-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak pozostali członkowie załogi? A może dlatego, że uważano go za sprzymierzeńca
Bemmych i dlatego traktowano jak obcego? Musiał uznać tę niechęć za obiektywny fakt i
zanotować w pamięci, żeby zawsze mieć to na uwadze, kiedy w przyszłości przyjdzie mu
współpracować z Jaksanem.
- Dlaczego? - oficer powtórzył jego pytanie. - Dowódca ma swoje zobowiązania.
Nawet zwiadowca powinien zdawać sobie z tego sprawę. Zobowiązania&
- Które skazują go na śmierć głodową we wraku rozbitego statku? - przerwał mu
Zinga. - Daj spokój, Jaksan. Komandor Vibor jest inteligentną formą życia&
Palce Kartra złożyły się w stary sygnał ostrzegawczy. Zacathanin dostrzegł go i
zamilkł, pozwalając, by sierżant dokończył zdanie za niego. - & więc na pewno zechce
przejrzeć naszą kasetę, zanim podejmie dalsze decyzje.
- Komandor jest niewidomy!
Kartr stanÄ…Å‚ jak wryty. - JesteÅ› pewien?
- Smitt jest o tym przekonany. Tork mógłby mu pomóc.
My tego nie potrafimy. Rany są zbyt poważne, by starczyła pierwsza pomoc.
- No cóż, złożę raport. - Kartr ruszył w stronę statku. Miał wrażenie, że nosi ołowiane
buty. a na ramionach dzwiga nieokreślony ciężar.
Przechodząc przez śluzę wejściową zastanawiał się nad przyczynami boleśnie
odczuwanego przygnębienia. Z pewnością nie na niego spadnie brzemię dowodzenia. Jaksan i
Smitt przewyższali go rangą. Jako podoficer zwiadu znajdował się na samym dole hierarchii
Służby. Jednak ta myśl nie uspokoiła go.
- Melduje się sierżant Kartr, sir! - Stanął na baczność przed mężczyzną z
zabandażowaną twarzą, opartym o dwa zwinięte śpiwory.
- Złóżcie raport. - Rozkaz zabrzmiał tak mechaniczne, że Kartr zaczął się zastanawiać,
czy dowódca naprawdę go słyszał, lub, jeśli tak, to czy rozumiał, co się do niego mówi.
- Rozbiliśmy się na skraju pustyni. Grupa zwiadu, na szalupie, wykonała rekonesans w
kierunku północnym, wzdłuż rzeki, natrafiając na dobrze nawodniony, lesisty trakt. Z powodu
ograniczonej ilości paliwa nie mogliśmy zbytnio się oddalać, jednak znalezliśmy tereny
doskonale nadajÄ…ce siÄ™ na obozowisko.
- Jakieś ślady życia?
- Wiele zwierzyny różnych rodzajów i gatunków o niskiej inteligencji. Jedynym
śladem cywilizacji jest fragment szosy, w większości zasypanej piaskiem z powodu długiego
nieużywania. Zwierzęta nie zachowały w pamięci kontaktów z wyższymi formami życia.
- Możecie odmaszerować.
Kartr nie wykonał rozkazu. - Przepraszam, sir, ale chciałbym prosie o pozwolenie na
wykorzystanie resztek energii z silników głównych, żeby zapewnić transport&
- Silników głównych? Oszalałeś? Oczywiście, że zabraniam! Zgłoście się do Jaksana o
przydział do zespołu naprawczego.
Zespół naprawczy? Czyżby Vibor naprawdę uważał, że istniała jakakolwiek szansa na
uruchomienie Starfire a! Zwiadowca zawahał się jeszcze stojąc na progu kabiny, ale
uznawszy, że pewnie i tak nie zdoła przekonać dowódcy, przeszedł do kwatery zwiadowców,
którzy już tam na niego czekali.
- Udało się, Kartr?
- Kazał nam się zgłosić do zespołu naprawczego. Na Wielkiego Ducha Kosmosu, o co
mu chodzi?
- Może trudno ci będzie w to uwierzyć - powiedział technik łączności - ale to proste:
mamy przygotować ten złom do startu.
- Czy on nie widzi& - Kartr ugryzł się w język.
W tym sęk, dowódca nie widział w jakim stanie jest statek. Tyle, że Jaksan i Smitt
powinni byli mu to uświadomić.
Jakby czytając w jego myślach, technik powiedział: - Nie posłucha nas. Odesłał mnie,
kiedy próbowałem mu to wytłumaczyć, a Jaksan jedynie wykonuje wszystkie rozkazy.
- Dlaczego to robi? Jaksan nie jest idiotą i doskonale wie, że już nie polecimy. Starfire
jest dokładnie załatwiony.
Smitt usiadł opierając się o ścianę. Był to niski mężczyzna, szczupły i mocny, niemal
czarny od kosmicznej opalenizny. W tej chwili bardzo przypominał Fylha, z jego niemal
złośliwym brakiem zainteresowania bieżącymi sprawami. Jedyną rzeczą, którą w życiu
kochał, były urządzenia łączności. Kartr zauważył kiedyś, jak czule głaskał ich plastikową
obudowę. Ze względu na stary podział załogi na patrol i zwiadowców, Kartr nie znał go zbyt
dobrze.
- Wam łatwiej pogodzić się z myślą, że jesteśmy uziemieni - tłumaczył zwiadowcom. -
Nigdy nie byliście tak związani z tą kupą złomu, jak my. Wy działacie na planetach - my
natomiast w kosmosie. Starfire jest cząstką Vibora. On nie potrafi ot tak sobie odejść i
zapomnieć o statku. To samo Jaksan.
- W porządku. Mogę zrozumieć, że dla was, astronautów, statek znaczy coś więcej niż
dla nas - zgodził się Kartr. - Teraz jednak to już tylko wrak i nikt nie jest w stanie tego [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl