• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Tymczasem jednak to on, Cadfael, stał twarzą w twarz z kobietą, która z pewnością
    ma prawo wiedzieć wszystko. Nie byłoby łatwo w żadnym przypadku kłamać tej kobiecie, a
    nawet omijać prawdę. Ona nie zadowoli się niczym innym niż prawdą.
    Ponieważ słońce sięgało już kwietnika pod północnym mu - rem ogrodu i krawędz
    głębokiego odcisku mogła wyschnąć i skruszyć się jeszcze przed południem, a nawet zmienić
    się w pył, Cadfael pożyczył od Nialla kilka ogarków świec, stopił je w jednym z tygielków
    brązownika i wypełnił starannie woskiem odcisk buta. Cierpliwie poruszając nim, wydobył
    zastygły kształt nietknięty. Należało go umieścić w chłodzie, by zachować ostrość rysunku,
    ale na wszelki wypadek Cadfael wziął też niepotrzebny obrzynek cienkiej skóry i zrobił
    staranny odrys odcisku, zaznaczając zużycie na obcasie i palcu i poprzeczne pęknięcie
    podeszwy. Prędzej czy pózniej buty trafią w ręce szewca, bo są zbyt cenne, by się ich pozbyć,
    zanim będą całkiem znoszone i nie do naprawienia. Często są w rodzinie przez trzy
    pokolenia, zanim się je w końcu wyrzuci. Cadfael pomyślał więc, że któregoś dnia i ten but
    będzie potrzebował opieki mistrza Corvisera albo kogoś z jego cechu. Trudno powiedzieć,
    kiedy to nastąpi, ale sprawiedliwość musi nauczyć się czekać i nie zapominać.
    Judyta siedziała, oczekując go w pokoju dziennym Nialla, schludnej i surowej izbie
    samotnego mężczyzny, porządnej i czystej, ale bez ozdób, które dodałaby kobieca ręka.
    Drzwi wciąż stały otworem, a przez dwa okna zieleń listowia i złoto słońca wpadały z
    drżeniem i napełniały pokój światłem. Nie bała się promieni, siedziała tam, gdzie tańczyły na
    niej, mieniąc się i drżąc, gdy nasilał się wietrzyk. Była sama, gdy Cadfael wrócił z ogrodu.
    Mistrz ma klienta - powiedziała z najbledszym z uśmiechów. - Kazałam mu iść.
    Mężczyzna musi dbać o swoją pracę.
    Kobieta także - zauważył brat Cadfael i położył swój woskowy odlew na kamiennej
    posadzce, gdzie przeciąg mógł z nim igrać jak światło słońca z nią.
    Tak, i ja także. Nie lękaj się, mam szacunek dla życia. Tym bardziej - powiedziała z
    powagą - że widziałam śmierć z bliska, jeszcze raz. Powiedz mi! Obiecałeś, że powiesz.
    Usiadł przy niej na niewyściełanej ławie i opowiedział jej o wszystkim, co się
    zdarzyło tego rana - o dezercji Eluryka, o przybyciu Nialla z wiadomością o znalezieniu
    skulonego ciała i połamanego krzewu, a nawet o pierwszym ponurym podejrzeniu o
    rozmyślnym uszkodzeniu i samobójstwie, zanim jeden znak po drugim nie wskazały na inne
    rozwiązanie. Słuchała go z niezmąconą uwagą, a jej przykuwające uwagę szare oczy były
    zatrważająco szerokie i inteligentne.
    Czegoś jednak - powiedziała - jeszcze nie rozumiem. Mówisz o jego wyjściu nocą z
    klasztoru, jakby to nie miało znaczenia. Wiesz jednak, że takie zuchwalstwo to coś całkiem
    niesłychanego dla tak młodego brata. I to on, taki uległy i obowiązkowy, żaden wichrzyciel.
    Dlaczego to zrobił? Czemu było dla niego tak ważne odwiedzenie tego różanego krzewu?
    Skrycie, bezprawnie, nocą? Jakie to miało dla niego znaczenie, że odciągnęło go tak daleko z
    jego prostej drogi?
    Nie było wątpliwości, że pytała szczerze. Nigdy nie pomyślała o sobie jako o
    mącicielce spokoju jakiegokolwiek mężczyzny. Chodziło jej o odpowiedz i nie pozostawało
    nic innego, jak powiedzieć jej prawdę. Opat mógłby się w tym miejscu zawahać. Cadfael się
    nie namyślał.
    To było dla niego wspomnienie o tobie - powiedział po prostu. - To nie żadna zmiana
    polityki odsunęła go od przynoszenia ci róży. On sam błagał wcześniej o zwolnienie z
    zadania, które stało się dla niego męką, i jego życzeniu stało się zadość. Nie mógł dłużej
    znieść udręki przebywania w twojej obecności, a tak daleko od ciebie jak od księżyca, bólu
    oglądania cię i stania na wyciągnięcie ręki od ciebie, i zakazanego kochania. Kiedy jednak
    został już zwolniony, nie potrafił, jak się zdaje, znieść także twej nieobecności. Na swój
    sposób chciał się z tobą pożegnać. Wyszedłby z tego - zakończył Cadfael z żalem i
    rezygnacją - gdyby żył. Byłaby to jednak długa i smutna choroba.
    Jej oczy nie odwróciły się ani wyraz jej twarzy nie uległ zmianie, tylko krew
    odpłynęła z jej policzków, pozostawiając ją bladą i przejrzystą jak lód.
    O Boże! - powiedziała szeptem. - A ja nie wiedziałam! Nie padło żadne słowo, żadne
    spojrzenie... I jestem tyle starsza, i żadna ze mnie piękność! To było jak posyłanie do mnie
    jednego z tych chłopców śpiewających w scholi. Nigdy żadnej złej myśli. Jak to się mogło
    stać?
    %7łył w klasztorze od kołyski - tłumaczył cicho Cadfael. - Nigdy nie miał do czynienia z
    kobietą, odkąd opuścił matkę. Nie posiadał żadnej obrony przed miłą twarzą, łagodnym
    głosem i ruchem pełnym gracji. Nie możesz spojrzeć na siebie jego oczami, bo mogłabyś
    zostać oślepiona.
    Po chwili milczenia powiedziała:
    Czułam w jakiś sposób, że nie był szczęśliwy. Nic więcej. A iluż to ludzi na tym
    świecie może się pochwalić tym, że są szczęśliwi? - I spytała, patrząc Cadfaelowi prosto w
    twarz:
    Kto o tym wie? Czy trzeba o tym mówić?
    Nikt poza ojcem opatem, bratem Ryszardem, który był jego spowiednikiem, bratem
    Anzelmem i mnÄ…. I teraz tobÄ…. Nie, o tym nikt inny siÄ™ nie dowie. I nikt z nich nigdy nie
    pomyśli o tobie nic złego. Jak moglibyśmy?
    Ja jednak mogę - powiedziała Judyta.
    Nie, jeśli jesteś sprawiedliwa. Nie możesz brać na siebie więcej, niż ci się należy. To
    był błąd Eluryka.
    Nagle w pracowni dał się słyszeć jakiś męski głos, młody podniecony, a Niall
    odpowiadał w pośpiechu i uspokajająco. Przez otwarte drzwi wtargnął Miles. Pod światło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl