-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trzyma w objęciach?
Nie widzę mężczyzny; Szarla opiera się o brzuch ustrojonego w zdobną uprząż,
przeżuwającego wielbłąda natychmiast odpowiedziała kobieta.
Cymmerianina i wróżbitkę znowu ogarnęła wesołość, równie hałaśliwa, lecz krótsza. Inara
niespodziewanie chwyciła Conana za rękę.
O rety! jęknęła. Przybyli zbrojni, świątynni wojownicy! Nie mogą mnie tu znalezć!
Rozejrzawszy się, barbarzyńca z Północy dostrzegł zbierających się przed tarasem strażników w
bladoniebieskich tunikach. Sześciu szczupłych, sprawnych szermierzy nosiło na ramionach pochwy
z drugimi mieczami. Ustawili się w rząd po drugiej stronie ogniska i wkroczyli między gości
karawanseraju. Zatrzymywali się przy niektórych, by przyjrzeć się im dokładniej bądz zadawać
półgłosem pytania. Z każdego ich ruchu przebijało zdyscyplinowanie i pewność siebie. Jedynym
noszonym przez nich elementem zbroi były wypolerowane srebrne kaski z krótkimi osłonami na
policzki i kryzami na kark.
Inara skuliła się z wystraszoną miną za stołem, jak gdyby pragnęła stać się niewidzialna.
Nie martw się, odciągnę ich uwagę wyszeptał do niej Conan. Kiedy nadarzy się
sposobność, spróbuj się wymknąć.
Cymmerianin wstał, starannie zasłaniając ciałem wróżbitkę. Przepychając się między gośćmi,
podszedł zawadiackim krokiem do Szarli i jej towarzystwa.
Cóż, Conanie, widzę, że spotkałeś tę dzierlatkę Inarę! stwierdziła tancerka, gdy się do niej
zbliżył. Powiedz mi, jaką przyszłość przepowiedziała ci nasza zawoalowana kusicielka?
Cymmerianin przybrał gniewną minę i nie odpowiedział. Zciągnął tancerkę z kolan Memszuba,
odepchnął ją od siebie i chwycił jedwabny rękaw koszuli kupca.
Nauczysz się teraz, łotrze, że za kradzież kobiety płaci się drożej niż za porywanie wielbłądów!
zagrzmiał.
Poderwał nieszczęsnego handlarza z ławy, obrócił go dookoła, podstawił mu nogę i pchnął w
stronę stołu, gdzie trwała gra w kości. Natychmiast rozległy się wściekłe wrzaski hazardzistów,
piski kobiet i odgłosy uderzeń. Ponad zgiełkiem wznosiły się stanowcze nawoływania świątynnych
wojowników.
Zachować spokój! rozległ się surowy głos.
Odwróciwszy się, Conan ujrzał zbliżających się do niego stróżów porządku. Zrazu wydało się mu,
iż strażnicy dobyli broni, lecz zorientował się, iż wymachiwali jedynie orężem w pochwach. Młócąc
nim jak pałkami, wprowadzali ład wśród przeklinającej, okładającej się pięściami klienteli
karawanseraju.
Z łatwością poradził sobie z pierwszą parą strażników. Skoczył w bok, uchylił się przed ciosem
jednego z nich i wbił bark w żołądek drugiego. Wojownik runął z rozpędu na kolejny stolik, co
jeszcze powiększyło rozgardiasz następni rozwścieczeni goście włączyli się do bijatyki.
Trzeci ze strażników okazał się trudniejszy do pokonania. Był to szczupły szermierz o żylastych
mięśniach i kwadratowej, znamionującej karność szczęce, noszący sugerujący wyższą rangę hełm
ze złotym otokiem. Szybkimi, agresywnymi ruchami wyprzedzał ataki Cymmerianina. Zdołał nawet
sięgnąć bronią w pochwie skroni Conana, gdy ten wymijał go, by wskoczyć w gąszcz walczących.
Barbarzyńca zaczął okrążać skraj tarasu. Wpychał przy tym pomiędzy walczących biernie
przyglądających się gapiów. Niektórymi zaś z nich tarasował drogę strażnikom, którym nie
odechciało się jeszcze go ścigać. Udało mu się w ten sposób zwiększyć zamieszanie.
Nagle bijatyka ustała za sprawą jednoznacznych w swej wymowie dzwięków. Rozległ się szczęk
dobywanego miecza, okrzyk: Giń, złodzieju! , łoskot gruchotanych kości i wysoki wrzask z głębi
dławiącego się gardła.
Conan odwrócił się i zaczął przepychać między zamarłymi ludzmi, by dojrzeć, co się stało. W rogu
tarasu twarzą do podłogi leżał jeden z gości z ziejącą raną w boku. Jego wina była oczywista:
nieboszczyk dzierżył w jednej ręce krótki, zakrzywiony sztylet, w drugiej zaś wypchany pas na
pieniądze, przecięty tuż przy wciąż zapiętej złotej klamrze.
Nad trupem stał najwyższy rangą strażnik. Na drugim, lśniącym ostrzu jego miecza perliła się
świeża krew. Wojownik przewrócił stopą złodzieja na plecy, upewniając się, że już się nie poruszy,
po czym otarł ostrze wydobytą z zanadrza jedwabną chustką, którą cisnął na pierś zabitego. Kupiec
Memszub schylił się pokornie po swoją własność. Conan zdał sobie sprawę, iż niefortunnym
złodziejem był gracz w kości z przepaską na oku, którego śmierć przepowiedziała Inara.
Oto dowód, jakie są skutki buntu i nieposłuszeństwa! W imię Jedynej Prawdziwej Bogini,
macie wszyscy zachować spokój! Wojownik powiódł po tłumie wzrokiem pełnym świątobliwego
oburzenia. Nie tylko ten szubrawiec odpowiada za to, co się stało. Cudzoziemcze, nie znasz
pewnie cywilizowanych obyczajów, ale bacz na swe postępowanie w Qjarze! zwrócił się do
Conana, świdrując go lodowatym spojrzeniem.
Ty napuszony chłystku, pogromco kieszonkowców! zagrzmiał Conan. Ośmielisz się
stawić mi czoło pięściami lub mieczem, a nie czczymi słowami?!
Dosyć! Zwiątynny wojownik przerwał Conanowi tonem świadczącym, iż ma za nic jego
grozby. Zmierć jednego szubrawca powinna wystarczyć, by do rana panował tu spokój.
Podniósł chustkę, ponownie otarł miecz, schował go do podsuniętej przez podwładnego pochwy i
raz jeszcze zwrócił się do reszty gości karawanseraju: Rozejdzcie się! Zajmijcie się swoimi
sprawami!
Ku zdumieniu Conana po słowach strażnika rozległy się rzadkie okrzyki aprobaty: Chwała
Zajusowi, największemu spośród świątynnych wojowników! Chwała bogini Sadicie! Chwała im
obojgu!
Gdy goście posłusznie zaczęli wracać na swoje miejsca, Conana dobiegły szepty:
Widziałeś? Złodziej miał broń! Chciał zabić Zajusa! [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl