-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zbytku mnie wyręczasz& Ludzie to widzą i wnoszą, żem niedołęga. Odtąd mam prośbę jedne
i konieczną do was, życzę sobie sam rozporządzać moją częścią pracy i sam ją sobie
wydzielać. Zechciejcie mnie w niczym i nigdy nie zastępować, chybabym sam o to prosił.
Powiedział to tak chłodno, grzecznie, bez najmniejszego odcienia gniewu i żalu, iż ks.
Wikary sadzał, że mu zapewne coś donieść musiano, ale nazwiska jego pewnie nie
wymieniono. Odetchnął.
Bardzo dobrze rzekł zawsze niewyraznie bardzo dobrze, wszak ja się stosuję do
rozkazów ks. Kanonika.
Kanonik się skłonił.
W tej chwili list, niedobrze naprędce wetknięty w kieszeń, wypadł na ziemię i ks. Leon z
przerażeniem poznał pismo własne. Zdrętwiał& Kanonik schylił się, papiery zebrał i
schowawszy je do kieszeni, pozdrowił go i odszedł.
Wikary stał długo, nie wiedząc, co począć. Sam był człowiekiem nadto namiętnym, ażeby
mógł przypuścić, że tu się bez zemsty i odwetu obejdzie. Spokój, z jakim mówił Kanonik,
wedle niego dowodził tylko, że potężne mając plecy, wcale się nie obawiał. Należało więc
tym bardziej lękać się o siebie. Nie pojmował Wikary, ażeby po denuncjacji pozwolono mu tu
dłużej pozostać, i podróż tłumaczyła się tym, że Kanonik zażąda zmiany wikarego. Mieszało
to nadzwyczajnie wszystkie plany i roboty porozpoczynane ks. Leona, roboty tajemne, które
jemu tylko samemu znane były, a których wykonanie długiego wymagało czasu. Stał tak,
mimo zwykłej swej przebiegłości, zrazu nie wiedząc, co pocznie, przeniesienie zdawało się
nieuchronnym, a było dlań zabójczym. Iść się ukorzyć przed pokrzywdzonym byłoby
daremnym, lecieć do pałacu, żądać rady i protekcji upokarzającym. Należało się przyznać
do listu, a bądz co bądz, ten rodzaj honoru, choćby gorliwością osłoniony, chluby mu nie
przynosił. Gubił się w myślach, nie mając siły ruszyć z miejsca.
Julian, który był odszedł nieco, wrócił właśnie i zastał go jeszcze pod wrażeniem tej
trwogi.
Co ci to, ks. Wikary?
Mnie? mnie? no nic nic& mam czasem takie uderzenia do głowy& Chodzmy.
Przejść się?
A, nie, nie! ja muszę& zdaje mi się& może być, że będę potrzebował do pałacu
przepraszam&
I zostawiając zdumionego Juliana, odbiegł na wikarię. Szło mu o to, by został& aby go z
miejsca nie wydalono potrzebował tego koniecznie. Biec do pałacu? jechać potajemnie,
* brieftreger (z niem.) listonosz
aby Kanonika wypędzić, zostawiając kościół bez obsługi? Spuścić się na los i pozostać, nic
nie czyniąc?
Z kolei błyskały mu te wszystkie myśli po głowie, a za którą miał pochwycić, nie wiedział.
Była nawet chwila, że zamierzał wprost udać się do Kanonika, wyznać mu swą winę i prosić
o przebaczenie& Nie postanowiwszy nic chwycił kapelusz i szybkim krokiem uszedł z
probostwa tak, że stary Eliasz, który go nieco szpiegował nie mógł dopatrzeć, dokąd.
Szepnął tylko, widząc go tak biegnącego:
O! już go też coś opętało! opętało! już poleciał& jak lis na kury& na polowanko! Ej!
odkryję norę, ptaszku! odkryję, chociem kulawy& Bo że ty tu coś niedobrego knujesz to
bym na Ewangelią przysiągł.
Pan Ostójski miał jeden zły nałóg, którego się sam wstydził w wolnych od zatrudnień
chwilach, gdy nikogo obcego nie było w domu, zapaliwszy cygaro pięciofenigowe, bo takie
mu najlepiej smakowało, usiadł za stołem, dobywał dosyć tłuste już karty i kładł kabałę.
Umiał ich różnego rodzaju z dziesięć, była więc pewna rozmaitość w zabawie. Na każdą
kabałę, co gorzej, zamyślał coś na przykład, czy pszenica porośnie, czy rzepak się
wysypie? itp.
Ale, co najgorzej, jeśli mu kabała nie wypadała, a nikogo w pokoju nie było bo przy
ludziach się tego nie dopuszczał, pozwalał sobie maleńkich licencji i poprawek ślepego losu.
Wyciągał karty więzione ze środka kupki chował przychodzące nie w porę pod spód;
zawsze wtedy tylko, gdy siostra i córka nie patrzały lub nie uważały. Nad kabałą siedzieć był
czasem nawet gotów z uszczerbkiem gospodarstwa, czego się wstydził. Lecz biedny
człowiek, tyle się napracowawszy w życiu, miał prawo do zabawienia się czasem kabałą, nikt
mu tego za złe nie miał. On tylko sam czuł, że w tym była słabość, i przed obcymi krył się nie
tylko z kabałą nawet z kartami.
Zdarzyło się, że jakoś przez dni kilka nie można było do kabały się przysiąść, tego więc
dnia z wielkim apetytem dobrał się do szufladki z kartami i począł je żywo rozkładać,
zamyśliwszy na to, czy Julianowi da P. Bóg rozum, by się do Zosi przybliżył kładł trzecie
kupkę dopiero, gdy drzwi tajemniczo przemknąwszy, spojrzawszy przez nie, po cichu weszła
panna Klara.
Spojrzał pobieżnie na nią, trochę mu była w uroczystej chwili nie na rękę, ale niewiele go
zmieszała, kładł dalej. Stanęła wszakże tak, iż z postawy domyślał się, że rozmowę jakąś
przyniosła.
A co? spytał.
Czekam, żebyś tę kabałę skończył, bo jest bardzo ważna rzecz, tajemnica& do
zobopólnego porozumienia stylizując już nieco, rzekła cicho Klara.
Ja dopiero zaczynam! zawołał Ostójski więc cóż? kura zniosła szare jajko? Cielę
zdechło? co?
No, nie obracaj w żarty rzeczy nieznanej uroczyście dodała siostra rzeczy ważnej,
wielkiej, której doniosłości umysł twój ani dościga, ani się dorozumiewa.
E, do kata! to chyba koń zdechł! żartobliwie mruknął Ostójski.
Jesteś istotnie nielitościwy z tym swym lodowatym szyderstwem tu idzie o Zosię&
Ledwie tych słów domówiła, ojciec się zerwał, rzucając karty.
O Zosię? na cóż! gadaj! co!?
Daj że mi w pewien szyk myśli me złożyć rzekła panna Klara.
Ostójski milczał, ale z niecierpliwości bębnił palcami po stole.
Jest taka rzecz mówiła do ucha prawie panna Klara. Mam swych przyjaciół i
życzliwych w pałacu& mam swe stamtąd wiadomości. Wiem z największą, ale to z
największą pewnością zatrzymała się młody hrabia szalenie się w Zosi zakochał.
Ostójski się roześmiał i ramionami ruszył.
No, to co?
Jak to? nie przewidujesz następstw? nie widzisz nadciągającej chmury& może burz,
które istnienie nasze zakłócić mogą? Jesteśli obojętnym na losy twego jedynego dziecięcia?
Nie, ale bo mów po prostu, jak mówisz do dziewek na folwarku, bo dalibóg zwariuję!
zawołał Ostójski więc cóż?
Ale to jest miłość jak nawałnica gwałtowna& miłość takiego młodzieńca& który&
No, który się ożenić nie może i nie zechce, który sobie się podurzy, my się z niego
pośmiejemy i kwita. Pojedzie do Berlina i przy aktorkach zapomni.
Ty zawsze z prozaicznej strony uwzględniasz wszelkie wypadki mówiła panna Klara [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl