-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wieczoru w Fergeoset, ale tak się naprawdę stało. Udało jej się na tyle rozluznić ciało i myśli,
by sen mógł pochwycić ją w objęcia.
Kiedy noc przeszła w szary świt, obudziła się na moment. Dookoła rozlegało się wycie
wichru, pędzącego przez dolinę i zamierającego gdzieś w oddali.
Ale wydało jej się, że wśród świstów wiatru usłyszała krzyk. Przeciągły, pełen skargi krzyk
jakby śmiertelnie przerażonego człowieka.
Potem znów zapadła cisza.
86
ROZDZIAA VIII
Młody, żądny kariery Olsen miał trudności z zaśnięciem.
I on także wsłuchiwał się w wiatr, zawodzący między chatami. Największy był hałas tuż przy
jego ścianie. Mocne uderzenia wdzierały mu się w uszy w nierównym rytmie tak, że nie mógł
usnąć.
Przeklęty hałas! Olsenowi nie pozostawało nic innego, jak wstać i zlikwidować jego zródło.
Oni śpią twardo niczym susły, jakby pozbawieni byli zwykłych ludzkich zmysłów, pomyślał ze
złością. Wymknął się po cichu i otworzył skrzypiące drzwi.
Na dworze było zimno, ponuro i wietrznie. Wietrznie to oczywiście słowo zbyt łagodne, wiatr
dmuchał z taką siłą, że przycisnął Olsena do ściany. Miał wrażenie, że ktoś przybił mu do
belek skórę i ubranie. Zwit wstawał mroczny, jakby zaczarowany. Na ogół mocno obiema
nogami trzymający się ziemi Olsen poczuł dreszcz niepokoju na plecach.
Stłumił pragnienie, by schować się do środka, i przeszedł za węgieł. Na ścianie wisiała stara
drewniana balia i to ona była sprawczynią piekielnego hałasu. Olsen gniewnym
szarpnięciem ściągnął ją na ziemię. Mocno wisiała na kołku, zresztą inaczej przez tak długi
czas nie odpierałaby ataków wichru.
Wrócił do drzwi, ale zatrzymał się z dłonią na klamce. Nie zauważył nawet, że balia
tanecznym jakby ruchem przesunęła się po trawie i z głuchym uderzeniem zatrzymała
dopiero na ścianie sąsiedniej chałupy.
Przeklęty lensman Sveg, zawsze tak go upokarzał! Drwił zeń w obecności innych! Z niego,
Olsena, który sto razy lepiej niż lensman znał się na przestępstwach i na metodach
rozwiązywania zagadek! Nauczył się tego czytając, a Sveg na pewno nigdy nawet nie
otworzył żadnej książki!
Teraz Olsen stanął przed swoją szansą. Mógł rozwikłać zagadkę brakteatu i zmarłych, a
także zaginięcia narzeczonego Adele. Zobaczą, na co go stać, rozdziawią gęby ze
zdziwienia, jak bardzo inteligentny jest on, Olsen, i jacy oni wszyscy byli głupi.
Adele będzie patrzeć na niego z zachwytem.
Tylko jak zabrać się do dzieła?
Miał pewną teorię. Był zdania, że Monen Hjonsberg w taki czy inny sposób poniósł śmierć
gdzieś tutaj niedaleko. Musi znajdować się w wiosce, pewnie w którejś z chat. Może jakiś
dach się nad nim zawalił?
To jednak nie wyjaśniało sprawy trupa znalezionego w jeziorze.
87
Olsen musi wykazać się teraz przebiegłością, musi myśleć...
Niełatwo było jednak rozumować logicznie w okolicznościach tak niepojętych, tak
irracjonalnych. Olsenowi bardzo nie podobał się ten nadprzyrodzony element. Przewoznik.
Ale przecież sam na własne oczy widział...
On jednak już zniknął, zapadł się pod wodę. Z jego strony nic im nie groziło.
Brakteat... Livor powiedział, że jest ich wiele.
Na pewno ukryte były w jednej z chat.
Najlepiej będzie zacząć od przeszukiwania chałup. Rozejrzy się za Mortenem Hjonsbergiem
i za brakteatami.
Kiedy zaczął iść, wiatr znów nim targnął, ale młodzieniec zdołał dobrnąć do najbliższej
chaty.
Było to właściwie zwałowisko drewnianych bali, bez wyjścia czy okna. Olsen obszedł je
wokoło i stwierdził, że nic tu nie może być ukryte.
Szedł dalej przez wioskę, zajęty swoimi myślami, przekonany, że sam zdoła rozwiązać
zagadkę, bez mieszania w to upiorów czy trolli, o których bredzili inni.
Boginki? Upiory? Nonsens!
Doszedł do zwalonej chałupy, zapadniętej tak, że boczne ściany dotykały do siebie, tworząc
szpic. Tu dało się wejść do środka i Olsen z zadowoleniem pomyślał, że tak dzielnie naraża
życie ze względu na Svega. No, przynajmniej częściowo ze względu na Svega.
Chyba jednak ta chata nie skrywała niczego ważnego. Pokonał chęć ucieczki i dostojnie,
powoli wyszedł przez nadzwyczaj niskie drzwi.
Tak badał chatę za chatą...
Kiedy przeszukał już połowę, stanął przed kościołem.
Choć okna ziały pustką, a z drzwi sypało się próchno, mały drewniany kościółek zachował
się w niezłym stanie. Po krótkiej chwili wahania wszedł do środka.
Wewnątrz panował mrok. Nie było tu żadnych ławek, ale ołtarz stał na swoim miejscu.
Czy też...?
Był to najdziwniejszy ołtarz, jaki zdarzyło mu się w życiu widzieć i co, na miłość boską,
mogło znaczyć to tam? I co to tak... świeciło? Oczy?
88
Olsen stanął jak wryty na środku kościoła. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl