• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - Co tu się stało, córko?
    - Ja ci powiem! - huknął Bartholomew. - Któryś z tych szkockich drani zakradł
    się do zamku i porwał moją siostrę! - Zatknął sztylet za pas. - Sprowadzę ją do
    domu!
    Nie da się opisać wściekłości Barta, kiedy zobaczył sztylet wbity w łó\ko.
    Poprzysiągł sobie, \e odzyska siostrę i straszliwie ukarze Armstrongów. Jeszcze dziś
    w nocy.
    - Przeszukajcie zamek - polecił zdenerwowany. Przeczesał palcami włosy,
    zastanawiając się nad kierunkiem pogoni. - Przepatrzcie całe Norwyck, zajrzyjcie
    we wszystkie kÄ…ty, do ka\dej chaty we wsi.
    Nie wierzył, \eby Eleanor była gdzieś w pobli\u. Porywacz na pewno gnał ju\ w
    stronę Braemar. Bart zamierzał zrobić to samo. Stanie pod murami twierdzy i za\ąda
    zwrotu siostry. Jeśli Armstrong odmówi...
    Nie, pomyślał. Tylko spokojnie. Wszak tu chodzi o \ycie Eleanor, a na razie
    Lachann ma przewagÄ™. Ale tylko na razie.
    Postanowił nie zmieniać planów i wciągnąć Armstronga w zasadzkę. Tylko w ten
    sposób mógł zerwać jego sojusz z Carmagiem i zmniejszyć liczbę wrogów, nim
    dojdzie do bitwy. To tak\e dawało mu lepszą pozycję w razie negocjacji.
    A poza tym, on teraz te\ miał zakładniczkę.
    Ani trochę nie wątpił, \e Lachann chciałby odzyskać córkę. Tylko w ten sposób
    mógł spełnić dawną obietnicę daną Carmagowi. Co zrobi, gdy się dowie, \e jego
    chytry plan porwania się nie powiódł?
    Mimo to Bart nie czuł satysfakcji. Bardziej martwiło go to, co dzieje się z Eleanor.
    - Niech to piekło pochłonie - mruknął przez zaciśnięte zęby. Ellie była drobna i
    delikatna. Na pewno bardzo się bała. Nigdy dotąd nie zaznała od nikogo nawet
    najmniejszej krzywdy. Gdyby Armstrongowie zrobili jej coś złego...
    - Milordzie - odezwał się sir Walter. - Wydasz no-we rozkazy?
    - Nie - odparł Bart. Po raz pierwszy spojrzał na Mairi i skrzywił się na widok jej
    zapłakanej twarzy. Miała podkrą\one oczy i wydawała mu się mniejsza i bardziej
    krucha ni\ zazwyczaj. Dr\ącymi dłońmi tuliła wystraszoną Kathryn.
    Uniosła głowę i popatrzyła na niego. W jej oczach widniał nieopisany smutek.
    Wyraznie była przera\ona tym, co się stało z Eleanor.
    Bart doskonale zdawał sobie sprawę, \e jeśli ma odzyskać siostrę, to musi oddać
    Mairi. W tej chwili jednak wcale nie był pewny, czy chce to zrobić.
    W ciągu minionego dnia, nadzorując załadunek wozów, myślał wyłącznie o tym, jak
    wykorzystać Mairi w rozprawie z Armstrongiem.
    Najrozsądniej było ją zostawić w zamku. W trosce o bezpieczeństwo córki Lachann
    na pewno porzuciłby plan napaści na Norwyck. Ale teraz, po uprowadzeniu Eleanor,
    nieuchronnie musiało dojść do wymiany zakładniczek.
    Bart zacisnął pięści tak mocno, a\ mu chrupnęło w palcach i odwrócił się do niej
    tyłem.
    Czyste szaleństwo. Jedynym wyjściem była zasadzka. Rycerze z Norwyck musieli
    czekać w ukryciu, w lasach otaczających Braemar. Bart miał na szczęście dość ludzi
    i zapasów, \eby wytrzymać tam nawet tydzień. Był przekonany, \e w tym czasie
    Lachann i Carmag opuszczą twierdzę, aby wyprawić się na Norwyck.
    Gdyby wpadli w zasadzkę, to Eleanor cała i zdrowa wróciłaby z niewoli. Wojska
    Armstrongów poszłyby w rozsypkę.
    Dopiero teraz zdał sobie sprawę, \e tak układa swoje plany, aby odzyskać siostrę,
    ale nie stracić Mairi.
    Nie mógł spokojnie myśleć, widząc ją bladą i roztrzęsioną, tulącą do siebie Kathryn.
    Coś go drapało w gardle, dusił się w tej komnacie. Obrócił się na pięcie, wyszedł na
    kru\ganek i szybkim krokiem zbiegł po schodach na dół, do wielkiej sali.
    A jeśli sir Walter mówił prawdę? - przemknęło mu przez głowę. Je\eli Armstrong
    rzeczywiście chciał wydać córkę za lairda MacEwena? Nic dziwnego, \e wolała nie
    wracać do Braemar. Nie mogła te\ rozpowiadać w Norwyck, \e jest córką ich
    najgorszego wroga. W gruncie rzeczy znalazła się między młotem a kowadłem.
    Bart wyszedł na dziedziniec i głęboko zaczerpnął tchu. Musiał wymienić Mairi na
    Eleanor. Jak to się stało, \e zaufany przyjaciel i doradca przez kilka tygodni skrywał
    przed nim tak wa\ką tajemnicę? A teraz jednym pociągnięciem miałby wysłać na
    śmierć kilkuset rycerzy?
    Czy naprawdę nie było \adnej kary na Lachanna Armstronga?
    Poszukiwania trwały. Bart przeszedł przez dziedziniec do kwater rycerzy. Wszyscy
    byli gotowi. W tej części zamku panował powa\ny, wręcz uroczysty na-strój.
    Niektórzy modlili się przed bitwą, inni popijali wino albo prowadzili ściszone
    rozmowy. Najczęściej rozprawiano o jakichś dawnych bojach.
    Bart wiedział, \e nie zaśnie. Wcią\ łudził się nadzieją, \e ktoś odnajdzie Eleanor w
    jakimś zakamarku za-ku, ale rozsądek mówił mu, \e to niemo\liwe.
    Kiedy przyłączył się do poszukiwań, był przekonany, \e jego siostra jest w drodze do
    twierdzy Braemar. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl