• [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    sma. Nic dziwnego, że wszelkiej maści wróżbici, czarodzieje i zwykli szalbierze
    lubowali się w zapisywaniu przepowiedni, tajemnych formuł i pseudomagiczne-
    go bełkotu na takim właśnie tworzywie. Dodawało ono powagi treści dokumentu,
    a przy sprzedaży windowało cenę. Papirus, nie wiedzieć czemu, był droższy od
    pergaminu, choć tańszy od skór wołowych. Ale skór wołowych używano w są-
    downictwie, czyli w obszarze usankcjonowanego zdzierstwa.
     Posłuchaj  przybrał uroczystą minę Kipancho. Rozwinął największy pa-
    sek i mrużąc oczy, odczytał:
    Zabije cię ten, co cztery skrzydła ma i postać nieludzką, wstrętem
    napawającą i nikczemną. Ogniem płonąć będziesz od ciosu, co nie
    widać go i nie słychać, mieczem odbić, ni pancerzem powstrzymać.
    %7łycie oddasz za tę, której oczu nie zapomnieć, za tę, co serca swego
    ci odmówiła. Za pannę z góry spoglądającą, co prześliczna będzie
    i co nie ciebie, a człeka stanu niskiego poślubi. Uniknięcie losu: patrz
    recepta nr 4.
    Milczeli dłuższą chwilę. Debren unikał wzroku rycerza. Patrzył na śpiącą
    dziewczynkę, na kubek z wodą, której mała nie tknęła, i stojący obok dzbanu-
    szek, do którego ktoś wsunął pęk zerwanych w rowie drobnych kwiatków.
     Receptę też kupiłeś?  zagadnął cicho. Kipancho kiwnął głową, rozwinął
    inny pasek.
    Krajów północnych nie odwiedzaj, a jeśli musisz, od stworzeń z dala
    się trzymaj magią odmienionych. Tym, co z szybkością wielką czwor-
    giem skrzydeł wymachują, z drogi ustąp. Panny, której oczu nie za-
    pomnieć, z góry spoglądającej, drugi raz nie ratuj. Drugie ratowanie
    śmierć twą nieuchronną oznacza. %7łycie oddasz, lecz wspominać cię
    będzie panna bez uśmiechu, bez wdzięczności w sercu. A ci, co sła-
    wili, kpić z ciebie będą, i wielu ludzi zawiedziesz w ich rachubach
    wielkich. Nikt wierzyć nie zechce, żeś ludzi mrowie ocalił od zguby,
    a swego zabójcę ubił. Przyjmij więc dar życia od przyjaciela swego
    i złóż oręż, bo nie dane ci zwyciężyć.
    Kipancho zwinął pergamin, wsypał paski do woreczka przy pasie.  I jak ci
    się to podoba?
    Dziewczynka poruszyła się, zajęczała przez sen. Debren podniósł leżącą obok
    bukietu ściereczkę, ostrożnie wytarł pot z czoła małej.
     Nie wierzę w przepowiednie  wzruszył ramionami.
     Nie?  zdziwił się Kipancho.  Myślałem, że czarokrążcy. . . No, nie-
    ważne. A ja wierzę.
    211
     To mętne bajdurzenie, które na wiele sposobów można tłumaczyć.
     Debren, ta przepowiednia od sławnej Damstruny pochodzi. Jednoznaczna
    jest i jasna. Czwororęki Mag z Saddamanki mnie zabije. Ogniem. Ale zdążę go
    swą bronią dosięgnąć. A że niewidzialny potrafi bywać i rozwiewa się jak mgła,
    gdy zagrożenie poczuje, to i ciała nie znajdą. Nie uwierzą, żem go dostał. No
    i dobrze. Nie dla sławy walczę. Dla niej to naprawdę robię, dla Dulnessy.
     Tu słowa nie ma o twojej Dulnessie.
     Jest. To jej sarnich oczu nie da się zapomnieć. Ona jest ową panną z góry
    spoglądającą. U rodziców w zameczku komnatę w wieży miała, a i zamek na
    wzgórzu stał.
     Większość zamków na wzniesieniach stoi. A panny dorastające w dużej
    mierze pannami właśnie dlatego do ślubu pozostają, że się im komnaty gdzieś
    wysoko przydziela, z kratą w oknie najlepiej i złymi psami na dole.
     Poślubiła człeka niskiego stanu.
     E tam. . . Przez tyle lat, przy takich cenach kruszcu, pewnie dawno dość
    zarobił, by tytuł kupić.
     Mów, co chcesz, a ja wiem swoje. I swoje będę robił. Wiesz dlaczego? Bo
    i w przepowiedni, i w recepcie na jej uniknięcie napisane jest, że Dulnessa po-
    trzebuje ratunku. Debren, ja się tysiąc razy o to modliłem! By pozwolone mi było
    moją lubą od złego ochraniać, udowodnić czynem, nie słowem tylko, że droższa
    mi jest od życia.
     Dulnessa niańczy teraz dzieci, jeśli nie wnuki, tysiące mil stąd. A ty wia-
    traki spokojnym ludziom niszczysz. Szmat kraju już zalałeś. Przez Dephol prze-
    jeżdżam jeno i krótko tu jestem, ale już za mojej bytności ceny żywności o dwie
    trzecie podskoczyły. Głód z tego będzie, z głodu rozruchy, a potem może wojna
    i mór. Tego chcesz?
     Niewiastę chcę ocalić, com jej swe życie u stóp złożył.
     I w nosie masz ofiary w ludziach?
     Ludzi pierwszy nie zabijam. Jak bronią potworów, to choć zdrajcy Wolnego
    Zwiata są, staram się rozgonić, ranić tylko.
     To hipokryzja, Kipancho. Niszcząc im system odwadniający, zabijasz wię-
    cej ludzi niż duża i krwiożercza armia. Popychasz ten kraj ku krawędzi wojny, i to
    tej najstraszliwszej, bo między władzą a ludem. Takie wojny powszechną rzezią
    się kończą.
     Może i popycham. Ale bez wielkiej chęci tych, co się potem rżną, żadne
    popychanie w wykonaniu jednego człowieka nic nie zmieni.
     Jeden człowiek  powiedział powoli Debren  czasem bardzo wiele zna-
    czy. Odstąp, Kipancho. To północny kraj, przynajmniej z irbijskiej perspektywy.
    Wracaj do siebie, bo tu zginiesz. I mnóstwo ludzi do grobu za sobą pociągniesz.
    Niewinnych. Jak ta mała choćby.
    212
     Ta mała  uśmiechnął się nieoczekiwanie Kipancho  właśnie się obu-
    dziła. Dzień dobry, panieneczko. Nie bój się.
    Dziewczynka chyba się nie bała. Debren wiedział, dlaczego. Już wtedy, po
    pierwszym spojrzeniu w wielkie, skryte w półmroku oczy. Ale pewność zyskał
    troszeczkę pózniej, gdy obudzona jękiem dziewczynki żona pompiarza wysko-
    czyła w samej koszuli spod pierzyny i przysiadła na brzegu dziecinnego łóżka.
    Zaczęła płakać, ledwie dotknęła czoła córki.
     Płacisz Def Grootowi  zwrócił się do rycerza Debren.  Mógłbyś go tu
    przywołać i nakazać, by tłumaczył?
     Płacę jako duszyście, nie tłumaczowi. A co chcesz powiedzieć tej niewie-
    ście?
     Myślę, że dziewczynka zachorowała na malarię, ale pewności nie mam.
    Chciałbym to sprawdzić. Kupiłem w mieście test. Proszek, co na ranę drobną
    sypnięty, barwę krwi zmienia.
     Chcesz jej krew odmienić?  oburzył się Kipancho, ściągając na siebie
    załzawione spojrzenie kobiety.  Co za pogańskie praktyki! Ani mi się waż!
     Nie w ciele przecież, a tylko tę kroplę, co wypłynie. Nikomu to nie zaszko-
    dzi, ale ukłucie może małą wystraszyć, więc wyjaśnić trzeba.
    Widać było, że Kipancho spośród obecnych ostatni da się przekonać do te-
    go pomysłu. Ale los uśmiechnął się do maguna. Zanim zebrał się w sobie, za-
    skrzypiały zawiasy i do izby wkroczył Def Groot. Towarzyszący mu Sansa stanął
    w progu, może dlatego, że w prowizorycznym domku nie było już miejsca, a może
    z powodu trzymanej w ręku, buzującej ogniem pochodni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl