-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zgadza się, że sporo ostatnio myślałem o przyszłości, ale to tylko dlatego,
że rysują się przede mną różne możliwości. Ale obiecuję, że teraz będę myślał
więcej o mojej żonie i o tym, jak jej sprawić przyjemność!
- No, jeśli naprawdę potrafisz tak kierować swoimi myślami, to cię
podziwiam - zaśmiała się cicho Hannah. - Ja tak nie umiem. Teraz na przykład
nie potrafię myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, że Mała Hannah wkrótce
będzie miała braciszka lub siostrzyczkę...
- No nie, nic o tym nie wiedziałem! - Na twarzy Fabiana pojawił się szeroki
uśmiech. - Będziemy teraz prawdziwą rodziną!
- Już przecież jesteśmy prawdziwą rodziną!
- Wiem, ale dwoje dzieci bardziej ożywia dom, no i może się ze sobą
bawić... Są jakby bardziej rodziną! - Fabian rozłożył ręce i roześmiał się. -
Chyba wiesz, co mam na myśli?
- Może i wiem - drażniła się z nim Hannah. Radość Fabiana była
niekłamana, ani przez moment nie dał jej do zrozumienia, że w tym momencie
jeszcze jedna gęba do wyżywienia mogłaby stanowić jakiś problem.
- Bardzo bym chciał mieć dom pełen dzieci - oświadczył Fabian i zerwał
gałązkę bażyny. - Niech mi będzie wolno ofiarować te kwiatki tej, która daje
mi w życiu tyle radości! - wsunął gałązkę za klamrę w jej włosach i nachylił się
nad nią. Kiedy Hannah położyła się, by oddać mu pocałunek, poczuła jak ciepła
jest ziemia, i jak miękkie wrzosy. Pomyślała, że ma niewiarygodne szczęście,
mając tak dobrego i czułego męża.
Fabian był szczęśliwy. Nie mógł jednak przestać myśleć o firmie i kiepskich
dochodach. Teraz będzie ich w domu więcej, nie da się niczego zaoszczędzić.
Będzie musiał znalezć jakiś sposób na wyjście z tarapatów.
- Ku naszemu obejściu zmierza jakiś jezdziec - zauważyła Hannah, opierając
siÄ™ na Å‚okciach.
- Jednego się podczas pobytu w Rudningen nauczyłem - westchnął Fabian. -
Nie sposób przewidzieć, kto i kiedy się tam pojawi, bo ludzie nieustannie
zasięgają rady u twojego ojca albo u Knuta.
- Masz rację. Ten tam to też pewnie ktoś po poradę. Na wpół leżąc, patrzyli
w dół na obejście. Widzieli, jak przybysz zsiada z konia i jak Ole wychodzi mu
na spotkanie. Widzieli, jak obaj mężczyzni schodzą w dół do potoku, i jak Ole
coś mu pokazuje i tłumaczy. Tam, gdzie potok był głębszy i gdzie chłodzono
kanki z mlekiem stanęli, i przez dłuższy czas o czymś rozprawiali. Aapa
podbiegł, by się przywitać, ale raz pogłaskany, zaraz pobiegł dalej.
- Wygląda mi to na rozmowę w cztery oczy - Hannah wyciągnęła się leniwie
i zamknęła oczy, a Fabian zaczął ją łaskotać zdzbłem trawy po czole. Hannah
cieszyła się, że ojca znów odwiedzają ludzie: przez pewien czas po jego ataku
serca trzymali się z dala, a on z tego powodu czuł się nieswojo. Teraz jednak
ruch był jak dawniej.
- Twój ojciec to mądry człowiek - Fabian pomyślał o swojej rozmowie z
Olem i propozycji przeprowadzenia się do Sorholm. Zanim teść z nią wystąpił,
niewątpliwie gruntownie ją przemyślał. Przybysz tam, w dole, z pewnością
mógł liczyć na dobrą radę.
Ole i lensman zatrzymali się przy potoku za obejściem. Stanęli tam nie bez
powodu: szmer wody sprawiał, że ich rozmowę trudno było podsłuchać. Ole od
razu wyczuł, że lensman przyjechał z jakąś konkretną sprawą, ale mężczyzna
przez dłuższy czas nie zdradzał, z jaką. Wypytał o wszystkich domowników, o
skutki powodzi dla Rudningen, o powodzenie srebrnych wyrobów Áshild, a
potem o drapieżniki w górach.
Ole odpowiadał spokojnie, sam od czasu do czasu zadając jakieś pytanie, by
rozmowa nie stała się wymuszona.
- A jak tam nasi nowożeńcy? - Lensman spojrzał ku chałupie, przed którą
wyszła Emilie, by wylać miskę brudnej wody.
- Myślę, że niezle. Trochę czasu potrwało, zanim oni i my przywykliśmy do
nowego podziału zajęć, ale teraz już jest dobrze.
- Co za niezwykły przypadek, że Knut wyciągnął pastorową spod lawiny -
ciągnął lensman. - I to w dzień swojego wesela! A co tam u niej?
- Z tego, co wiem, całkiem niezle. - Idąc wzdłuż potoku, Ole odszedł nieco
dalej od chałupy, a lensman poszedł za nim. - Już nie leży w łóżku i coraz
częściej wychodzi.
- Aha. Ale słyszałem, że mocno uderzyła się w głowę...
- Naprawdę? No cóż, to możliwe. - Ole spojrzał na lensmana pytającym
wzrokiem.
- Tak mocno, że być może... trwale sobie coś uszkodziła.
- To znaczy? - Ole nie bardzo rozumiał, do czego gość zmierza.
- %7łe nie potrafi jeszcze myśleć jasno... rozsądnie.
- Czyżby pan lensman widział się z Emmą?
- Nie, pastorowej nie spotkałem - chrząknął lensman. - Ale ostatnio zajechał
do mnie pastor.
- Czyżby przypadkowe spotkanie? - Tymi pytaniami Ole przyciskał trochę
lensmana do muru, ale przecież tamten w tej właśnie sprawie przyjechał.
- Tak przynajmniej wyglądało.
- No i opowiedział, jak czuje się Emma?
- Tak. - Tu lensman zrobił przerwę. - Wygląda na to, że nie najlepiej.
- A konkretnie?
- Pastor był wyraznie zmartwiony.
- Martwił się o żonę, czy o coś innego? - Ole miał już pewne podejrzenie, o
co lensmanowi chodzi, gość musiał jednak to sam jakoś wyartykułować: Ole
ani myślał go w tym wyręczać.
- Różnymi rzeczami. Martwił się, bo zauważył, że żona ma trochę zmącone
myśli. Stwierdził, że ona nie potrafi oddzielić... wrażeń od konkretnych
wydarzeń. Zapomina, jest trochę nieobliczalna...
- Na tyle, że cierpi na tym rodzina? - Ole potarł sobie szyję i spojrzał na
drugą stronę doliny. Wysoko na zboczu widział tam dwie postacie. To, co
mówił lensman zupełnie nie zgadzało się z tym, co opowiadała Hannah po
wizycie u przyjaciółki.
- Najwyrazniej. Pastor był smutny i tym wszystkim bardzo zmęczony. Boi
się, że żona może zrobić coś głupiego... - Urzędnik spojrzał uważnie na Olego, [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl