-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie przypuszczałam, że będę pracować jako ratownik z psem.
Wstąpiłam do piechoty morskiej z powodu rodzinnej tradycji. Mój
ojciec, zanim został farmerem, przez kilka lat służył w tej jednostce, a
przedtem jego ojciec. Uważałam, że dzięki tej pracy będę mogła
zapewnić mojej rodzinie stały dochód. Cywilne firmy myślą tylko o
tym, żeby zwiększać zyski. Kiedy przestajesz im być potrzebny,
pozbywają się ciebie bez skrupułów. Nie chciałam żyć w takiej
niepewności.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie masz marzeń na przyszłość?
Callie uśmiechnęła się melancholijnie.
- Tworzę je z dnia na dzień. Co ty na to? Wes zaśmiał się i
odparł:
- Mój ojciec zaplanował mi całe życie, kiedy byłem jesz - cze
małym chłopcem. Wygląda na to, że pod tym względem bardzo się
różnimy.
- Mówiłeś, że twoim marzeniem było tworzenie nowych rzeczy i
pomaganie ludziom, więc chyba ci się udało. Tyle że nie robisz tego
dokładnie w taki sposób, jaki wymyślił dla ciebie ojciec.
Wes popatrzył na nią badawczo.
- A jeśli chodzi o życie osobiste? Nie miałaś żadnych marzeń?
Czy po wypadku ojca musiałaś z nich zrezygnować?
Gładząc złote futro Dusty'ego, Callie odparła:
- Obawiam się, że nie, Wes. Ojciec miał wypadek wtedy, gdy
byłam jeszcze mała, więc dorastałam ze świadomością, że będę
musiała pomagać rodzinie. - Wzruszyła ramionami.
- Zdaje się, że nie jestem zbyt intrygująca, prawda?
- Dla mnie jesteś naprawdę wyjątkowa - zapewnił. - Troszczysz
się o innych. Nie jesteś samolubna. - Nachylił się i pogładził ją po
policzku. - Jest w tobie tyle dobra, Callie.
- Widział, jak w jej oczach zabłysły złote iskierki, a skóra pod
jego palcami zaróżowiła się i rozgrzała. Nie potrafiła ukryć, jak
bardzo na nią działa, a to sprawiało, że pragnął jej jeszcze mocniej. -
Nie bawisz siÄ™ ludzmi, nie grasz na ich uczuciach. JesteÅ› prawdziwa.
Gdy wreszcie odsunął rękę od jej policzka, Callie miała ochotę
wstać, zarzucić mu ramiona na szyję i całować bez opamiętania, do
zatracenia. Nie mogła dłużej wątpić, że Wes szczerze pragnie
stworzyć z nią prawdziwy związek. Jednak wciąż bolało ją to, że miał
on opierać się tylko na pożądaniu, a nie na miłości.
Zaczynała się już poranna krzątanina. Callie słyszała rozmowy
wychodzących z namiotów żołnierzy.
Spojrzał na nią z żalem.
- Chyba lepiej już pójdę.
- Tak.
Ponieważ oboje byli równi stopniem, podwładnych Wesa nie
dziwiło, że razem planują działania na kolejny dzień. Mimo to starali
się zachowywać tak, by nie wzbudzić w nikim podejrzeń. Przed
wyjściem Wes zawahał się, a potem odwrócił i mrugnął do niej
porozumiewawczo.
- Uważaj dziś na ruinach tamtego domu - poprosił.
- Będę uważać.
Opuścił klapę namiotu i zniknął. Callie nagle poczuła się
osamotniona. Dusty zapiszczał cicho, wyczuwając jej smutek.
- Też za nim tęsknisz, piesku? - zapytała cicho, pochylając się i
przytulając twarz do miękkiego futra. - I co ja mam teraz zrobić,
Dusty? Nie mogę liczyć na to, że zdobędę jego serce. - Zamknęła oczy
i westchnęła. - To tak, jakbym mogła być tylko z polową Wesa. Ja
pragnę go całym sercem, ale z jego strony to tylko pożądanie... -
Podniosła głowę i popatrzyła w bursztynowe psie oczy - Jak myślisz,
powinnam się na to zdecydować? Czy będę umiała oddzielić
namiętność od miłości?
Dusty zapiszczał znowu.
Callie westchnęła i zapięła mu uprząż. Od ruin dzieliło ich pół
kilometra. Wiedziała, że inni żołnierze po śniadaniu skierują się prosto
na miejsce. Ona zdążyła już zjeść, więc teraz schowała tylko do
kieszeni kilka psich przysmaków dla Dusty'ego i wyszła z namiotu.
Pies pracował równie ciężko, jak ona, dlatego potrzebował
dodatkowych kalorii, by przetrwać kolejny długi dzień poszukiwań.
6 stycznia, godzina 22.00
Callie znajdowała się w samym środku rumowiska, na szczycie
czegoś, co niegdyś było trzecim piętrem kamienicy, kiedy Dusty
zaczął gwałtownie szczekać. W dole koparka ładowała na ciężarówkę
gruz ze zniszczonego budynku. Poza nimi w ruinach nie było nikogo.
Większość dawnych mieszkańców udała się do prowizorycznego
miasteczka namiotowego na ciepły posiłek. Czuło się już wieczorny
chłód.
Opadła na kolana, krzycząc w dół, między warstwy
potrzaskanego betonu, stali i szkła, które układały się w kształty jak ze
snu szalonego rzezbiarza. Dusty dyszał z podniecenia, kopiąc i
wskazując kierunek, z którego wyczuł zapach człowieka.
- Halo! SÅ‚yszysz mnie? Nazywam siÄ™ Callie.
Czekała chwilę, nasłuchując. Z oddali dobiegał hałas pracującej
koparki. Odwróciła głowę i przyłożyła ucho do gruzów, nasłuchując.
Po chwili oprócz bicia własnego serca usłyszała słaby głos.
- Pomocy!... Nie mogę się ruszyć... Wyciągnijcie mnie stąd!... -
To był mężczyzna, prawdopodobnie bardzo osłabiony.
- Jak siÄ™ pan nazywa?
Znów nasłuchiwała. Dusty zaskomlał niecierpliwie. Uciszyła go
gestem i pokazała: siad". Posłusznie usiadł, ale nie przestał uderzać
ogonem o ziemiÄ™.
- Al... Al Gordon... Zabierzcie mnie stąd!... Callie przytknęła do
ust złożone dłonie i odkrzyknęła:
- W porzÄ…dku, Al. Trzymaj siÄ™! Czy jesteÅ› ranny?
- .. .mam złamaną rękę. Nie mogę się ruszyć. Zciana przygniotła
mi lewy bok...
- SÅ‚yszÄ™ ciÄ™. Zaraz sprowadzÄ™ pomoc!
Callie odpięła od paska telefon komórkowy. Procedura pozostała [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl