• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    ten bałagan powstał z mojej winy. Dlatego tak mi zale\ało, \eby go usunąć.
    Och, a fakt, \e byłam w nim zakochana? Taak, to te\ nie było bez znaczenia.
    W ka\dym razie tym się właśnie zajmowaliśmy, kiedy wrócili rodzice Jacka:
    słuchaliśmy bajania ojca D na temat odpowiedzialności i uprzejmości w kontaktach z
    nie\yjÄ…cymi.
    Kiedy państwo Slaterowie w towarzystwie Paula weszli do pokoju, ojciec
    Dominik umilkł. Oni z kolei przerwali rozmowę o swoich planach co do kolacji i
    stanęli w drzwiach, patrząc na nas zdumieni.
    Paul otrzÄ…snÄ…Å‚ siÄ™ pierwszy.
    - Suze - odezwał się z uśmiechem - co za niespodzianka. Sądziłem, \e jesteś
    chora.
    - Przeszło mi - powiedziałam, wstając. - Proszę państwa, Paul, to jest, hm,
    dyrektor mojej szkoły, ojciec Dominik. Był tak miły, \e mnie tutaj podwiózł, abym
    mogła, hm, odwiedzić Jacka...
    - Bardzo mi miło. - Ojciec Dominik podniósł się szybko. Jak ju\
    wspomniałam, jeśli chodzi o ojca D, jest na co popatrzeć. Wywiera du\e wra\enie,
    całe metr osiemdziesiąt. Nie wygląda na typa, którego nie byłoby przyjemnie zastać w
    swoim pokoju hotelowym w towarzystwie ośmioletniego syna i jego opiekunki, a to
    ju\ o czymś świadczy.
    Kiedy państwo S usłyszeli, \e ojciec D jest związany z Misją Junipero Serry,
    stali się bardziej otwarci i zaczęli opowiadać o swojej podró\y i wra\eniach. Chyba
    nie chcieli, by pomyślał, \e nale\ą do łudzi, którzy przyje\d\ają do miasta otoczonego
    skrawkiem Ameryki o historycznym znaczeniu, a następnie spędzają czas wyłącznie
    na grze w golfa i piciu szampana z sokiem pomarańczowym.
    Podczas gdy rodzice gawędzili z ojcem D, Paul zbli\ył się do mnie, szepcząc:
    - Co robisz dzisiaj wieczorem?
    Zastanawiałam się, czy nie powiedzieć mu prawdy:  Och, nic takiego.
    Zamierzam tylko wyegzorcyzmować swoją duszę, \eby móc się przespacerować po
    czyśćcu, szukając ducha zmarłego kowboja, który mieszkał kiedyś w moim pokoju .
    Ale to by zabrzmiało trochę nonszalancko albo jak wymówka wymyślona na
    poczekaniu. Coś w rodzaju:  muszę umyć włosy zamiast  odczep się . Wobec tego
    powiedziałam:
    - Mam pewne plany. Na to Paul:
    - To marnie. Miałem nadzieję, \e przejedziemy się nad Big Sur, obejrzymy
    zachód słońca, a potem mo\e coś przekąsimy.
    - Przepraszam - powiedziałam z uśmiechem. - Brzmi wspaniale, ale, jak ju\
    mówiłam, mam pewne plany.
    Większość chłopaków w tym momencie zmieniłaby temat, ale nie Paul.
    Wyciągnął nawet rękę i objął mnie obojętnym gestem... jeśli taki gest mo\na wykonać
    obojętnie. A jednak, w jakiś sposób mu się udało. Mo\e dlatego, \e pochodzi z
    Seattle.
    - Suze - powiedział, zni\ając głos tak, aby nikt go nie usłyszał. Zwłaszcza
    młodszy brat, który wyraznie podsłuchiwał, wyciągając szyję w naszą stronę. - Jest
    piątek wieczór. Pojutrze wyje\d\amy. Mo\e nigdy się ju\ nie zobaczymy. Nie daj się
    prosić. Rzuć pieskowi kość, dobrze?
    Niezbyt często uwodzi mnie jakiś chłopak. W ka\dym razie nie taki
    przystojniak jak Paul. Większość chłopaków, którym podobałam się od czasu
    przeprowadzki do Kalifornii... Có\, miewali powa\ne problemy rzutujące na naszą
    znajomość, jak na przykład długoletni wyrok za morderstwo.
    No więc to było dla mnie coś nowego. Byłam pod wra\eniem. Choć wcale
    tego nie chciałam.
    A jednak nie byłam kretynką. Nawet gdybym nie kochała innego, Paul Slater
    nie był stąd. Aatwo chłopakowi, który za parę dni wyje\d\a, zamącić dziewczynie w
    głowie. Jasna sprawa, \e do niczego nie musi się zobowiązywać.
    - Rany - mruknęłam. - To takie miłe, ale ja naprawdę mam inne plany.
    Wysunęłam się spod jego ramienia i wpadłam w słowo doktorowi Slaterowi,
    który właśnie opisywał szczegółowo dzisiejsze wyniki gry w golfa:
    - Ojcze D, czy mo\e mnie ojciec odwiezć?
    Ojciec Dominik zgodził się, naturalnie, po czym wyszliśmy. Zauwa\yłam, \e
    Paul łypie na mnie krzywo, kiedy się \egnaliśmy, ale uznałam, \e jest zły, bo
    odrzuciłam jego zaproszenie na kolację.
    Nie pomyślałam, \e powód mo\e być zupełnie inny. W ka\dym razie nie
    wtedy. Chocia\, oczywiście, powinnam była. Naprawdę powinnam.
    Tak czy inaczej, ojciec Dominik przez całą drogę robił mi wymówki. Gniewał
    się na mnie bardziej ni\ kiedykolwiek przedtem, a wiele razy miałam okazję nadu\yć
    jego cierpliwości. Byłam ciekawa, jak się domyślił, \e jestem w hotelu, a nie w
    redakcji, gdzie jak mu wmawiałam, miałam pomóc Cee Cee napisać artykuł. On
    stwierdził, \e to nie było trudne: Cee Cee jest szóstkową uczennicą i nie trzeba jej
    pomagać w napisaniu czegokolwiek. Zawrócił samochód, a kiedy odkrył, \e odje-
    chałam dziesięć minut wcześniej, zastanowił się, dokąd by się udał w podobnych
    okolicznościach.
    - Hotel wydawał się oczywistą opcją - powiedział ojciec Dominik,
    podje\d\ając pod mój dom. Stwierdziłam z ulgą, \e tym razem nie stoją przed nim
    \adne karetki. Rosły tylko cieniste sosny i słychać było brzęczenie radia, które Andy
    wyniósł na podwórko. Senny letni wieczór. Nie taki wieczór, z którym kojarzyłoby się
    słowo  egzorcyzmy .
    - Nie jesteś - ciągnął ojciec D - całkiem nieprzewidywalna, Susannah.
    Mo\e i jestem przewidywalna, ale to zdaje się podziałało na moją korzyść,
    poniewa\ zanim wysiadłam z samochodu, ojciec D powiedział jeszcze:
    - Wrócę o północy, \eby cię zabrać do Misji. Spojrzałam na niego zaskoczona.
    - Do Misji? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl