-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
delikatnie wyważone pomiędzy pytaniem a żądaniem.
Charmian też zgodził się. O ile będzie miała ochotę.
Charmian spuściła oczy i powiedziała skromnie:
Dziękuję.
W ciągu najbliższego tygodnia Stephen robił przygotowania.
Zamiótł podłogę w swoim jedynym gościnnym pokoju, umył tam okna i powiesił nowe
zasłony. Wypożyczył telewizor. Rankami pracował z uczuciem zwykłego odrętwienia i
wpisywał codzienne osiągnięcia do skoroszytu. Wreszcie zdołał uporządkować szczegóły
swojego snu. Układały się w satysfakcjonującą całość.
Jego żona była w kawiarni. To dla niej brał kawę. Młoda dziewczyna wzięła filiżankę i
trzymała ją przy ekspresie. Ale nagle się okazało, że to on jest ekspresem, że to on napełnia
filiżankę. Ta sekwencja zręcznie i tajemniczo zaszyfrowana w jego dzienniku mniej go teraz
niepokoiła. Miała nawet pewien literacki potencjał.
Brakowało jej tylko towarzystwa, a ponieważ nie pamiętał nic więcej, resztę musiał
wymyślić. Przypomniał sobie o Charmian, o tym, jaka jest maleńka, i obejrzał dokładnie
krzesła stojące wokół stołu. Była tak mała, że nadawała się z powodzeniem do dziecięcego
wysokiego fotela. W domu towarowym wybrał starannie dwie poduszki. Do impulsu, żeby
kupić dziewczynkom prezenty, odniósł się nieufnie i oparł mu się. Ale chciał robić dla nich
różne rzeczy. Tylko właściwie co mógł zrobić?
Wygarnął pecyny zastarzałego brudu spod zlewu w kuchni, wysypał z abażurów zdechłe
muchy i pająki, wygotował śmierdzące ścierki; kupił szczotkę klozetową i wyszorował
zaskorupiałą muszlę.
Rzeczy, których by i tak nigdy nie zauważyły. Czy rzeczywiście stał się takim starym
idiotą? Zadzwonił do żony.
Nigdy mi do tej pory nie wspominałaś o Charmian.
Nie przyznała. To zupełnie świeża sprawa.
No a ty& co o tym sÄ…dzisz?
Jeśli o mnie chodzi, nie mam żadnych zastrzeżeń powiedziała zupełnie swobodnie.
Są bardzo zaprzyjaznione. Chce mnie wypróbować, pomyślał. Nienawidziła go za
strachliwość, bierność, za wszystkie zmarnowane godziny w pościeli. Trzeba jej było
wielu lat małżeństwa, żeby mogła to przyznać. Jego eksperymentowanie w pisaniu, brak
wszelkiego eksperymentowania w życiu. Nienawidziła go. Miała teraz kochanka, witalnego
kochanka. A on mimo to chciał powiedzieć, czy to słuszne, żeby nasza urocza córka miała
przyjaciółkę, która z natury pasuje raczej do cyrku albo do wybitego atłasami burdelu,
gdzie by mogła podawać herbatę? Nasza jasnowłosa, nasza idealnie zbudowana córka,
nasz delikatny pÄ…czek czy to nie perwersja?
Oczekuj ich w czwartek wieczorem powiedziała żona tytułem pożegnania.
***
Kiedy Stephen otworzył drzwi, zobaczył tylko Charmian, dopiero potem poza wąskim
kręgiem światła padającego z holu dostrzegł Mirandę dzwigającą bagaże. Charmian stała,
podparta pod boki, ze swoją przyciężką głową lekko przekrzywioną na bok.
Bez żadnego powitania powiedziała:
Musiałyśmy wziąć taksówkę, czeka tam na dole.
Stephen pocałował córkę, pomógł jej wnieść walizki i poszedł na dół zapłacić
kierowcy. Kiedy wrócił, lekko zadyszany po pokonaniu dwóch kondygnacji schodów,
zastał drzwi swojego mieszkania zamknięte. Zapukał i musiał zaczekać.
Otworzyła mu Charmian i to ona stała teraz na jego drodze.
Pan nie może wejść oświadczyła uroczyście. Musi pan przyjść pózniej.
Zrobiła taki ruch, jakby chciała zamknąć drzwi. Zmiejąc się w swój nosowy,
nieprzekonywający sposób, Stephen dał nura naprzód, złapał Charmian pod pachy i uniósł
do góry. Jednocześnie zatrzasnął za sobą nogą drzwi. Miał zamiar unieść ją wysoko, jak
dziecko, ale okazała się ciężka, ciężka jak dorosła osoba, i nogi dyndały jej o kilka cali
nad podłogą to wszystko, na co mógł się zdobyć. Waliła go pięściami po ręce, krzycząc:
Proszę mnie& jej ostatnie słowo zagłuszyło trzaśnięcie drzwi. Stephen puścił ją
natychmiast & postawić dokończyła cicho. Stali w jasnym przedpokoju, oboje trochę
zadyszani. Po raz pierwszy zobaczył dokładnie twarz Charmian. Miała głowę w kształcie
pocisku, ciężką i wywiniętą na zewnątrz dolną wargę, poza tym zaczynał jej się już drugi
podbródek. Pod perkatym nosem rysował się delikatny szary puch wąsika. Głowa osadzona
była na grubym byczym karku. Oczy miała duże, spokojne, szeroko rozstawione, brązowe
jak u psa. Nie była brzydka, nie z tymi oczami. Miranda stała na drugim końcu długiego
korytarza. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl