• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    mi się Konfucjusz i robię jedyną możliwą rzecz w tej sytuacji.
    - Czy lubi pan to, co piszę? - pytam.
    - To nie ma nic do rzeczy - odpowiada. - To ja zadaję panu pytania, a nie odwrotnie.
    - A właśnie że ma. Nie pozwala mi pan dokończyć myśli. Konfucjusz powiedział:
    „Jeśli to możliwe, zawsze wyrażaj się jasno”. Pójdźmy więc za tą radą i ustalmy jedno: czy
    podoba się panu to, co piszę?
    - Nie, nie podoba mi się. Przeczytałem tylko dwie książki, były okropne.
    - OK, możemy kontynuować.
    Teraz wiadomo, na czym stoimy. Widownia oddycha z ulgą, powietrze elektryzuje się,
    wywiad zamienia się w rzeczową dyskusję i wszyscy, łącznie z Feltonem, są zadowoleni z
    rezultatu.
    Pianista w centrum handlowym
    Chodzę rozkojarzony po centrum handlowym w towarzystwie znajomej skrzypaczki.
    Urszula pochodzi z Węgier i obecnie jest gwiazdą dwóch międzynarodowych filharmonii.
    Nagle chwyta mnie za ramię:
    - Posłuchaj!
    Nadstawiam uszu. Słyszę głosy dorosłych, krzyki dzieci, dźwięki dobiegające z
    telewizorów w pobliskim sklepie ze sprzętem elektronicznym, stukanie obcasów o kamienną
    posadzkę, czyli dobrze znaną i wszechobecną muzykę rozbrzmiewającą we wszystkich
    centrach handlowych na świecie.
    - Czyż to nie wspaniałe?
    Mówię, że nie widzę w tym nic nadzwyczajnego ani wspaniałego. Ona na to:
    - Fortepian! - I patrzy na mnie z wyrzutem. - Ten pianista jest wspaniały!
    - To pewnie jakieś nagranie.
    - Niemożliwe.
    Wsłuchuję się uważniej i przyznaję, że muzyka grana jest na żywo.
    Ktoś gra sonatę Chopina i gdy wreszcie udaje mi się skoncentrować, dźwięki
    instrumentu wybijają się z otaczającego nas zgiełku. Przemierzamy pasaże pełne ludzi,
    sklepów, promocji, rzeczy, które - zgodnie z reklamą - ma każdy, oprócz ciebie i mnie.
    Dochodzimy do części restauracyjnej. Ludzie jedzą, rozmawiają, dyskutują, czytają gazety.
    Jest też atrakcja, którą centrum handlowe przygotowało dla swoich klientów.
    Artysta muzyk i fortepian.
    Gra dwie sonaty Chopina, potem Schuberta i Mozarta. Ma nie więcej niż trzydzieści
    lat. Tabliczka ustawiona obok małej sceny wyjaśnia, że jest słynnym pianistą z Gruzji, jednej
    z byłych republik radzieckich. Pewnie szukał pracy, wszędzie mu odmawiano, stracił
    nadzieję, zrezygnował, w końcu wylądował tutaj.
    Jednak mam wątpliwości, czy rzeczywiście jest obecny. Zdaje się mieć przed oczami
    inny, magiczny świat, w którym powstały grane przez niego utwory. Poprzez grę dzieli się
    miłością, swoją duszą, radością, wszystkim, co w nim najlepsze; latami nauki, wytężonej
    pracy i żelaznej wprost dyscypliny. Nie mogę pojąć jednego: że nikt, dosłownie nikt nie
    podszedł, by go posłuchać. Ludzie przyszli tu kupować, jeść, rozerwać się, obejrzeć wystawy,
    spotkać się z przyjaciółmi. Obok nas przystaje rozmawiająca głośno para, która po chwili
    idzie dalej. Pianista tego nie widzi, wciąż rozmawia z aniołami Mozarta. Nie zdaje sobie też
    sprawy, że ma publiczność składającą się z dwóch osób, z których jedna, utalentowana
    skrzypaczka, słucha go ze łzami w oczach.
    Przypomina mi się pewna kapliczka, w której natknąłem się na dziewczynę śpiewającą
    dla Pana Boga. Ona jednak była w kaplicy, to miało jakiś sens. W tym przypadku nikt nie
    słucha, nawet Pan Bóg.
    Nieprawda. Bóg zawsze słyszy. Bóg objawia się poprzez duszę i dłonie tego
    człowieka, który daje nam to, co ma najlepszego. Nieważne, czy ktoś go doceni, nieważne, że
    za swoją grę dostaje pieniądze. Gra tak, jakby się znajdował w mediolańskiej La Scali lub w
    paryskiej operze. Gra, ponieważ to jest jego przeznaczenie, radość i powód, dla którego żyje.
    Zaczynam odczuwać wobec niego wielki szacunek, szacunek wobec człowieka, który
    przypomniał mi najważniejszą prawdę: każdy z nas ma do wypełnienia swoją własną historię.
    Koniec, kropka. Nieważne, czy ktoś nas wspiera, krytykuje, ignoruje, toleruje - robimy coś,
    bo takie jest nasze przeznaczenie tu na ziemi i to jest właśnie źródło naszej radości.
    Pianista kończy kolejny utwór Mozarta i po raz pierwszy zwraca na nas uwagę.
    Dyskretnie pozdrawia nas wytwornym skinieniem głowy, odpowiadamy tym samym. Jednak
    po chwili wraca do swego raju i może lepiej go tam zostawić, by nie zraniło go nic z tego
    świata, nawet nasze nieśmiałe oklaski. Ten człowiek powinien być dla nas wszystkich
    przykładem. Gdy wydaje nam się, że nikogo nie obchodzi, co robimy, pomyślmy o pianiście.
    Przez swoją pracę rozmawiał z Bogiem, reszta nie miała żadnego znaczenia.
    W drodze na Targi Książki w Chicago
    Leciałem z Nowego Jorku do Chicago na Targi Książki organizowane przez American
    Booksellers Association. W przejściu samolotu stanął chłopak.
    - Potrzebuję dwunastu ochotników - powiedział. - Po wylądowaniu dam każdemu
    różę.
    Zgłosiło się wiele osób, między innymi ja, ale nie zostałem wybrany.
    Mimo to postanowiłem za nimi pójść. Kiedy wylądowaliśmy, chłopak wskazał
    dziewczynę, która czekała w holu lotniska O'Hare. Każdy pasażer po kolei wręczył jej różę.
    Na końcu podszedł chłopak i przy wszystkich poprosił ją o rękę. Został przyjęty.
    Stojący obok mnie steward powiedział:
    - Odkąd pracuję na tym lotnisku, to najbardziej romantyczna rzecz, jaka się tu
    zdarzyła.
    O kijkach i regułach
    Jesienią 2003 roku spacerowałem późną nocą po centrum Sztokholmu. Gdy
    zobaczyłem starszą panią idącą z kijkami narciarskimi, najpierw pomyślałem, że pewnie
    uległa kontuzji, ale po chwili zauważyłem, że maszeruje szybko, rytmicznie, jakby posuwała [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl