypada, a co
nie.
- Aatwo ci mówić - powiedziała w końcu.
- Przeciwnie - odparł, śmiejąc się gorzko.
- To jest przecież twoje środowisko. %7łyjesz w nim od chwili, w której przy-
szedłeś na świat, prawda?
- Chcesz powiedzieć, że żyję w sieci kłamstw? Masz rację. - Jake popatrzył na
nią i wsadził ręce w kieszenie. - Na szczęście dawno zdecydowałem, że nie chcę
tego ciągnąć. Jak ty zamierzasz się z tym uporać?
Zakłopotana Joleen westchnęła głęboko. Potem wzruszyła ramionami i po-
wiedziała:
- Nie chcę kłamać.
- Zapytam inaczej. Czy bawi cię kampania wyborcza i styl życia mojej rodzi-
ny?
- Nie wiem. Dotąd nie miałam okazji, by się o tym przekonać. Myślę, że z
czasem wyrobię sobie na ten temat własne zdanie.
- W takim razie pózniej do tego wrócimy. Chodzmy zobaczyć, co się tam
dzieje. - Jake wskazał ręką tłum zgromadzony przed wejściem do parku.
Byli tam dziennikarze, działacze mchów ekologicznych oraz pracownicy
Ogrodu nadziei". Joleen zastanawiała się przez chwilę, ilu z nich przyszło na uro-
czyste otwarcie, bo ekipa telewizyjna robiła z niego reportaż. Skarciła się od razu
za tę myśl. Nie miała powodu, by podejrzewać innych ludzi o przesadną intere-
sowność.
Podeszła do nich rudowłosa dziewczyna i wyciągnęła rękę na powitanie.
- Joleen Wheeler? - spytała. - Jestem Nancy Miggilin, współtwórczyni pro-
jektu Czystość i zieleń". Bardzo się cieszę, że nas pani odwiedziła.
Joleen uścisnęła jej dłoń i uśmiechnęła się przyjaznie.
- Miło mi panią poznać.
S
R
- Witaj, Jake - powiedziała Nancy. - Nie widzieliśmy się całe wieki.
Jake pokiwał głową i uśmiechnął się tajemniczo. Joleen nie miała pojęcia, co
znaczą ich porozumiewawcze spojrzenia. Nagle poczuła się nieswojo.
- Co dalej? - rzuciła Nancy, zacierając ręce. - Macie ochotę na krótki spacer
po naszym parku?
Ruszyli wolnym krokiem. Jake trzymał się z tyłu, a Nancy szła obok Joleen,
pokazując rozmaite atrakcje Ogrodu nadziei" i gestykulując z wielkim zapałem.
Opowiadała o kwietnikach, ogródkach warzywnych oraz imponującej hodowli ziół.
Z dumą wspomniała o programie resocjalizacji młodzieży, którego efektem był
niewielki, ale obiecujący spadek przestępczości w najbliższej okolicy.
- Mamy nadzieję, że w przyszłym roku będziemy sprzedawać nasze warzywa
na sobotnich targach.
Za rok? - Joleen zastanowiła się przez chwilę. To chyba pomyłka. Nim zdą-
żyła wyjaśnić wątpliwość, Jake, który został w tyle, podszedł bliżej, a Nancy doda-
Å‚a:
- Nie potrafię wyrazić słowami, jak ważna jest dla nas zgoda pana Landona na
użytkowanie tej parceli. Mam nadzieję, że będziemy mogli tu pracować długie lata.
Joleen machnęła ręką na drobne nieścisłości, ponieważ zaniepokoił ją inny
fragment wywodów Nancy.
- Ma pani na myśli tę lokalizację?
- Oczywiście - przytaknęła z uśmiechem Nancy. - Pan Landon zapewnił, że
pozwoli nam dzierżawić ten teren, jak długo zechcemy. Ta ustna umowa wygaśnie [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl