• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    siÄ™...
    Położył palec na jej ustach.
    - Uspokój się! Będę bardzo ostrożny. Muszę być ostrożny ze
    względu na... ciebie. Ażeby nie stracić orientacji, wezmę kompas
    Tima. Na szczęście zabrałaś go z jego zapasowym ubraniem. Był w
    torbie razem z latarkÄ….
    -Ale...
    157
    RS
    - Dość. Sprawa postanowiona. Będę miał ponadto dwie latarki.
    Tima i moją. Mam też zapasowe baterie. Wiem, że mi się uda, Lauro.
    Nic się nie bój. Chodzi o życie twojego brata. Nie wolno nam tracić
    czasu. Każda godzina się liczy.
    - A jeśli coś ci się stanie?
    - Nic mi siÄ™ nie stanie. Gdy tylko siÄ™ rozwidni, rozpal ognisko na
    zewnątrz. Wysyłaj dymne sygnały. Chwilami przesłaniaj czymś dym,
    tłum go, żeby sygnał był przerywany, by wiedziano, że to jest sygnał.
    Trzymaj ten ogień tak długo, póki cię nie odnajdą. I opiekuj się dobrze
    bratem. To najważniejsze.
    - Nie chcę, żebyś szedł sam nocą. - Do jej oczu napłynęły łzy i
    zaczęły ściekać po policzkach. Jarod delikatnie je otarł.
    - Trzeba iść. Tim musi być przetransportowany przez paru ludzi.
    Sami go nie udzwigniemy.
    Zrezygnowana milczała. Wiedziała, że Jarod ma rację.
    - A poza tym wydaje mi się, że ta mgła utrzyma się jeszcze przez
    parÄ™ dni.
    - No to może przeczekać, aż opadnie - chwyciła się desperacko
    ostatniego argumentu.
    - To potrwa dłużej niż dwa dni. Tim może nie wytrzymać...
    - A jak nas odnajdziesz wracając? Przecież będziesz
    półprzytomny ze zmęczenia.
    - Znajdę, nie ma obawy. I wytrzymam. Zapewniam cię, że
    wybrałem właściwy wariant postępowania. Poza tym nie będę wracał
    158
    RS
    sam, ale z grupą ratowników, zaopatrzonych w nosze i inny potrzebny
    sprzęt.
    Powoli rezygnowała, choć przerażała ją jeszcze myśl, że gdyby
    Jarodowi coś się w drodze stało, to nikt ich tu w pieczarze nigdy nie
    odnajdzie.
    - Jeśli wyruszę teraz nie zwlekając, to już rano mogę trafić do
    ludzi. Przy odrobinie szczęścia moglibyśmy dotrzeć tu z powrotem
    jutro wieczorem. I od razu zabierzemy Tima do szpitala.
    - Będę się o ciebie nieustannie martwiła.
    - Wszystko będzie dobrze - uspokajał ją łagodnie, gładząc po
    ramionach, po czym złożył na jej ustach lekki pocałunek.
    Niespodziewanie zaczęło ogarniać ją cudowne uczucie lekkości,
    a jednocześnie orzezwiającej, życiodajnej siły.
    Jarod zdjął z szyi amulet i wręczając go Laurze, powiedział:
    - Wez to. Wiem... wiem, że w to nie wierzysz, ale będę się czuł...
    no, znacznie lepiej, wiedząc, że go nosisz.
    - Nie. Włóż ten naszyjnik z powrotem. Potrzebny ci będzie w
    drodze. Przechowaj go dla mnie na potem. Dasz mi go po powrocie.
    Tak będzie lepiej. W tej jednej sprawie nie ustąpię - oświadczyła.
    - Jeśli tego chcesz...
    Założył naszyjnik i schował go pod koszulą. Ujął dłoń Laury i
    pocałował przeciągle, a potem raz jeszcze złożył pocałunek na jej
    wargach.
    - A więc do zobaczenia. Nie będziesz długo czekała. - Chwilę się
    zastanawiał, a potem od guzika koszuli odpiął pióro. - Ale to wez.
    159
    RS
    Jastrzębie pióro. Po to, byś wiedziała, że poszybuję z powrotem
    szybko jak jastrząb. I będziemy razem. Trzymaj się, dziewczyno!
    - Musisz wziąć kurtkę, którą mam na sobie. Wiem, że swojej nie
    zabierzesz, bo majÄ… Tim, ale tÄ™ wez. Mimo podarcia jest cieplejsza od
    twojej.
    - Znacznie lżej będzie mi w tym, co mam na sobie. Przez podarte
    rękawy wdzierałoby się zimno. Nie, zatrzymaj ją - zdecydował. -
    Będę w ciągłym ruchu, moja wiatrówka w zupełności mi wystarczy.
    Przerzucił przez ramię małą manierkę, do jednej kieszeni włożył
    zawiniątko z kawałkiem suszonego mięsa, do drugiej małą latarkę
    Tima i zapasowe baterie. Właściwie był gotów.
    Laura pohamowała impuls, by odwrócić się i nie patrzeć, jak
    Jarod odchodzi. Nie, będzie patrzeć do ostatniej chwili, sycić wzrok
    widokiem jego twarzy, jego sylwetki...!
    Odwrócił się i poszedł do wyjścia. Gdy odsunął plastykową
    płachtę, do wnętrza jaskini wdarło się zimne powietrze. Tim poruszył
    się niespokojnie na posłaniu.
    - Trzymaj się, dziewczyno, wkrótce wrócę! - powiedział Jarod,
    nie odwracając głowy i zniknął. Płachta opadła na swoje miejsce.
    To była najdłuższa noc w jej życiu. Co godzina budziła Tima, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl