• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    publiczność, jeno na mnie i na Jasia. Tak sobie przypuszczaj,
    że cię nikt nie
    słucha, prócz nas.
     Gdyby to można było...  szepnął.
    "Wieczorem Wabik wpadł rozgorączkowany. Chcąc wykazać,
    jak był czynnym, jął
    opowiadać, jakie to okoliczności nieprzyjazne koncertowi dziś
    towarzyszÄ….
     Zły dzień wybrałeś, panie Antoni  wołał  zły dzień!
    No, trudno, stało się!
    Zamiast panny Goldenkrantz, trzeba było gwiazdę jaką
    ściągnąć. Publicznośćby
    poleciała, o jej!
    choćby gardło miała zdarte, jak podeszew. Wiadome rzeczy.
    Ha! trudno!
    Florka rozgniewana przerwała mu:
     Antosia pan martwi niepotrzebnie.
     No, no! oczywiście to wszystko głupstwo  poprawił się
    Wabik.  Grunt i
    podstawa rzeczy, że biletów sporo rozebrano. Ubieraj się pan i
    jedzmy.
    Oszołomionego, bladego Antoniego wpakował do dorożki, i
    pojechali. Florka z
    Jasiem udała się wkrótce za nimi. Wyglądała mile w czarnej
    sukni jedwabnej z
    dżetami i bukiecikiem bladoróżowych róż przy staniku. Drogę
    z hotelu Polskiego
    do sal redutowych przebyła, jak w gorączce. Znalazła męża
    strojÄ…cego skrzypce,
    rozgorączkowanego, zniecierpliwionego drobiazgami, które
    sam wynajdował.
    Tymczasem w sali światło zapalać zaczęto, przesuwać
    fortepian. Przy wejściu na
    galeryę wszczął się hałas. Chwila tryumfu lub upokorzenia
    zbliżała się. Antoni
    drżał.
    Wabik biegał, jak opętany; wszędzie go było pełno. Raz po
    raz wpadał do pokoiku
    Antoniego. Florka odpędzała go, o ile mogła.
     Szkoda, żeśmy trochę klaki nie tego... mówił
    zaaferowany.  Trzeba było na
    galeryę z pięćdziesiątek biletów gratis rozdać, niechby
    klaskali. Inniby potem owczym pędem za nimi tego, i już!
    Antoni się oburzył.
     O! wielkie rzeczy. Czyż pan nie wie o tem, że artyści całą
    gębą pomagali sobie
    w ten sposób? Ktoby się na publiczność w takim razie
    spuszczał?  przekładał
    Wabik.  Cóż to ja nie wiem?
    Dzwonek odezwał się po raz wtóry. Florka drgnęła.
     Odwagi, Antosiu  rzekła, dłoń jego ujmując.  Ja już
    pójdę z Jasiem zająć
    miejsce. Za chwilę i na ciebie czas będzie. Mój drogi, tylko się
    nie przejmuj!
    Będziesz miał powodzenie, daj ci Boże, a jeżeli nie, to i tak
    nie zginiemy.
    Antoni ucałował pobladłą twarz żony i syna uścisnął.
     Idzcie już, idzcie  szepnął zmienionym głosem.
    Widok pełnej sali wlał w strapione jej serce nieco otuchy. Z
    błagalnem
    spojrzeniem zatrzymywała oczy na tym tłumie obojętnym,
    który miał o szczęściu i
    przyszłości jej męża wyrokować.
    Dzwonek ozwał się. Ukazał się na estradzie okryty bladością
    Antoni i na wstępie
    zaraz niekorzystne wywarł wrażenie. Ukłon jego byłsztywny,
    niezgrabny; powierzchowność, jakkolwiek sympatyczna,
    niczem
    nadzwyczajnem nie uderzała. Nie poprawiał mankietów, które
    mu grę niby utrudniać
    miały, wypieszczonemi, upierścieniowanemi palcami nie
    odrzucał z czoła sztucznie
    zafryzowanych loków, nie przeszywał spojrzeniem, któreby
    elektryzowało miękkie
    serduszka dam nadobnych, a znawcom i krytykom nie mówiło
    wyraznie:  Miasto X.
    zasypało mnie kwiatami, miasto Z. ofiarowało mi smyczek
    brylantowy, stolica Y.
    okrzyczała wielkością, mieszkańcy G. wprzęgli się do mojej
    karety."
    W przepełnionej sali rozmawiano i śmiano się. Artysta stroił
    instrument i
    czekał. Przykrą tę chwilę wstępne takty akompaniamentu
    przerwały.
     Pst!  rozległo się po sali. Uciszono się nieco.
    Florka z zapartym oddechem patrzyła na męża. Zaczął grać.
    Drżący, niepewny ton
    wzmacniał się stopniowo, daleko mu jednak było do siły, z
    jaką rozbrzmiewał
    zwykle przed przychylnie usposobionymi dla niego
    słuchaczami. Antoni nie mógł
    się pozbyć trwogi. Tyle obojętnych oczu skierowało się ku
    niemu, tyle pół
    drwiących uśmiechów... W dodatku spózniający się dla szyku
    maruderowie
    posuwaniem krzeseł i szelestem zagłuszali delikatniejsze
    tony.Koncert Mendelssohna przeszedł bez wrażenia.
    Kilkanaście rąk podniosło się do
    oklasku. Antoni blady, ocierając spocone czoło, jeszcze
    niezgrabniej siÄ™
    ukłonił.
    O uszy znękanej Florki obijały się zdania pojedyncze, litosne
    wykrzykniki, nic
    dobrego nie wróżące...  Ton słaby, nierówny  mówił obok
    niej znawca jakiÅ›
    widocznie, bo crescendo, allegro, con fuoco wybiegały mu z
    ust z nieporównaną
    szybkością.  Kiepski zawiązek na artystę. Smutno
    pomyśleć, ilu ludzi
    niepowołanych wdziera się w dziedzinę sztuki.  Koncertant
    febry dostał  śmiał
    się ktoś dowcipnie.  Wytrząsł tak poczciwego
    Mendelssohna, aż uszy bolały...
    Ach! jakiż niezgrabny!  skrzywiła się dama, obok Florki
    siedzÄ…ca. 
    Powierzchowność bardzo pospolita, nie wie nawet, co z
    rękoma robić. Jakże on się
    nazywa?  Rozwinęła afisz i wybuchnęła chychotem.  No,
    teraz siÄ™ nie dziwiÄ™.
    Ale ja się dziwię  mruknął mąż, wydymając wargę 
    dziwiÄ™ siÄ™ pretensyi i
    zarozumiałości pewnych klas.
    Florka z trudnością powstrzymywała łzy. Koncertant, jakby
    odczuwał niekorzystne
    wrażenie, grał coraz niepewniej.
    Część pierwsza koncertu skończyła się nareszcie. Florka
    pobiegła do męża. Nie
    mówiąc nic, podała mu kieliszek wina i małego
    Jasiapopchnęła nieznacznie w objęcia ojca. Dziecko, do
    pieszczot nawykłe, przygarnęło
    się do niego. Wszedł profesor Ski.
     No i cóż tam?  rzekł, ściskając życzliwie dłoń
    Antoniego.  Mam nadzieję, że
    część druga zrehabilituje pierwszą. Wstydzże się, panie
    Antoni! Toż ten twój
    malec byłby z pewnością odważniejszy... I czego się lękać?
    Grasz dobrze, grasz
    bardzo dobrze! to ci mówię ja, który, wiesz przecie,
    pochwałami nie szafuję.
    Talentu ci nikt zaprzeczyć nie może. To grunt. Po za tem, kto
    kocha sztukÄ™,
    niech jÄ… kocha dla niej samej, a na oklaski nie poluje. No,
    odwagi! Spójrz na
    bladą twarz żony i pomyśl, jaką jej przykrość sprawiasz.
    Oboje wszak wiemy, jak
    grasz, gdy zechcesz. Co tam teraz masz w programie?
     Sarassate, mazurek Zarzyckiego, Nocturno  odparł cicho
    Antoni.
     Aha! No, to powinno ich rozgrzać trochę. Wiesz, gdybym
    był na twojem miejscu,
    panie Antoni, tobym im teraz tak zagrał, żeby się zawstydzili.
    Nieprawdaż, pani?
     zwrócił się do Flory.  My oboje nie inaczejbyśmy
    zrobili. Pani musisz mieć
    energię i za siebie, i za męża. Co? zgadłem?  spytał,
    uśmiechając się życzliwie
     No, no, nie martwcie się państwo. Mó-wiłem już i temu i
    owemu ze sprawozdawców. Będą oględnie pisali.
    Uścisnął dłonie małżonków i odszedł, bo właśnie
    rozpoczynała się część druga
    koncertu śpiewem panny Goldenkrantz, której ukazanie się na
    estradzie wywołało
    przeciągłe brawa.
     Wiesz, Antosiu  rzekła Florka, gdy przebrzmiała arya
     Al Perfido" Mozarta i
    parÄ™ innych  albo ja siÄ™ nie znam, albo ta pani wcale
    śpiewać nie umie.
    Jaś zachychotał wesoło.
     Mamusiu  szepnÄ…Å‚, tulÄ…c siÄ™ do matki  akurat jak FinkÄ™
    za uszy targam, tak
    samo piszczy.
    Ojciec mimowoli się uśmiechnął.
    Brawa atoli rozlegały się wciąż i coraz natarczywszy okrzyk:
    Bis! bis!
    Wabik wpadł uśmiechnięty.
     Cóż? Państwo słyszą? Któż miał racyę? Jakże myślicie?
    Kto klaszcze? Klaka! Oni
    umieją popierać swoje talenta. Ona ma swoją koteryę. Ona
    może być pewną
    powodzenia, chociażby jeszcze gorzej śpiewała...
    Obdarzona ogromnym koszem kwiatów panna Goldenkrantz,
    rozpromieniona, zbiegła z
    estrady. Florka nie mogła wyjść z podziwienia. Antoniego
    opanował szał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl