• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    kształcenie w dziedzinie pedagogiki.
    Uważam, że ktoś, kto przez parę ładnych lat wychowuje dwoje dzieci, może spokoj-
    nie twierdzić coś takiego. W myślach przepraszam wszystkich wykwalifikowanych peda-
    gogów.
    - Tak, tak - mruczy pan Hiller - popatrzmy więc, co mielibyśmy dla pani. Czy byłaby
    pani zainteresowana posadÄ… pomocy przedszkolanki? - patrzy na mnie wyczekujÄ…co.
    Najchętniej powiedziałabym, że to poniekąd pokrywa się z moim obecnym profilem
    zawodowym. Pomoc przedszkolanki i pomoc domowa równa się matka.
    R
    L
    T
    - Nie, nie wydaje mi się. Rozumie pan, panie Hiller, pracując w przedszkolu, mój
    zmysł handlowy nie miałby pola do popisu. Także z finansowych względów propozycja nie
    jest dla mnie interesujÄ…ca.
    Wprawdzie nie powiedział nic o wynagrodzeniu, ale przedszkolne wychowawczynie
    otrzymują tak niskie pensje, że nikomu nie napłynęłyby do oczu łzy radości, słysząc po-
    dobną ofertę. Wolę nie wiedzieć, ile może zarabiać taka pomoc.
    - Dobrze, dobrze - mówi tylko pan Hiller.
    Irytujące jest ciągłe powtarzanie tych samych wyrazów! Czy prywatnie też tak ględzi?
    Biedna jego kobieta.
    - Chyba mam pewien pomysł - rzuca nagle.
    WyglÄ…da na bardzo podnieconego.
    - Tak? - pytam wyczekujÄ…co.
    - Pewna renomowana kancelaria prawna szuka prawdziwej perły do recepcji. Telefon,
    uzgadnianie terminów i tak dalej. Niezle płacą. Mile widziana pobieżna znajomość prawa.
    Zastępstwo na czas urlopu, na pół etatu. Perspektywa dalszej współpracy. Zadzwonili dzi-
    siaj rano, nagła sprawa. Posada do objęcia od pojutrza.
    Często podczas studiów widziałam uczącego się Christopha, a nawet sprawdzałam
    błędy ortograficzne w jego pracy na pierwszy egzamin państwowy. Nie jest to może do-
    słowna znajomość prawa, ale przynajmniej wiem, jak wygląda znak paragrafu.
    - Brzmi niezle - mówię i dodaję zaraz: - Niezle, naprawdę niezle.
    Przejęcie językowych zwyczajów partnera w rozmowie jest rzekomo najlepszym
    sposobem na stworzenie pozytywnej relacji. Pokazuję swoje dokumenty, wypełniam for-
    mularze i jestem zaskoczona, że kancelaria jest gotowa płacić aż trzynaście euro netto. Moje
    zdumienie sięga zenitu, kiedy dowiaduję się, o jaką kancelarię chodzi. Ale nie daję nic po
    sobie poznać.
    - Ach, Langner i Partnerzy, brzmi niezle. Słyszałam kiedyś, że to dobra kancelaria.
    Bardzo dobrze, bardzo dobrze - znowu dopasowujÄ™ siÄ™ lingwistycznie do pana Hillera.
    Nie uważam, żeby wyjaśnianie osobistych powiązań z rzeczoną kancelarią było do-
    brym posunięciem, toteż tego nie czynię, ale perspektywa pojawiania się tam każdego ranka
    i oglądania jak pod lupą młodego szczęścia bardzo mi się podoba.
    Może jednak pojawić się pewna trudność.
    R
    L
    T
    - Czy zostanę zaproszona do kancelarii na rozmowę kwalifikacyjną? - pytam ostroż-
    nie, ponieważ mogłoby to stanowić maleńki problem. Chociaż tak naprawdę w kancelarii
    zna mnie tylko Langner, i nikt poza nim. A nie chce mi się wierzyć, żeby sam Langner miał
    się zajmować zatrudnianiem personelu administracyjnego.
    - Nie, nie, od tego jesteśmy my. Wiedzą, że można na nas polegać. Niedawno znalez-
    liśmy dla nich absolutnie fantastycznego pracownika. Byli zachwyceni. Zdają sobie sprawę,
    że firma Frisch dotrzymuje danego słowa. Musi pani tylko pojawić się tam pojutrze, punk-
    tualnie o dziewiątej rano. Umie pani przecież telefonować.
    Trochę bezczelna uwaga, ale gładko ją przełykam. Pan Hiller wręcza mi kartkę z ad-
    resem. W ostatniej chwili opanowuję się, żeby nie wykrzyknąć:  Wiem dobrze, gdzie to
    jest!". Teoretycznie miałabym nawet możliwość tzw. podwody. Teoretycznie. Ale za żadne
    skarby nie zdradzę Christophowi, gdzie dostałam pracę. Chcę zobaczyć głupi wyraz jego
    twarzy w kancelarii.
    - Może pan na mnie polegać, panie Hiller. Będę tam pojutrze o dziewiątej rano.
    - Aha, i jeszcze jedno, pani Schnidt, odpowiedni ubiór byłby bardzo wskazany! - mó-
    wi surowo i mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów. Czy mam na sobie obcisłe szorty i ko-
    szulkę odsłaniającą pępek? Co on sobie wyobraża!? Czy wyglądam na taką, która nie wie,
    że do biura nie idzie się w kapciach? Przecież jestem w swoim najlepszym garniturze! Był
    naprawdę drogi. Na pewno droższy od poszarzałej marynarki pana Hillera, która świetnie
    harmonizuje z jego szarÄ… twarzÄ…. No tak, nie wiadomo, ile on tutaj zarabia. Nie odbieram
    mu jednak przyjemności i potakuję.
    - Oczywiście, panie Hiller!
    On rzeczywiście się cieszy. Prawdopodobnie dlatego, że agencja Frisch zarabia dwa-
    dzieścia pięć euro na godzinę, a Hiller jako pośrednik za godzinę mojej pracy otrzyma dwa-
    naście euro - zarabianych przeze mnie. Co za bezczelność! Mimo wszystko jestem zadowo-
    lona, że w ogóle dostałam jakąś pracę. Ha! I to jaką! Cudownie. Jeśli to zapowiedz reszty
    dnia, będzie fantastycznie. Dziękuję grzecznie, składam jeszcze swój podpis na umowie i
    żegnam się z panem Hillerem. Jak wszystko dobrze pójdzie, przyniosę mu kiedyś kosz
    owoców. Jego poszarzała twarz domaga się witamin.
    Mogłabym teraz w spokoju pojechać do domu, wrzucić do pralki porcję prania i po-
    odkurzać. Mogłabym! Ale przecież nikt na mnie nie czeka. Dzieci są dzisiaj poza domem,
    R
    L
    T
    Christoph w pracy, a pranie do wieczora nie ucieknie. Do spotkania z Sabine mam jeszcze
    parę godzin. Postanawiam pochodzić trochę po mieście - na samą myśl o wolnym czasie
    tylko dla siebie dostaję skrzydeł. Gdybym była osobą samotną miałabym zawsze wolny
    czas. Robiłabym tylko to, co ja uznałabym za konieczne.
    Siadam w najlepszej kafejce w pobliżu i świętuję sama ze sobą zawarcie dzisiejszej
    umowy. W normalnych okolicznościach zadzwoniłabym od razu do Christopha, ale często-
    tliwość wykonywanych przez nas telefonów spadła po pewnej krytycznej nocy prawie do
    zera. Delikatnie mówiąc, bo w rzeczywistości w ogóle już do siebie nie dzwonimy. Nawet
    żeby ustalić sprawy organizacyjne. Nie jestem też pewna, czy on pamięta, że miałam dzisiaj
    iść do urzędu pracy. Najpózniej pojutrze sobie przypomni.
    Co by było, gdybym była sama - snuję dalej swoją wizję. Lubię takie zabawy w
     gdybanie". Bez dzieci, bez męża - jak by to było? Wysypianie się w weekendy, balangi do
    białego rana, pranie wyłącznie swojej bielizny, kupowanie jedzenia, które smakuje tylko
    jednej osobie, żadnego sterczenia przy garach, zawożenia kogokolwiek gdziekolwiek. No i
    spanie, kiedy tylko dusza zapragnie. Po prostu zaspokajanie jedynie swoich potrzeb. Odu-
    rzona tymi myślami w ogóle nie jestem w stanie zrozumieć rzekomej beznadziei wielu sin-
    gli.  Nie mają bladego pojęcia, jak fantastyczne prowadzą życie", myślę, mieszając łyżeczką
    cappuccino. Sabine na przykład skarży się bez przerwy, że nie ma się o kogo troszczyć. Po-
    trafię zrozumieć, że idea troszczenia się o kogoś może być piękna, ale rzeczywistość jest
    skrajnie wyczerpująca.  Chodzi o poczucie bycia potrzebnym - mawia Sabine. - Właśnie
    ono nadaje życiu sens. Zwiadomość, że żyje się dla kogoś".
    Ja też lubię to uczucie, tyle że na nim się nie kończy. Często proponowałam Sabine,
    żeby zastąpiła mnie na tydzień - albo zamieniła się ze mną (jak w programie  Zamiana
    żon"). Jestem przekonana, że już po tygodniu spędzonym z moją rodziną chciałaby wrócić
    do swojego zwykłego życia. Gdyby kobiety wiedziały w szczegółach, na co dobrowolnie się
    skazują, podejmując decyzję o założeniu rodziny, wiele z nich by się rozmyśliło. Może moje
    wywody brzmią okropnie i samolubnie, ale przynajmniej w myślach można ulec własnemu
    egoizmowi. Moim zdaniem, to wcale nie świadczy o braku miłości. Kocham swoje dzieci,
    do wczoraj byłam też przekonana, że kocham męża - ale kochać oznacza również służyć, a z
    tym mam pewne trudności. Oprócz tego każdy chyba lubi, jeśli proporcje w braniu i dawa- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl