-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Albowiem w czarnej ścianie ja sam, zła moja dolo,wrośnięty w kamień leżę.
Będę bił niestrudzenie, aż rozwarte oczy wykuję, aż obuchem zwalę w puste piersi ka-
mienne.
Uderzę samego siebie oczyma w martwe oczy i konającą dłonią pochwycę puste kamienne
piersi.
53
VIII
Słyszy nad sobą znajomy głos:
Udały...
Zadrżał w sobie rzekomo ziemia, kiedy ma ogień z głębiny wyrzucić, zakipiał jako morze
od wichru. GÅ‚os... Podniesie oczy.
Nad nim Mściw z puszczy. Twarz Mściwa mądra, zimna, posępna. Rzecze:
Przychodzę cię nawiedzić, Udały Walgierzu.
Witaj, gościu, co godność moją pamiętasz.
Bogowie z tobÄ…!
Iz tobą, gościu.
W złej cię nawiedzam doli.
W istocie, jestem ubogi, gdyż odwróciły się losy moje. Ale siądz, gościu, i spocznij w
dziedzinie mojej.
Nie twoja to już, bracie, dziedzina.
Czyjaż, o bracie?
Mojego i twego pana, Wiślimierzowa. Zapadł w milczenie Walgierz Udały. Pochylił
głowę, zamknął powieki. Zda się gościowi, że więzień śpi. Czas mija.
Rzecze Mściw:
Nadaremnie, nadaremnie trwasz w uporze.
Trwam.
Jakież twe życie!
%7Å‚yjÄ™.
Zapomnij, przyjacielu, o tym, co nigdy już, przenigdy nie wróci.
Jużem, przyjacielu, o tobie zapomniał i twoje imię już nigdy, przenigdy na wargi moje
nie wróci.
Harda twa mowa.
Harda jest mowa kajdaniarzy.
Ta to hardość bezrozumna mocno cię trzyma w skoblach i klubach.
Ciebie by pęta czterykroć mocniejsze nie utrzymały, giermku Wiślimierzowy.
Słuchaj mię! Potężny jest Wiślimierz. Naszedł przez sługi swe i włodarze dziedzictwo
moje w borach. Otoczył tyn mój tynem straszliwym zbroić. Ile w tynie słupów, tyle chłopów
przepotężnych wokoło postawił. A w jednej ręce sprawca ich miał kajdany z żelaza, w drugiej
dary ze złota, twojego, bracie, skarbu ozdoby. Więc mi rozum męski nakazał przyjąć dary,
uchylić czoła. Cóżem miał czynić, powiedz sam?
Jużeś, zdrajco, powiedział.
Odszedł Mściw.
Snuje samotnik własną myśl, tkankę pajęczą. Spływa na myśli swej w jaskinię wewnętrz-
nej ciemności jak pająk na nici swej:
Ach, cóż jest czyn?
Jakże nędzny jest czyn!
Czyn jest nikczemny, czyn jest dostępny dla draba i zbira, któremu sprawca drogę i cel
wskazuje.
54
Król polski niezwyciężony, którego cesarz udusić w żelaznych ręku nie może, zląkł się bo-
sego biskupa. A biskup słaby był jak gąsię w lipcu, jak mucha na jesieni.
Czegóż się zląkł przepotężny? Chudej ręki bezsilnej, gdy się dzwignęła, oczu łzami zasło-
nionych, gdy wejrzały...
Snuje więzień wątłą nić swoją:
Straszny jest widok cierpienia. Niezwyciężoną jest zemsta krwi przelanej. Aamie krzywda
miecz i trzaska w drzazgi puklerz. Boi się Wiślimierz moich bezsilnych rąk, lęka się mojego
jęku nocnego, drży, kiedy wzdycham.
55
IX
Wolno z wysokości wierzchnicy zstępuje Cudna. Sama jedna po stopniach idzie. Skiero-
wała ciche kroki w więżniowy kąt. Senne, jedwabne słychać stąpanie, łagodne jak szelest
pajęczej, szkarłatnej pawłoki, co ciało jej królewskie przesłania. Oczy żony wyniosłe, brwi
zwiedzione, na ustach nie masz uśmiechu. Spojrzała w oczy nędzarza. Słowo słychać:
AaskÄ™ przynoszÄ™.
A gdy ów milczy, grozne pada ostrzeżenie:
Jeśli będziesz milczał, odejdę. A odejdę na zawsze. Proś mię, a może łaskę uproszoną
zleję na czoło twoje.
Dusi się rycerz błotem słów, szlocha w sobie, tarza się w barłogu hańby. Aż, przezwycię-
żony od długiej nędzy, wymówi:
Aaski!
Masz zniżyć głowę do stóp. Na znak.
Zniżę głowę.
Wyrzeczesz się przeminionej sławy i snu o sławie. Spojrzał w nią Walgierz krwawymi
oczyma. We wzroku jego na nowo kiścienie ze żmij, w zimnym uśmiechu
strzała zatruta ciemierem.
Cóż mi dasz pyta za przeminioną sławę moją? Za co kupisz mój ostatni o niej sen?
Będziesz spuszczony z łańcucha.
Będę spuszczony...
Rozwidnią się nad tobą dni szczęśliwe: pójdziesz za kute drzwi bez straży w ogród we-
wnętrzny.
Pójdziesz sam jeden w przechadzki chłodne, obrosłe krzewem kaliny, któreś rękoma dla
mnie sadził. Wspomnisz tam dzieje naszej miłości... Spojrzysz w ogromne niebo świętej Po-
gody, w puste, szerokie, usłane chmurami, zobaczysz, jak się na krajach ziemi opiera. Będą
nad tobą korony drzew... Posłyszysz, jak szeleszczą dostałe trawy w samotni twego ogrodu,
gdy go nawiedza cichy wiatr i ciepły deszcz...
Chichocze Walgierz, śmieje się głucho:
Posłyszę, jak szeleszczą...
Straż cię w okowach powiedzie na basztę zamku. Z przeziorów między belkami i z wi-
dzierów dachowych ujrzysz głuche, zadumane bory po górach, święte buki po szczytach i
szare daleko grzebienie skalnych osypisk. Spojrzysz we Wisłę kochaną, jak spomiędzy lasów,
srebrnobiała, kręgiem, półkolem wypływa, jak się u skał falisto zatacza i cicho w puszczy
ginie zielonej...
Cóż ci mam dać za jej widok?
Oddasz mi, władczyni swej, i Wiślimierzowi, panu swojemu, pokłon powinny. Gdy ka-
żemy, pójdziesz jak wierny sługa i jako włodarz w orszaku. Będziesz u stołu pańskiego obfi-
cie jadł i będziesz tęgie wino pił, ile wola...
Duma Walgierz głęboko. Chwieje się jego głowa tam i sam.
Przysięgę złożysz na wieczny czas za siebie i za syna, gdybyś go miał z poddanki naszej.
A będziesz w poczcie sług jeden z najpierwszych. Przed Mściwem z puszczy staniesz i krok
trzymać będziesz w orszaku. Zciska Walgierz głowę swą żelazem oków. Proporzec pański
56
poniesiesz i miecz potrzymasz. Strzemię podasz wsiadającemu na koń. I zstąpi na cię łaska [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl