-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poznaczonych siecią dróg obszarów zajmowanych przez stalowe zakłady
przemysłowe, miasto wdzierało się nieustępliwie w granice wody. Cały olbrzymi
kompleks portowy ciągnął się wzdłuż płaskiego brzegu. Statki wszelkiego tonażu
stały przycumowane w wielkich dokach.
- Nie wiedziałam, że Chicago to tak ogromny port - zdziwiła się Sara.
Jechali teraz główną szosą, brzegiem jeziora. Od Lake Point Tower na wschodzie, do
centrum Johna Hancocka na zachodzie, droga była świadectwem potęgi cywilizacji,
które pozwalało miastu pretendować do tytułu największego i najnowocześniejszego
w kraju.
- Imponujące, co? - Rozweselony Kirk patrzył, jak dziewczyna kręci się na wszystkie
strony, by lepiej wszystko zobaczyć.
-I co, chciałabyś tu mieszkać? Rzuciła mu szybkie spojrzenie, starając się nie wy-
czytać zbyt dużo z jednego krótkiego pytania.
- Miasto jest tak ogromne, że czułabym się w nim jak krasnoludek - odpowiedziała.
Roześmiał się i pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym pochylił się do przodu,
dając kierowcy znak, by wracał.
Przez następnych dwadzieścia minut, jadąc w kierunku północno-wschodnich
dzielnic miasta, Sara rozglądała się, usiłując uchwycić każdy szczegół zadziwiającej
panoramy. Zwiedziła większą część Europy, lecz w Chicago czuła się całkowicie
obco. Było budzące grozę, czasem piękne, ale z pewnością nie brytyjskie i odległe o
miliony lat świetlnych od Szkocji i Ravenscraig.
Kirk zarezerwował miejsca w hotelu Belvedere w dzielnicy Laop w północno-
zachodniej części miasta. Gdy wchodzili do oszklonego foyer głównego budynku,
Sara znów poczuła zdenerwowanie. Ich bagaże zostały zaniesione do pokoi, a Kirk
zaproponował drinka przed udaniem się na górę.
- No i co myślisz o Chicago? Czy zdążyłaś już wyrobić sobie opinię o mieście? -
spojrzał na nią pytająco i uniósł kieliszek do ust. Milczała przez chwilę.
- Londyn jest zupełnie inny - powiedziała w końcu. - Też mamy wysokie budynki, ale
są one karłami w porównaniu z tutejszymi drapaczami chmur. W Chicago domy
przytłaczają swoją wielkością, człowiek czuje się tu bardzo mały.
Pionowa zmarszczka przecięła jego czoło, więc Sara szybko dodała:
- Nie chciałam krytykować, miasto jest na swój sposób piękne.
Kirk pokiwał głową.
- Właściwie niewiele dotąd widziałaś. Niedaleko stąd jest parę pięknych parków.
Kiedyś mówiono o Chicago "miasto ogrodów". Nawet jego dewiza brzmi "urbs in
horto". Na początku ulice budowano tak szerokie, aby można było posadzić jeszcze
drzewa, ojcowie miasta bardzo troszczyli się o zieleń. Wieczorem, kiedy pójdę na
uniwersytet, możesz wziąć taksówkę i wybrać się na wycieczkę po okolicy. Ja muszę
się dziś spotkać z paroma osobami.
- Dobrze - powiedziała, ale już z mniejszym entuzjazmem.
Myśl o samotnym spędzeniu pierwszego wieczoru w obcym mieście przerażała ją, ale
mimo to uśmiechnęła się do niego promiennie wiedząc, że zależy mu, by była
zadowolona z wycieczki.
Po drinku pojechali windą na siódme piętro i udali się do swych pokoi, żeby wziąć
szybki prysznic i zdrzemnąć się przed obiadem. Sara od razu zauważyła drzwi
łączące ich sypialnie, ale oparła się pokusie naciśnięcia klamki obawiając się, że
Kirk to zauważy. Patrzyła na nie pełna lęku, czy przypadkiem się nie otworzą,
podczas gdy ona będzie zdejmować z siebie ubranie. Z przyjemnością weszła pod
prysznic.
Przez całe dziesięć minut obracała się pod orzezwiającym strumieniem.
Rozprowadziła po ciele zielony żel, a potem spłukała pianę. Wyszła zza zasłony i
zaczęła się energicznie wycierać jednym z białych tureckich ręczników. Zanurzyła
się w bawełnianą pościel i zamknęła oczy.
Obudziła się dokładnie piętnaście minut przed godziną spotkania z Kirkiem.
Wyskoczyła szybko z łóżka, spryskała się swoją najlepszą wodą toaletową, nałożyła
koronkowy stanik i majteczki w cielistym kolorze, naciągnęła rajstopy i wsunęła
stopy w białe skórzane sandały na bardzo wysokiej szpilce. Następnie narzuciła na
siebie białą sukienkę z jedwabiu mieniącego się wplecionymi bladobłękitnymi nitka-
mi. Wąski złoty pasek, złota bransoletka na prawym nadgarstku i para złotych
kolczyków w kształcie obręczy uzupełniały kreację.
Po raz pierwszy odkąd opuściła Wielką Brytanię, poczuła się zupełnie odprężona i
pewna siebie. Szła przez zatłoczoną jadalnię w kierunku, który wskazywała jej
podniesiona ręka na końcu sali. Kirk powstał na jej powitanie, za co nagrodziła go
olśniewającym uśmiechem. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl